Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Zniszczona forteca "Limaru"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Drakerra / Smocze Ziemie - Królestwo / Północne Królestwo
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 1:25, 30 Mar 2011    Temat postu:

Bez wątpienia wydarzenia te zaskoczyły architekta. Zdążył jeszcze pomyśleć "ale jakim cudem...?!", zanim obezwładniający ból sprowadził go do poziomu kulącego się zwierzątka. Przez chwilę leżał tam, zwyczajnie szczęśliwy, że już go nic nie boli. Potem zebrał resztkę sił i wstał. Płonący w sercu gniew dodawał mu sił, wyczerpanych przez bóstwo. Otarł resztki wymiocin z ust lewą ręką. Splunął mieszanką śliny i krwi, przypuszczalnie ugryzł się w język w spazmach. Jego ciało drżało ze strachu i zwierzęcy instynkt kazał mu uciekać przed drapieżnikiem. Jednak jego duch, jego człowieczeństwo, płonęło w nim jak nigdy dotąd. Nigdy dotąd nie czuł się tak ludzki jak wtedy, stojąc w podziemnym lochu, skąpany we własnych płynach cielesnych i otoczony ich zapachem. Słaby, wycieńczony, przerażony, nigdy dotąd nie czuł się tak dumny z tego czym jest.

Mimo całego strachu, to co teraz powiedział zabrzmiało zadziwiająco wyraźnie i czysto, szczególnie zważywszy na opuchnięty język:
- Wybacz mi, Gomie. Zdaje się, że postawiłem cię na równi sobie. Właśnie udowodniłeś mi jak bardzo się myliłem. - Pomimo ognistego gniewu, mag miał spokojny głos, neutralny, bez cienia sarkazmu, czy ironii. - Właśnie udowodniłeś, że stoisz o wiele niżej ode mnie. Jesteś jak podrzędny rzezimieszek, znający tylko prawo siły... choć nie, właściwie to jak rozpuszczone dziecko, zachwycone swoją władzą nad małymi owadami. Owszem, możesz mi powyrywać skrzydełka. Możesz mi urwać głowę, kończyny, zabić mnie. Możesz rzucić mnie na plecy, bym się miotał słaby i bezradny. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że jesteś tylko rozpuszczonym, małym bóstwem, mogącym tylko torturować i grozić, gdyż wszystko inne cię przerasta. Jesteś skończonym i przez to niezdolnym do zmiany czy zrozumienia bóstwem. Jesteś całkowicie jednotorowy. Będziesz podążał swoją drogą, jednakże niezależnie od tego, czy śmierć ostatecznie zwycięży życie, ty od początku jesteś skazany na porażkę. Biada tym, którzy podążą za tobą, gdyż sprowadzisz na nich tylko nieszczęście.

Deithe zwrócił się do Mariusa:
- Przykro mi, że musiało do tego dojść. Wiem, że miałeś dobre zamiary. Nie miej mi za złe, nie chcę urazić twojej wiary, czy poświęcenia, ale bardzo ci współczuję służby u bóstwa, które za nic ma twoje istnienie. Wybacz, że nasze spotkanie obrodziło w trujące owoce. Miałem nadzieję, na wzajemne zrozumienie.

Do Goma jeszcze dodał:
- Oczywiście zabiorę stąd moich ludzi. Nie jesteś wart ich życia, czy zdrowia. Jeśli mam być szczery, to swoich sług też nie jesteś wart. Rozumiem, że możesz mieć za nic życie ludzi, ale pogarda dla nieżycia swoich sług naprawdę smuci mnie i brzydzi.
Deithe ruszył chwiejnym krokiem do wyjścia, ale obrócił się i w przypływie szczerości dodał:
- Na twoim miejscu zabiłbym mnie tu i teraz. Moje wcześniejsze ostrzeżenie pochodziło wprost z serca. Nie jesteś moim Bogiem.

Następnie, zakładając, że bóg nie skorzystał z jego głupiej, ale zupełnie szczerej rady, wyszedł z zamku i wydał rozkaz do natychmiastowego opuszczenia Limaru, a sam poszedł się umyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deithe dnia Śro 1:36, 30 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Śro 22:57, 30 Mar 2011    Temat postu:

Gom całkowicie zignorował słowa maga. Spojrzał na niego jak na robaka i zanim architekt dokończył swą wypowiedź, projekcja Imperatora Śmierci rozpłynęła się w powietrzu. Marius zupełnie uprzejmie pożegnał Deithe lekkim skłonem, po czym ruszył na dół, do lochów.

Tymczasem przed fortecą wiele musiało się wydarzyć, gdyż gdy tylko mag wynurzył się z budynku, zaobserwował, że z nieba leje się na ziemię zielony blask. Gdy Deithe skupił się zauważył coś w rodzaju sfery wokół zewnętrznych murów. Ludzie biegali w różnych kierunkach, Atanael starał się zorganizować harmider, zaś Breg (w stanie wyraźnej furii) wrzeszczał na Nicolasa, który unosił się nad ziemią, wyraźnie z siebie zadowolony, a przy okazji porządnie przestraszony.

Kiedy asystenci zauważyli swego przełożonego rzucili się jego kierunku. Deithe nie spodziewał się takiej prędkości biegu u Brega (który z pewnością nadawałby się na mistrzostwa kraju w sprincie), ani Nicolasa, pikującego na swoich (ślicznych nawiasem mówiąc) skrzydłach jak orzeł atakujący ofiarę. Obaj przybyli do architekta mniej-więcej w tym samym momencie. Breg zaczął mówić pierwszy, ale Nicolas od razu dołączył się i stworzyli całkowicie niezrozumiały bełkot, strumień słów, który w uszach maga nie zamieniał się w żaden sposób w jakikolwiek logiczny sens. Po krótkiej chwili asystenci zaczęli wrzeszczeć jeden na drugiego, w końcu Nicolas popisał się (całkowicie niespodziewanym) przejawem rozsądku i rzucił jakieś zaklęcie, po którym głos Brega zamarł, a on sam ruszał ustami, jak ryba. Szybko jednak zrozumiał intencje swego współpracownika i odwrócił się do Deithe, a Nico powiedział:
- Panie szefie, niech pan wybierze kto ma panu opisać sytuację...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 23:09, 30 Mar 2011    Temat postu:

Architekt potoczył zmęczonym wzrokiem po swoich asystentach. Nieco zdziwił go fakt, że nikogo nie obszedł jego stan, który powinien być wyczuwalny z kilku metrów. Ale tylko minimalnie go zdziwił.
- Wszystko mi jedno, zdecydujcie między sobą.
Deithe rozepchnął ich bezceremonialnie i ruszył w kierunku ledwie rozłożonych kuźni. Wiedział, że tam musi być zapas wody i szczerze mówiąc, był to jego najlepszy strzał w tym momencie.

Po drodze oddarł też kieszeń, w której zwykle chował lewą rękę i odrzucił skrawek materiału jak śmiecia. Starał się skupić na tym co mówili jego asystenci, ale zajmowała go teraz pierwsza lepsza beczka wody. Gdy jakąś znalazł, podniósł ją i oblał się zawartością (minimalnie skupiając się na tym by odróżnić wodę od innych możliwych płynów), starając się zmyć z siebie choć odrobinę smrodu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Nie 12:45, 03 Kwi 2011    Temat postu:

Nicolas spojrzał na swojego przełożonego, przekrzywiając głowę i zaraz zrozumiał o co chodzi. Wyszeptał jakąś formułę i nagle w plecy Deithe uderzył strumień wody, na głowę zaczął padać mu ulewny deszcz, zaś spod ziemi tryskały bicze wodne, całkowicie wypłukując ubranie architekta. Po kilku sekundach zaklęcia przestały działać i Nico zadowolony spojrzał na swoje dzieło całkowitego "wyprania" Deithe. Breg miał minę, jakby chciał udusić swojego współpracownika, ale wciąż nie mógł mówić. Nicolas pokazał na niebo, a raczej na zieloną kopułę nad fortecą. Zaczął mówić niespokojnym głosem:
- Panie szefie, problem, bo przyszedł ten no... Ten właśnie, tak tak, zły rycerz, yy... Eee... Śmierci, tak tak. I tak jakby... Eee... Jak to powiedzieć... No tego, właśnie no... Chyba uratowałem nas przed nim, ale... Eee... Chyba nas zamknąłem, panie szefie i obawiam się, że eee... Kurde no, mmm... Chyba nie mogę tego cofnąć za bardzo, no właśnie, no.
Nicolas uśmiechnął się blado, a Breg odzyskał głos, bo zaczął opieprzać Nico z góry na dół, wypluwał słowa szybciej, niż obaj magowie mogli to zrozumieć. Tymczasem na barierze rozbił się jakiś pocisk, przez co kopuła zafalowała, gdzieniegdzie wystrzeliły z niej zielone pioruny. Atanael wreszcie zorganizował zbrojnych i biegł już do Deithe, robotnicy zgromadzili się przy poszczególnych mistrzach, którzy próbowali ich uspokoić i coś zorganizować.

Ogółem wyglądało to nieciekawie.

Hm...
+150 za samo zobaczenie avatara Goma
+250 za zdobyte informacje
+100 za samą odwagę
+50 za bardzo interesującą przemowę
+10 za stoicki spokój
Sumujmy: 560PD. Powinno być chyba więcej? Ale jest tyle


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Sob 14:46, 09 Kwi 2011    Temat postu:

Architekt dla odmiany autentycznie ucieszył się z błazeństwa Nicolasa. Czystość, ponad smród! Tak, to powinno być jakieś motto. Poza tym, gwałtowny prysznic nieco go orzeźwił, przeganiając chwilowo zmęczenie z mięśni i kości. Pomimo chłodu wody i nocy, czuł dziwny żar w ciele, więc przyłożył sobie lewą dłoń do czoła dla ochłody. Spojrzał po swoich asystentach.

- Czemu ja was właściwie zatrudniłem jako moich asystentów...? - Spytał Deithe sam siebie, ale nie oczekiwał odpowiedzi. - Czy naprawdę uważacie, że to odpowiednia chwila na zgrywanie komediowego duo? Jeśli sobie życzycie, od teraz mogę nazywać was Bopo i Popo, Dwaj Najwięksi Klauni Imperium! Tyle, że to nie jest cyrk, a ja nie potrzebuję klaunów. - Mag ziewnął, starając się zepchnąć otumaniające zmęczenie w głąb siebie. Mimo wszystko spotkanie z Gomem wciąż dawało mu się we znaki.

- Powiem to inaczej, mamy tu pół tysiąca przerażonych ludzi, którzy zamiast uczciwie pracować, zostali wrzuceni między dwie zwalczające się frakcje nieumarłych. Nawet jeśli nie zdają sobie sprawy w jak głębokim gównie się znajdują, czują nosem, że mają przejebane. Nie na to się pisali. Naszym obowiązkiem, jako dowódców jest zapewnić im bezpieczny powrót do domu. Jeśli więc jesteście moimi asystentami, to zachowujcie się odpowiednio i naprawdę mam gdzieś wasze pochodzenie, przekonania, czy stan umysłu.

- Breg, zdaje się, że zanim zaczęliście się sprzeczać o to, kto mi powie jak bardzo jesteśmy udupieni, kazałem was wykonać rozkaz wymarszu, prawda? Jako organizator, zajmij się tym. Idź do mistrzów i wydaje odpowiednie rozkazy. Mają spakować co dadzą radę, a to czego nie dadzą zostawić.

- Tymczasem my z Nicolasem przyjrzymy się tej tarczy i Rycerzowi Śmierci... o witam, kapitanie. Czyżby pan też chciał mi powiedzieć, że jesteśmy w czarnej... a zresztą, tak słucham? - Powiedział architekt, wskazując na Nico, żeby poszedł z nim i powoli ruszył do głównej bramy Limaru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Pią 8:58, 22 Kwi 2011    Temat postu:

Breg wydął usta, by od razu wyprostować się i przyjąć wyraz twarzy pokerzysty. Nawet nie poczerwieniał, gdy usłyszał o sobie, jako o klaunie, ale nawet bez żadnego "tak jest, sir" poszedł, gdzie przełożony go wysłał. Nicolasa nie obeszło żadne słowo Deithe, kiwał zaledwie głową, jakby potakując na wszystko, co powiedział architekt. Gdzieś padło urocze słówko "przepracowany", a w innym miejscu "to za dużo jak na jednego człowieka", a na koniec, co Deithe mógłby przysiąc, padło "zjadłbym czekolady".

Kapitan podbiegł do magów, stanął na baczność i zaczął żołnierskim głosem:
- Mam kilka informacji, sir. W zasadzie cztery wiadomości. Dwie dobre i dwie złe. Dobra jest taka, że nieumarli nie mogą przedostać się przez barierę. Ich pociski z katapult, które przytargali również. Zła jest taka, że sami nie możemy się wydostać. Od razu druga zła wiadomość: tych trupów jest około setki, ale nie są to zombie, ani ghule, tylko Rycerze Śmierci, kilku Akolitów nekromancji, czarny kapłan i lich. Dużo silnych nieumarłych, gdybyśmy zaczęli kiedykolwiek walkę: zmiotą nas z powierzchni ziemi.
Tu Atanael zatrzymał się, odetchnął dwa razy i kontynuował dalej swoim pozbawionym emocji głosem prawdziwego, dobrego żołnierza:
- Druga dobra wiadomość jest taka, że chcą rozmawiać. Przez barierę da się rozmawiać dość swobodnie, więc nie ma z tym problemu. Jednak ten Rycerz Śmierci, który podszedł nie ma zamiaru powiedzieć nic bez naszego przywódcy, a z tego co wiem to Pan jest tutaj przywódcą.

Gorzej chyba już być nie mogło- szepnęło coś wewnątrz architekta. chyba niespecjalnie się z tego ucieszył, bo te słowa zawsze oznaczały, że stanie się coś gorszego. A może to będzie wyjątek od tej paskudnej reguły?

Nicolas odezwał się jeszcze:
- Bardzo przepraszam pana szefa, ale Breg chciał dobrze, bo widzi pan, on trochę inaczej postrzega magię, niż my, to zaklęcie bariery wymknęło się co prawda spod kontroli, ale Breg chciał od razu mnie postawić pod sąd wojskowy, sir. Naprawdę chciałem dobrze, przecież Ci nieumarli przeszliby po nas, nawet nie zauważając! Naprawdę to trochę źle wyszło przepraszam za nasze wspólne zachowanie, wiem jak bardzo potrafię zdenerwować, tak, tak. Wiem dobrze i nie dziwię się, że nawet tak spokojny i profesjonalny człowiek jak Breg ma mnie dość, tak, tak. A teraz jeszcze to, wiem, że przecież większość ludzi na jego miejscu już by mnie udusiła, ja wiem, tak, tak...
Zakończył z lekko wymuszonym uśmiechem, ale nadal takim... Szalonym?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Nie 22:14, 24 Kwi 2011    Temat postu:

Deithe nieco zdziwił zerowy brak reakcji Atanela na jego lewą rękę. Ale zaledwie marginalnie, gdzieś na obrzeżach świadomości. Wiadomości kapitana też go mało co wzruszyły, nie mówiąc o jakimkolwiek przerażeniu. I nie chodzi tu bynajmniej o to, żeby architekt czuł się oderwany od rzeczywistości, do czego miał pełne prawo. Zwyczajnie po tym jak bóg niemalże dosłownie skopał go po jajach armia nieumarłych jakoś nie budziła już takiego podziwu co kiedyś.

Mag przystanął, zalany potokiem słów Nicolasa. Przez sekundę, może dwie wpatrywał się w niego bez wyrazu, po czym się uśmiechnął.
- Ależ nic się nie martw, w końcu wyszło nam to na dobre, nie? - klepnął chłopaka po ramieniu dla dodania otuchy. Przypominał przy tym sobie, by zrobić to prawą ręką. - Nawet geniusze popełniają błędy. Nie przejmuj się, wiesz przecież, że Breg nie zrozumiałby twoich intencji, nawet jakby wybuchły mu w twarz. To już taki typ, od którego odbija się każda idea szersza niż szerokość tabelki, prawda? - Uśmiech skierowany do asystenta mógł wyrażać cokolwiek.

- No to pogadajmy sobie z tymi nieumarłymi, co kapitanie? Przyda mi się pan, wygląda pan tak poważnie w tym pancerzu. Akurat to czego potrzebujemy. Ale tylko pan oczywiście. Chcemy przekazać im "porozmawiajmy poważnie, żywi inaczej" a nie "włożymy was z powrotem do grobu, cholerne zdechlaki".
Mówiąc to ponownie szedł już do bramy głównej. Minął barbakan, zszedł przez bramę wewnętrzną, przeszedł plac i podszedł do głównej bramy. Przy okazji obserwował tarczę Nicolasa, oceniając ją jak jeden mag pracę drugiego. Zbliżywszy się, spojrzał na czekającego tam Rycerza Śmierci, który chciał mówić z ich dowódcą.

- Jak leci? - Zagadnął. - Jestem Deithe Arc'Denti, przywódca tej ekspedycji. Dowodzisz tu? Jak nie to nie marnuj mojego czasu i zawołaj swojego szefa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:28, 26 Kwi 2011    Temat postu:

Kevaks nieco zaskoczony tekstem jaki został mu wyjawiony, szybko obrócił głową, jakby obawiał się, że słudzy nekromanty mogą wszystko widzieć. Nikt poza nimi przecież nie wiedział jaka więź łączy nekromantę z jego nieumarłymi sługami.

Młody kapłan próbował zasłonić jednak na wszelki wypadek księgę tak, aby nikt poza nim nie mógł ujrzeć jej i treści jaką skrywa. - Dobrze więc... - Trochę podirytowany słowami typu " jesteś moim wiernym sługą " kontynuował myśl. - ...gdzie mam się teraz udać? Za Zorhulem? - Dziwne myśli ogarnęły kapłana na samo wspomnienie imienia Zorhul. - Pff... zresztą i tak nie wiem czy bym go dogonił, skoro on już dawno opuścił to miejsce... - Kevaks nie był pasjonatem biegania i sama myśl o tym, że musiałby teraz zasuwać jak szalony by dogonić człowieka, który i tak przyprawia go o bóle głowy była niezbyt przekonująca. - Co zatem ? - Skierował myśli w stronę księgi, jak by wiedział, że jest z nią połączony w pewien sposób myślami.
Śniący był jednak skłonny uczynić wiele by doszukać prawdy. Zadanie zlecone przez Kerkete było niemal obowiązkiem, którego nie sposób było odrzucić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 22:19, 27 Kwi 2011    Temat postu:

Kevaks:

Księga budziła skrajne myśli, w istocie wprawiała w zakłopotanie, choć cała misja zdaje się być tajemnicą to jednak dziwny był też taki bezpośredni sposób zwracania się do kapłana. Jednak jeśli rzeczywiście to wszystko miało by być prawdą, można było by się poczuć zaszczyconym.

Księga nie odpowiedziała jednak na twoje myśli. Schowałeś ją więc po czym skierowałeś się ku wyjściu za truposzem.

Zostawił cię przy wyjściu z katakumb. Kojarzyłeś już mniej więcej drogę, zatem po niedługim czasie wydostałeś się na zewnątrz, gdzie jednak nie spodziewałeś się że zastaniesz taką sytuację.

Plac jak był zrujnowany takim pozostał, jednak w tej chwili oprócz zgliszczy, wszędzie walały się świeże zwłoki. Paru, może parunastu zbrojnych konnych rycerzy porozrzucanych było po całym placu. Krew, czarne smugi magii na ziemi, parujące magiczne opary wokół głębokich ropiejących czarnych ran rycerzy, domyślałeś się kto to zrobił. Gdy kroczyłeś przez plac, nigdzie jednak nie zauważyłeś Zorhula.

Wśród makabrycznych trupów usłyszałeś jeden jęk. Ostrożnie podszedłeś w jego kierunku.

Gdy wyjrzałeś za pozostałości pomnika na środku placu, ujrzałeś jednego z rycerzy który zaraz powoli odwrócił się w twoim kierunku. Wyraz pełen rozpaczy, przerodził się nagle w promieniejący dziecięcy uśmiech - T, ty... Nie jesteś, nekromantą? Ekhu - Kaszlnął łapiąc się w bólu za tors, po czym ponownie zwrócił się do ciebie wyciągając rękę - Jesteś, kapłanem? Skąd ty się tu wziąłeś? Albo mam omamy, albo, bogowie mi cię zesłali! - Próbował wstać, jednak zaraz upadając z sił, zrezygnował - Cały, oddział... Zabił, wszystkich moich, żołnierzy... Ja, jestem kapitan patrolu Drakońskiego Berghof, kojarzę twoje, szaty. Ty, jesteś kapłanem Ke, Ekh! - Kaszlnął, plując krwią i łapiąc się w bólu za dziurawą zbroję. Kątem oka zauważyłeś jak po jego ramieniu powoli rozszerza się czarne znamię, najwidoczniej skutki działania jakiegoś zaklęcia - To chyba, mój koniec... Proszę... Proszę o udzielenie mi jakiegoś, błogosławieństwa, łaski, czy... Nie wiem... Przed śmiercią... - Dodał charczącym głosem, ciężko dysząc, z opuszczoną głową.

[PS: Te, ja myślałem że ty mi już nie grasz a zdradziłem na forum co zamierzałem! XP Jednak coś ci wykombinuję za karę :> hre hre hre ^^]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eroon dnia Śro 22:21, 27 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:20, 29 Kwi 2011    Temat postu:

Kevaks był strasznie zdziwiony tym co zaszło na placu. Nie dowierzał temu co widzi... krew, śmierć, ból i magia. Nie mógł zrozumieć czemu taka rzeź miała miejsce. W głowie kłębiło się wiele myśli, które kapłanowi ciężko było poukładać. - Huh... - westchnął lekko. - Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

Po chwili zerknął na żywego rycerza co wydało mu się również dziwne. - Jak on to przeżył ? - Śniący pytał sam siebie w myślach.

- No co tam ? - Nie bardzo wiedział co ma powiedzieć w takiej bezsensownej sytuacji.

Przykucnął na jedno kolano by móc się zbliżyć nieco do rannego. - Po jego stanie można było liczyć tylko na jedno, ale Kevaks zawsze był pełen nadziei. - Nie jestem wprawnym medykiem, a właściwie nie znam się na tym w ogóle... - Lekko spuścił głowę. - Ale mogę zaoferować Ci błogosławieństwo o które prosisz. - Kevaks przyłożył rękę do jego czoła i zaczął wymawiać słowa błogosławieństwa.

Bądź błogosławiony na wieki, dzielny kapitanie
Niech Cię strzeże pan nasz Kerkete od zła wszelkiego,
I okryje Cię łaską na pożegnanie.
Uwolniwszy Cię od bólu złego,
Spoczywaj w spokoju...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 12:12, 04 Maj 2011    Temat postu:

Kevaks:

Berghof ostatkami sił wyszeptał - Dziekuję... - Po czym zamknął oczy, a ty zmówiłeś modlitwę do Kevaksa.

Przez chwilę poczułeś przeszywający ból najwidoczniej będący skutkiem opierania się zabójczego zaklęcia, gdy jednak skończyłeś ostatnim słowem, pomiędzy twoją dłonią a czołem kapitana mimo mroku na chwilę rozpromieniło delikatne mistyczne światło. Oddech rycerza był powolny, niemal zanikający, jednak cały czas żył. Do tego po chwili zauważyłeś jak rozciągające się znamię czarnej magii ustało. Jeśli umrze, może ciało nie zostanie przynajmniej splugawione, aczkolwiek zauważyłeś iż zamierzane błogosławieństwo pochłonęło znacznie więcej energii niż się spodziewałeś.

[Zyskujesz 20 PD za błogosławieństwo]
[Tracisz 18 pkt wiary]

Wstałeś, i zachwiałeś się lekko. Całodzienna podróż oraz wizyta w tych ruinach dają się we znaki a zmęczenie dosięga zenitu. Po udzielonym błogosławieństwie można powiedzieć że prawie, zemdlałeś.

Odszedłeś krok, jednak zaraz oparłeś się o pomnik. Usiadłeś aby złapać oddech, jednak nim się zorientowałeś pochłonął cię kojący sen.

[Następny post o tu: Sen? Kevaksa ] ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Pon 10:57, 09 Maj 2011    Temat postu:

Atanael tylko skinął głową i ruszył z prawej strony architekta, równym wojskowym krokiem. Nicolas tymczasem odszedł w kierunku tłumu ludzi. Deithe chwilę oglądał pole siłowe, stworzone przez swojego asystenta. W sumie, mag nie widział, co o tym sądzić. W życiu nie widział tak wielkiej bariery idealnej, której nie da się przejść żywym, martwym, której nie da się przeniknąć, będąc pociskiem z katapulty, ale jednak przepuszczając bez problemowo dźwięki. Ziarko uznania rosło w umyśle obserwatora, jedynym zgrzytem był całkowity brak kontroli nad barierą, której źródłem zdawał się być barbakan, obok którego przechodzili.

Dopiero teraz Deithe zauważył delikatną zieloną żyłkę, łączącą zieloną kopułę z budynkiem... W którym spał demon protekcji. Czy to przypadek, że Nicolas odbył tam rytuał, jego niedbalstwo, czy celowe działanie? Mag nie mógł tego zgadnąć. Było to jednak... Złowieszcze. W sumie asystent pokazał już wiele razy, iż nie jest do końca zdrowy na umyśle, ba! Wielu ludzi określiłoby go mianem "szalony". Było to jednak szaleństwo pomieszane z geniuszem w proporcjach jeden do jednego i nikt publicznie nie przyznałby się do tego, że uważa młodego geniusza za idiotę, chociaż wielu tak właśnie myślało.

Gdy obaj mężczyźni podeszli pod granicę bariery stała się ona przezroczysta, jak szkło. Widać było przez nią idealnie. Po drugiej stronie stał rycerz w szarj zbroi o chodnych, niebieskich runach. Miał krótkie białe włosy, a jego oczy dosłownie paliły się niebieskim ogniem, który niemal wystrzelał z oczodołów. Robił imponujące wrażenie. W tyle, za nim, stało kilka postaci w fioletowych szatach, dyskutujących o czymś swobodnie. Dalej w tle widać było innych rycerzy śmierci, w pełnej gotowości bojowej.

Na słowa architekta jego rozmówca odpowiedział:
- Ha. Nareszcie ktoś konkretny, bezpośredni i twardy.
Jego głos był niski, ale... Ludzki, przynależny żyjącemu człowiekowi, bez żadnych typowych dla nieumarłego odkształceń. Normalny głos normalnej istoty ludzkiej.
- Witaj Deithe Arc'Denti. Na imię mi Acheron, jestem dawny rycerz śmierci Goma, o imieniu Wojna. Pod tą fortecą mieszka jeden z dawnej czwórki najwyższych mojego dawnego pana, Marius Zaraza. Wy mnie nie obchodzicie, żywi, lecz podziwiam wasz sposób odgrodzenia się od nas. Ta bariera jest idealna, a przynajmniej na tyle silna, że powiem wprost: nie potrafimy przez nią przejść. Chciałem więc zawrzeć umowę. Wy nas przepuścicie, a my nie zrobimy żyjącym krzywdy i postaramy się nawet nie zniszczyć nadto tej fortecy, której prawo własności, zdaje się, przypisujecie sobie...

Nieumarły mówił powoli, ważąc słowa na języku. Brzmiał zdecydowanie i całkiem przyjaźnie. Nie było nawet pogardy w słowie "żywi". Mówił jak do kogoś, kogo uważa, za kogoś swojej miary.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Sob 15:56, 21 Maj 2011    Temat postu:

Deithe rozważył kilka konceptów w myślach. Po pierwsze sam określił dość dosadnie swojego asystenta jako idiotę. Choć obecnie zmienił zdanie. Bariera też była niezła, choć nie przesadzałby z takim podziwem. Miał już kilka pomysłów co z nią zrobić.

Spojrzał na rycerza śmierci, Acherona, czy jak go tam zwali. W porównaniu do boga nie prezentował się wcale tak znowu imponująco. Deithe odniósł wrażenie, że po tym jak bóg śmierci zrobił sobie z niego worek treningowy coraz ciężej go zaskoczyć, czy przestraszyć. O dziwo wraz z wyzwoleniem umysłu w lochach zyskał nową pewność siebie.

- Wojna i Zaraza, co? Pewnie powinienem się tego domyślić - mag westchnął. Gom był rodzajem boga, który nie przestawał go zaskakiwać. Gdy już, już wydawało mu się, że nie może być gorzej, udowadniał, że i owszem. To był zdecydowanie niewłaściwy rodzaj boga.
- Dobra, sprawa ma się tak. - Zaczął wyjaśniać. - Kij mnie obchodzą wasze zwady. A po spotkaniu z Gomem to już w ogóle mam to gdzieś. Jak dla mnie możecie się godzić, albo wyrżnąć nawzajem, co tam chcecie. My chcemy stąd zwyczajnie odejść, bo nie jesteśmy tu mile widziani. Problem leży w tym, czy mogę ci zaufać, Acheronie. Bo widzisz, Marius to porządny gość i wiem, że nie zaatakuje nas od tyłu przed terminem, ale co ty zrobisz? Gdy zdejmiemy barierę, czy rzucisz się na nas dla zasady?
Architekt zmienił położenie ciała, zakładając ręce na piersi, po czym dodał:
- A co mi tam, dam ci dobrą radę. W imię naszego paktu o nieagresji. Odejdźcie stąd. Nie wiem o co wam chodzi i nie bardzo mnie to obchodzi. Ale pod tym zamkiem zakopany jest demon, który chroni tego miejsca. Jak zaczniecie tu robić burdę, to będziecie musieli poradzić sobie i z nim. Ta bariera czerpie z jego mocy, więc macie porównanie, że łatwo nie pójdzie. A nawet jak wygracie, jak zamierzacie walczyć wtedy z Mariusem? Albo Gomem na ten przykład? Zrobicie jak zechcecie, mi zależy tylko na moich ludziach. Więc jak będzie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Śro 0:02, 25 Maj 2011    Temat postu:

Acheron z początku nic nie odpowiedział i zapadła niezręczna cisza. Nieumarły zastanowił się chwilę, jego twarz przyjęła wyraz myśliciela. To również zdziwiło architekta: przed nim stał nieumarły, z tego co mógł powiedzieć- bardzo stary nieumarły, ale jednak przedstawiający pełną gamę cech przynależną ludziom całkiem żywym. Jego mimika, głos, gesty, czy nawet słowa jakie dobierał: wszystko wskazywało na to, że jest normalnym człowiekiem.

Wszystko poza tym, że był martwy.

Rycerz wreszcie odpowiedział:
- Jesteś odważny i twardy w negocjacjach. Inteligentny. A teraz proszę, posłuchaj, bo mam dużo do powiedzenia. Wiem, że moje słowa dla Ciebie, szanowny architekcie, są niczym. Zacznijmy jednak szanować nawzajem swoje słowa, drogi Panie. Jedyną gwarancją może być chyba tylko przysięga na mój honor... Która jest wiele warte, nie mam nic poza honorem. Wiem, że ludzie z zasady nie ufają nieumarłym, ale od Pana wyczuwam pewną więź ze sferą śmierci, nie jestem dobry w magiczne klocki, ale tyle potrafię uchwycić. W każdym razie posłuchaj mnie Deithe Arc'Denti: nie opuściłem Goma bez powodu. Nie tępię już życia, zrozumiałem błędy Imperatora Śmierci, zauważyłem luki w tej filozofii. I wtedy, gdy byłem pełny zwątpienia, poznałem innego Pana. Pewien, również niegdysiejszy, Rycerz Śmierci opowiedział mi o Azothu. Bóg, który nie patrzy na rasę i przynależność, Ten, który nie wieży w dobro i zło, który rozumnie nie oczekuje zwycięstwa nad wszystkimi innymi, Bóg, który nie jest fanatykiem samego siebie.

Przywódca oddziału nieumarłych zrobił króciutką pauzę i kontynuował:
- Wiem o demonie, dawien dawno, mój ojciec Amerik uwięził go w tym miejscu. Był magiem, a tu była jego wieża. Co do walki z tym, co spotkam w fortecy: to już moje zmartwienie. Później możemy odejść, a możemy nawet zostać, zależy jakie porozumienie, ewentualnie, zawrzemy.

Po tej dłuższej przemowie Acheron zamilkł, ale dał jednak ręką znać, że nie skończył. Wziął głęboki oddech i skłoniwszy się lekko z mieczem ręce powiedział uroczystym (i nieco patetycznym) głosem:
- Ja, Acheron von Flare, syn Amerika, ojciec Argulusa, nieumarły Rycerz Azotha, uroczyście przysięgam na swój honor, że w ramach umowy zawartej między mną i moimi towarzyszami, a Deithe Arc'Denti i jego podwładnymi, nikomu nie stanie się krzywda z naszej strony, dopóki nam krzywda nie zostanie przez was wyrządzona.

W trakcie przysięgi Acherona Deithe słyszał, jak z kapitana Atanaela schodzi powietrze. Powoli, pomalutku, ale sukcesywnie i do zera. Mężczyzna stał jak wryty z otwartymi ustami. Nieumarły chciał już mówić coś dalej, ale zamilkł, widząc reakcję podwładnego architekta i spojrzał na maga pytająco...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Pią 0:56, 27 Maj 2011    Temat postu:

Deithe się zamyślił.
Jego pierwsza myśl mówiła: no nareszcie, ktoś mówiący z sensem! Druga myśl dodawała: tak, bardzo to wygodne, nieprawdaż? Za to trzecia wtrącała cicho: kogo to obchodzi? Pół tysiąca ludzi liczy na ciebie.

Zamrugał. Azoth, Azoth... nie mógł sobie przypomnieć świątyni takiego boga. Ale coś zaczęło mu świtać. Zdaje się, że spotkał kiedyś kapłana Sutra. Straszny świętoszek. Strasznie mściwy. Strasznie zapluty. Zdaje się, że grzmiał i pluł wokoło śliną przeciw Azothowi. Zdaje się, że niby bierze pod opiekę każdego honorowego wojownika i wcale nie dba o oczyszczenie świata... czy coś. Nie, żeby mag przepadał za wojownikami, ale ten kawałek o honorowości brzmiał nieźle.

- Och, zawsze biorę poważnie słowa ludzi dowodzących kohortą nieumarłych rycerzy z dodatkiem magów i machin oblężniczych - zapewnił Acherona. Spojrzał na kapitana. - A to jest Atanael von Flare, mój kapitan straży. Zdaje się, że jakiś twój potomek. Można też powiedzieć, że jesteś jego przodkiem. Ciężko powiedzieć, wszyscy nazywacie się na A, to i ciężko was rozróżnić. Nie jestem trollem, żeby mi to pomagało w zapamiętywaniu. W każdym razie Atanael został właśnie dość brutalnie postawiony przed faktem dokonanym i musi sobie uporządkować kilka spraw. Niestety, nie bardzo mamy czas na ckliwe, rodzinne powroty.

- Widzisz, Acheronie, nie zgadzamy się z Gomem w paru kwestiach. Mógłbym ci przy tym opowiedzieć zabawną anegdotkę, ale może innym razem. Co jest tu istotne, to to, że mam tu bardzo dużo ludzi, którzy bardzo nie chcą znaleźć się miedzy dwiema zwalczającymi się frakcjami. To, że frakcje są nieumarłe wcale nie pomaga. A więc do rzeczy.

- Wy chcecie wejść. My chcemy wyjść. Ogranicza na bariera. Niestety rzucił ją mój asystent i nie całkiem potrafi ją kontrolować. A skoro już umówiliśmy się, że sobie wzajemnie pomożemy, pomyślmy jak uporać się z barierą. Nie sprawdzałem tego, ale uważam, że barierę zasila moc demona. Gom mi wmawiał, że wygnać go może śmierć potomka tego, kto go tu sprowadził - rzucił spojrzenie kapitanowi. - Oczywiście nie jest to wyjście jakie chciałbym wybrać. Więc Acheronie, skoro twój ojciec go tu zamknął, może mógłbyś z tym coś zrobić? Mam co prawda inne pomysły, ale ten byłby najprostszy i najszybszy - dodał architekt dobitnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 0:50, 01 Cze 2011    Temat postu:

Kevaks:

- Wstałeś?

Nim otworzyłeś oczy, poznałeś głos jeszcze wczoraj umierającego Drakoońskiego rycerza, Berghofa - Mam wobec ciebie dług wdzięczności... Zdaje się że twoje błogosławieństwo nie tylko uwolniło mnie od klątwy... Ale i dzięki temu pozwoliło mi przeżyć - Siedziałeś jak padłeś pod pomnikiem, a cały plac pokryty gruzami i zwłokami, owiłu już popołudniowe słońce. Berghof podał ci rękę i pomógł wstać z uśmiechem na twarzy - Znalazłem w okolicy rozproszone konie dla nas, po moim patrolu... - Zacisnął pięści. Spoglądał na boki po swoich martwych towarzyszach, po czym ścisnął powieki w żalu i złości - Plugawy, nekromanta... Jednak to będzie ostatnia rzecz za jego nędznego życia której pożałuje...

Ty zaś przy swoim boku zauważyłeś list. Wbrew całemu otoczeniu ten był nadzwyczaj zadbany, oraz starannie zapieczętowany znakiem, ze szkieletami. Gdy Berghof pałętał się po placu otworzyłeś go

To dziwne, jednak gdy opuściłeś moją siedzibę do mojej głowy wróciły wspomnienia z przeszłości. Można by powiedzieć iż przez chwilę obudziła się nawet we mnie trwoga o twoje intencje, tym bardziej iż mój najlepszy adept podczas swojej misji obrał cię za towarzysza podróży, a ty masz w posiadaniu ważną dla niego duszę. Jednakże była to przelotna myśl młody kapłanie, a w tej chwili wręcz ciekawi mnie jak potoczą się wasze ścieżki, może nawet na końcu tej podróży odnajdziesz swoją wiarę Kevaksie, sługo boga tajemnic.

Marius

Schowałeś list, gdy Berghof wyrwawszy się z zadumy ponownie zwrócił się w twoim kierunku - Dostałem szansę aby pomścić ich śmierć... Kevaks, tak? Sługo Kerekte, choć te tereny są niebezpieczne, to jeśli jednak zmierzasz na północ pozwolisz że będę ci towarzyszył i służył swoim mieczem?

[Przywrócono punkty HP i Wiary]

[Uaktualniono Dziennik zadań: "Aż po grób"]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eroon dnia Śro 0:52, 01 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:01, 05 Cze 2011    Temat postu:

Kevaks zdumiony snem i wszystkimi zdarzeniami uśmiechnął się lekko. - Hmm... może jednak szczęście mi dopisuje. - Pomyślał, po czym przeciągnął się lekko.

Młody kapłan zanim jednak wsiadł na konia pozbierał swoje rzeczy do przysłowiowej "kupy", a następnie wziął do ręki kamień z tajemniczą duszą. - Nie rozumiem jednej rzeczy... skoro jest ona tak ważna dla Zorhula to czemu jej nie zabrał ze sobą ? Co w niej jest takiego niezwykłego ? - Znowu masa pytań. - To się nigdy nie skończy... - Wsiadł na konia z najzwyczajniejszym zadowoleniem. Najwyraźniej to odpowiadało kapłanowi.

- Dobry rycerzu! ...emm... Właściwie to nie mam pojęcia w którą stronę powinienem się udać, ale czy nie chciałbyś dopaść tego nekromantę ? Może mógłbyś go wytropić. - Kevaks był nieco zakłopotany... - Myślę, że mądrze będzie udać się razem z tym Berghofem. - Pomyślał.

- W każdym razie... prowadź rycerzu! Udam się za tobą.

[ Jeśli chodzi o ten chaos to nawet go nie zauważyłem ;P Ale fajnie, że stworzyłeś odpowiednie miejsce dla moich zadań ; )
Postaram się do końca przyszłego tygodnia skończyć ten dziennik. W sumie kiedyś go zacząłem i tak jakoś nie miałem motywacji by go dokończyć ^^ )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Pon 12:43, 06 Cze 2011    Temat postu:

Nieumarły przyjął minę uprzejmego zdziwienia, zaś jego daleki krewniak (któremu do nieumarłego całkiem daleko) patrzył na stoicki spokój swojego przełożonego z miną, która wprost krzyczała "Ciebie to nie przeraża?!". Ciszę przerwał Acheron, który uprzejmym tonem powiedział:
- Cóż, rzeczywiście, mamy mało czasu. Prawnuku: porozmawiamy przy innej okazji. Tymczasem... Chyba nie mogę przekazać Wam mojego sposobu, gdyż całkiem istotna w tym jest moja osoba i przedmiot, który posiadam. Bez niego moje plany są na nic, a wejść tam nie mogę. Więc mam inny pomysł, ale jest bardzo niebezpieczny. Musielibyście obudzić demona i wytrzymać na tyle długo, bym mógł go, że tak powiem, wyłączyć. Jeżeli po przebudzeniu go bariera by opadła, to ryzyko jest niewielkie, jeśli nie, to musielibyście go zwabić pod granicę bariery, a wtedy nawet cały rytuał może się nie udać. Co z tym zrobicie to wasza sprawa, w każdym razie jeśli wyłączycie barierę na dowolny sposób macie moje gwarancje nietykalności, póki nasza nietykalność nie zostanie naruszona.

Deithe dopiero teraz zauważył, że Nicolas (na swoich magicznych skrzydłach) lata dookoła słupa magii, przy samym szczycie kopuły, coś zapisując, przyglądając się i rzucając jakieś zaklęcia, których efektu nie było widać. Patrząc przez ramię zobaczył robotników, którzy uzbrojeni w swoje narzędzia zgrupowali się przy swoich mistrzach. Tworzyli w miarę równe szeregi i gdyby doszło do jakiegokolwiek starcia, to nie zginęliby w kilka sekund, biegając w rozsypce, ale mogliby trochę się bronić. Breg jednak ustawił ich nie w kierunku Acherona i jego nieumarłych, ale w kierunku wejścia do głównej części fortecy. Drzwi do niej (o ile Deithe dobrze widział) nie były zamknięte...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Wto 23:29, 07 Cze 2011    Temat postu:

Deithe odwzajemnił się spojrzeniem mówiącym "byłem tam, widziałem i kupiłem koszulkę". Westchnął.
- No dobrze, zobaczymy, co się da zrobić. Jakby co bądźcie w pogotowiu. Chodźmy Atanelu, wciąż mamy robotę do wykonania.
Gdy przeszli kilka kroków, zwrócił się do niego:
- Na bogów, człowieku, skup się. Twój dziadek wydaje się w porządku, bywa gorzej. Mógłby ślinić się wpatrując w przestrzeń, podszczypywać kelnerki po karczmach, albo nie dajcie bogowie, opowiadać jak to trawa była zieleńsza a niebo bardziej niebieskie gdy był młody. A tu popatrz, jakieś dwieście, trzysta lat na oko, a wciąż w czynnej służbie. Trzeba patrzeć na rzeczy z pozytywnego punktu widzenia. No i powstrzymać jakieś dwie setki przerażonych głupków, którzy najwidoczniej chcą zrobić coś głupiego... ech.

Podniósł z ziemi niewielki kamyczek. Nasączył go magią, a potem pstryknął w Nicolasa. Ocenił, że ten - biorąc pod uwagę szalone esy floresy w jakich latał - uniknie pocisku, ale może zrozumie przesłanie głoszące: rusz tu to swoje zdolne dupsko.
Tymczasem wraz z kapitanem - ma nadzieję - podszedł do najnowszego nabytku ich wyprawy: bojowej ekspedycji. Podszedł do jednego z robotników, wyglądającego na uzbrojonego i gotowego do walki, ustawiającego się przeciw zamkowi. Zignorował przy tym Brega i mistrzów i spytał tego człowieka:
- Bardzo przepraszam, ale jeśli mogę spytać, kim jest pan z zawodu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Śro 0:03, 08 Cze 2011    Temat postu:

Atanael otrząsnął się z pierwszego szoku i momentalnie wrócił do niego jego typowy, sztywny styl. Nawet zasalutował swojemu przodkowi odchodząc. Można to było wziąć jako przekaz szacunku, albo po prostu przejaw tego, że mimo powrotu wojskowych manier, głos kapitana dalej uwięziony był między strunami głosowymi, a światem zewnętrznym. Po kilku krokach powiedział jednak "Przepraszam, sir", ale jednak po żołniersku.

Kamyczek wyglądał jak wyglancowany, wystrzelił w kierunku latającego maga i przeleciał dobry metr od niego. Nicolas nie zauważyłby tego, gdyby nie fakt, że uderzenie naładowanego kamyczka o barierę spowodowało maluteńki pokaz sztucznych ogni w formacie "dla mrówek". Asystent architekta zawisł w powietrzu, rozejrzał się po przestrzeni pod sobą, po czym (nie przestając pisać) począł powoli opadać ku powierzchni ziemi.

Bregowi nie drgnął nawet mięsień twarzy, gdy został zignorowany przez swego przełożonego, ale jednak, w jakiś magiczny sposób, czuć od niego było irytację, jak alkoholowe chuchnięcie piwosza: wyraźnie i bez możliwości ukrycia tego. Wybór maga padł na czterdziestoletniego (na oko) budowniczego, uzbrojonego w topór (a raczej po prostu dużą siekierę). Mężczyzna ten spojrzał na Deithe i odpowiedział bez zająknięcia:
- Nie Pan, tylko Detrych, lub Wytrych dla towarzyszy pracy, sir. Jestem cieślą, zajmuję się cięciem drewna i ociosywaniem go z niepotrzebnych konarów, sir. W młodych latach byłem sportowcem, podnosiłem ciężary, rzucałem kulą, walczyłem w pojedynkach na rękę, sir.

Atanael podszedł do Deithe i powiedział cicho:
- Sir? Przepraszam, ale w bramie ktoś stoi. Chyba ten potwór, który nas przywitał, gdy pierwszy raz tam wchodziliśmy. Zdaje się, że nie jest sam. Jeśli dobrze widzę, to on słucha kogoś, kto stoi poza zasięgiem wzroku. Uznałem, że to interesujące, sir.

Deithe mógł przysiąc, że postać, której zarys widniał w wejściu do fortecy, miała rzeczywiście pokaźne rozmiary i niebywale długie kończyny górne, gdyż nie były to na pewno normalne ręce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Drakerra / Smocze Ziemie - Królestwo / Północne Królestwo Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 8 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1