Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Zniszczona forteca "Limaru"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Drakerra / Smocze Ziemie - Królestwo / Północne Królestwo
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Wto 23:20, 19 Paź 2010    Temat postu:

Architekt obrzucił swojego asystenta mieszanym spojrzeniem. Z jednej strony, protekcjonalność Nicolasa budziła w nim gniew i chęć odwetu. Przez jedną małą chwilę był o włos od dania geniuszowi w zęby. Ciekawe jakby się odszczeknął ze złamanym karkiem...
Potem przyszło opamiętanie, przynajmniej częściowe. Spokojna, racjonalna część osobowości Deithe, po raz kolejny tego dnia, wzięła górę nad prymitywnymi emocjami. Mag nie był pewien, czy aby nie był to ostatni raz.
- Dziękuję - powiedział nie bez niechęci. - Powiedziałem coś bez namysłu. Mam nadzieję, że mi przebaczysz. Potrzebuję tu zaufanego maga. Wierzę, że mogę ci z tym zaufać. Wrócę później, zobaczyć jak stoją sprawy - dodał, gdy asystent zabrał się do dzieła, a oni zebrali się do wymarszu.

Idąc przez plac architekt starał się zachowywać naturalnie: oddając pozdrowienia, gdy ktoś go pozdrowił, samemu pozdrawiając jeśli zauważył któregoś z mistrzów, rzucając uważnym okiem na postępy prac i zachowanie budowniczych. Spojrzał na przemienionego lisza.
- Nie o to chodzi, że mam pretensje... po prostu jestem zwykłym człowiekiem, który chciał wykonać zwykła robotę i trafił na ten cały... ukryty skarbiec nadnaturalnych dziwów. Być może moje przeszłe, dość niefortunne, spotkania z tego typu sytuacjami rzutowały na moje zachowanie. Pewnie dlatego, niepotrzebnie na ciebie naskoczyłem, Mariusie. Nie to było moim celem, zapewniam. Jak to powiadają "okoliczności nie były sprzyjające" - zrobił nieokreślony gest ręką, gdy wchodzili do zamku.

Deithe obserwował poczynania lisza w sali bankietowej zastanawiając się jednocześnie nad sprawą starego demona pod barbakanem i nadchodzącym spotkaniem z Gomem.
- Jak się właściwie rozmawia z bogiem? - zapytał. - Jakoś nie mam w tym wprawy... mam go tytułować Wasza Boskość? Czy może będziesz pośredniczył w rozmowie, bo na ten przykład nie jestem godzien by rozmawiać bezpośrednio? Czy to w ogóle bezpieczne? A tak to właściwie... do dzieła chyba. Nieumarli, demony, czemu nie bogowie?
Mag wzruszył ramionami z pozorną lekkością. Wysłuchał wyjaśnień kapłana i przygotował się na ile był w stanie na spotkanie z Gomem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:51, 20 Paź 2010    Temat postu:

Kevaks ciągnął z całych sił tajemniczy kamień. - Mmmusi mi się udać! Nie po to wzywałem Kerekte, abym teraz mógł uciec przed jakimiś nieumarlakami... a przynajmniej nie bez tego kamienia! - Śniący lekko podirytowany histeriami ducha szarpał dalej. - Może jak przyłożę w ten cholerny podest młotem to odpuści. - Młody kapłan jak pomyślał tak zamierzał uczynić.

-Ateosie jak tylko wezmę ten kamień to uciekamy! Nic tu po nas... tylko czekaj jeszcze chwilkę, bo już go prawie mam! - Kapłan szarpał z całych sił za kamień, uderzając przy tym w nieżywy podest.

-Słuchaj czy jest tylko jedna droga wyjścia z tego przeklętego miejsca? - Kapłan interpretując swoje słowa, zaznaczył, że oczekuje szybkiej odpowiedzi, gdyż wymagała tego sytuacja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Nie 22:27, 24 Paź 2010    Temat postu:

Na placu praca wrzała. Robotnicy, którzy zauważyli architekta pracowali jakby gorliwiej. Po drodze do fortecy Deithe spotkał tylko znajomego budowlańca, który ma na imię Arek. Architekt chwilę zastanowił się czemu pamięta to imię, ale w sumie poznawał imię tylko jednego szeregowego robotnika, więc nie dziwne że ta twarz wgryzła mu się w korę mózgową i dostała szczękościsku.

Marius-Nicolas pokiwał głową w geście zrozumienia. Spojrzał na siebie i puknął się w głowę bardzo ludzkim gestem krytykującym samego siebie. Moment później, gdy już był całkowicie sobą, powiedział:
- Gom to niezwykły bóg. On patrzy na wszystko łaskawym okiem. Uważa, że każdy kiedyś może być jego podopiecznym. On nie jak inni- tu Marius prychnął z pogardą- którzy traktują każdego z góry. Mój Pan rozmawia z każdym, nie traktuje innych z góry. Nie domaga się uniżenia nawet od Nas, wyznawców. On wie, że jeśli ktoś żywy go szanuje, to robi to z własnej woli. Naprawdę proszę się nie martwić o swój język, Wielki Gom potraktuje Pana, no może nie jak osobę równą sobie, ale jak rozmówcę równego sobie. Zaczynam, bo szkoda czasu. Jeszcze chwilę potrwa uwalnianie zaklęcia, więc jeśli ma Pan jakieś pytania więcej to jak tylko się zacznie to mamy trzy minuty i trzydzieści trzy sekundy.

Po czym arcykapłan rzucił kredę do środka symboli i syknął, a wszędzie zaczęły panoszyć się niebieskie, granatowe, szare i czarne "ognie"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 23:53, 27 Paź 2010    Temat postu:

Kevaks:

- Kevaks! Ich jest coraz więcej! Kevaks Kevaks! Twoja odwaga już dawno stała się głupotą! Uciekajmy stąd póki możemy! - Krzyczał Ateos, który po wyjrzeniu na korytarz cały dygotąc wrócił do sali. Z wyłupiastymi oczyma rwąc sobie pozostałe włosy na głowie spoglądał to na ciebie, to na docierającego do ciebie zombie.

Mimo paniki Ateosa, zachowałeś zimną krew i postanowiłeś wydobyć kamień z którego twój towarzysz słyszał jakieś dźwięki. Nie było to jednak łatwe, podest wyraźnie walczył aby zatrzymać ten kamień w sobie jak najusilniej może.

Twój zdobiony solidny młot z lekką białą poświatą wokół obuchu, bezlitośnie wbił się w "tułów" podestu, wyraźnie go turbując i zginając. Pełen zapału chwyciłeś go pewniej, i zadawałeś kolejne ciosy, a nieumarła tkanka choć z oporem, powoli ulegała i traciła swoją moc zapewne także dzięki aurze rzuconej na młot.

- K, Kevaks! Za tobą! - W tym momencie na chwilę zerknąłeś za ramię, a już rozgrzany z łatwością odwróciłeś się w kierunku zombie który stał już na wyciągnięcie ręki. Zapewne by już cię chwycił, gdyby nie płynny ruch młota wokół ciebie, który zakończył się na jego szczęce.

Zwłoki chwiejąc się przebiegły przez całą salę, waląc o ścianę i rozkładając się na ziemi. Ruszały się powoli, z resztkami wiszącej głowy, jednak nie były już groźne i mogłeś dokończyć uwolnienie kamienia.

Który już niemal leżał luźno w chaotycznych mackach nieumarłego strażnika. Wziąłeś jeszcze jeden zamach, a młot doszczętnie pogruchotał najwidoczniej coś w rodzaju "kręgosłupa" podestu, który mimowolnie ogarnął bezwład. Wyciągnąłeś dłoń z łatwością wyciągając klejnot.

Klejnot który przez krótką chwilę cię wręcz zauroczył... Otoczony niebieską niewinną poświatą tworzył ciepły widok oraz dawał światło które zdecydowanie podnosiło na duchu. Cały gładki, idealnie wyszlifowany na górze w sześciokąt, którego ścianki kierowały się w dół tworząc ostrosłup.

- Tty... Dobra, udało ci się, uuratowałeś go - Uśmiechnął się na chwilę Ateos prawie śmiejąc - Ale kto teraz uratuje nas!? - Przebiegłeś obok niego wybiegając na korytarz.

Jednak po jego zbadaniu byłeś bynajmniej zaskoczony, prawie strwożony. Po obu jego stronach nadciągały w waszym kierunku przynajmniej paru, głębiej wręcz parunastu nieumarlaków wyłaniających się z pochłoniętych mrokiem zakątków katakumb. Wszystkie wydawały agonalne jęki, a pochodnie nerwowo powiewały z każdą sekundą szarpiąc światło, jak by miało zaraz zgasnąć. Ateos gdy wyszedł i stanął za tobą, nawet nic nie dodał zamykając oczy najwyraźniej szepcząc pod nosem modły do Kerekte


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eroon dnia Śro 23:54, 27 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 13:05, 17 Lis 2010    Temat postu:

Architekt przypatrywał się poczynaniom lisza z ciekawością, dawne i obecne studia nad nieumarłymi jakoś tak automatycznie kierowały jego wzrok ku rysowanym znakom i tworzonym gestom. Bezwiednie próbował zrozumieć cały rytuał.

Pytania, pytania. Mag właściwie trochę się bał. No może trochę bardziej niż trochę, więc jakieś szczególne pytania nie przychodziły mu do głowy, chociaż, jeśliby się zastanowić nad tym co ma nastąpić...
- Jak właściwie wygląda, Wielki Gom? - spytał pracującego Mariusa.

Usłyszawszy odpowiedź, na jej podstawie próbował przygotować się psychicznie do spotkania z bogiem. Jakkolwiek tamten mógł być tolerancyjny, Deithe podświadomie lękał się, że jawne okazanie strachu/obrzydzenia, czy czegokolwiek negatywnego co mógł odczuwać żywy człowiek na widok bóstwa patronującemu nieżyciu, mogło by jednakże to bóstwo obrazić.

Gdy już Gom się objawił, czy też jego awatar, a nikt nie zacząłby rozmowy lub padłoby powitanie, ewentualnie pytanie o jego, architekta osobę, ten postanawia się przedstawić. Ponowne spotkanie z bóstwem, które kiedyś odebrało mu rękę, dając w zamian pierwiastek swojej mocy. Było to niewątpliwie spotkanie poruszające starą zadrę w sercu, ale też w pewien sposób ekscytujące... a nawet radosne. Odtwarzając błyskawicznie w myślach najwyraźniejsze fragmenty swojego życia od czasu "wypadku", Deithe uznał, że jeśli istnieje odpowiednia chwila do czegoś takiego, to teraz. Wysunął lewą rękę z kieszeni szaty i to właśnie nią wykonał tradycyjny ukłon.

- Bądź pozdrowiony, Wielki Gomie, który sprawujesz władzę nad każdym stworzeniem trwającym niezmiennie na tym padole. Nazywam się Deithe Arc'Denti i jestem jeno prostym człowiekiem, który od dawna chciał się z tobą spotkać. Jak powiedział mi twój szacowny sługa, Marius, ty także byłeś zainteresowany spotkaniem, z moją niegodną osobą.

Architekt nagle zdał sobie sprawę, że mógł przesadzić z formalnością, ale te kilka ostatnich lat w okolicach dworu królewskiego musiały odcisnąć na nim swoje piętno. Poza tym, z kim do cholery, można być bardziej formalnym niż z istotą boską?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deithe dnia Śro 13:06, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Czw 21:41, 18 Lis 2010    Temat postu:

Deithe nie rozpoznawał żadnego znaku, spośród narysowanych przez Mariusa. No może poza bardzo wyraźną sigmą, pojawiającą się w dwóch miejscach. Mag nie miał jednak szans na przyjrzenie się nieznajomym symbolom, gdyż zaczęły płonąć kolorowymi ogniami, stając się nie do rozpoznania przez ludzkie oko. Na pytanie architekta nieumarły odwrócił się i po kilku sekundach namysłu powiedział:
- Zazwyczaj Jego emanacja przybiera postać człowieka w diademie z czarnym kryształem. Reszta nie jest wielkim zaskoczeniem. Może Pan sobie wyobrażać mojego Pana jako białowłosego rycerza śmierci, w czarnej, jak samo serce nocy, płytowej zbroi. Naprawdę nie będzie Pan sparaliżowany wyglądem Wielkiego Goma. Sam nie wiem dlaczego taką formę przyjął mój Pan, jednak mam co do tego parę teorii... Ach, ale nie mamy już czasu, zaraz tu będzie!
Gdy tylko Marius skończył ognie zaczęły zanikać. Nie pozostawiły po sobie nawet śladu po symbolach, które narysował lisz. Trwało to jeszcze chwilę, aż w końcu po środku nieistniejącego już kręgu znaków pojawiło się coś w stylu portalu, przez który wyszedł wysoki mężczyzna, opisany wcześniej przez swojego kapłana.

Wielki Gom roztaczał wokół siebie aurę boskości. Nie dało się tego nazwać inaczej. Po prostu słychać było jego boskość pośród ciszy, aż czuć było smak obecności tej istoty w tym miejscu. Marius wykonał jakiś gest, mający najpewniej okazać uniżenie sługi wobec swojego pana. Deithe ukłonił się jak nakazywał ludzki obyczaj. Widocznie było to wystarczające powitanie dla bóstwa, gdyż Gom odezwał się do architekta głosem dochodzącym jakby nie z ust jego emanacji, ale ze wszystkich stron. Był to dźwięk mrowiący krew w żyłach i stawiający wszystkie włoski do pionu. A słowa boga były następujące:
- Ach, witaj ponownie Mariusie. Sądzę, że zdrowie dopisuje... O ile mogę się tak zapytać. Och i Deithe Arc'Denti! Miło Cię powitać, człowiecze. Nie bądź taki oficjalny, nie wymagam tego. Nie jestem władcą tego co żywe, więc Twoje maniery i szacunek mnie nie obchodzą. Naprawdę, nie powoduje to żebym czuł się ważny. Nie potrzebuję niczyjego szacunku, czy uwielbienia by mieć pewność, że jestem naprawdę ważną istotą. Ha! Ale zanim porozmawiamy na kilka tematów chcę poznać powód, dla którego mój kapłan postanowił się ze mną skontaktować... Jestem pewien, że osoba jednego człowieka nie była bezpośrednim tego powodem. Mam rację? - Marius kiwnął głową i chciał już mówić, gdy Gom zapytał się - Czy nasz gość wie? - kapłan kiwnął głową - a więc powiedz mi Deithe Arc'Denti, co to za sprawa, z którą do mnie idziecie?

Bóg dużo gestykulował. Były to małe gesty, lekkie odchylenia dłoni, zabawy palcami, łączenie, splatanie i rozplatanie rąk i wiele innych. Było to jedna dość osobliwe dla istoty, która nie posiada myśli jako-takich i z całą pewnością nie ma problemów z koncentracją, czy też przekładaniem swych "myśli" na słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:49, 30 Lis 2010    Temat postu:

Kevaks odwrócił się w stronę wyjścia, po czym zaczął się chwilkę rozglądać po pomieszczeniu. Powaga sytuacji wydawała się duża, ale młody kapłan był pchany odwagą swojego pana. - Ateosie... chyba nie mamy wyjścia. Biegnij szybko ku wyjściu, a ja postaram się być zaraz za tobą. - Chwilka ciszy, jakby niepewności, ale Śniący szybko wykrzyknął dwa słowa mające dodać otuchy towarzyszowi. - Do dzieła Ateosie!

Kevaks rzucił się ku wyjściu, z młotem wyciągniętym przed siebie. Miał nadzieję, że aura przeciwstawi się nieumarłym przeciwnikom, albo przynajmniej zwiększy zadawane obrażenia. Kapłan był pewny siebie. Bez lęku. - Nie byłe pewien tego co go czeka, ale otuchy dodawała obecność Kerekte.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Wto 22:59, 07 Gru 2010    Temat postu:

Początek był ekscytujący i mniej więcej taki, jakiego Deithe podświadomie oczekiwał: imponująca sylwetka, boska emanacja i wszechobecny głos boga.
A potem Gom się odezwał.

Ciężko było to wyjaśnić prostymi słowy, ale sposób wysławiania, dobór słów i przesadna gestykulacja skręcała architektowi jelita. Jego brew zadrgała nerwowo, ale zebrał całe swoje doświadczenie i siłę woli, by nie okazywać swoich uczuć.
Co to ma być do stu demonów?! - jęknęło coś w głębi maga.

Na głos jednak odkaszlnął krótko, by odzyskać panowanie nad głosem i powiedział:
- Jak zapewne wiesz, boże, moim pierwotnym celem było odrestaurowanie tej fortecy. Było to zanim dowiedziałem się o obecności tu twego kapłana i kultu, jednak tą sprawę prawie załatwiliśmy, za twoim błogosławieństwem, mam nadzieję. Teraz jednak napotkaliśmy kolejny problem, wykraczający poza moje, zaledwie człowiecze, możliwości, ale także jak i się okazuje poza zdolności twego kapłana, Mariusa. Nie znam szczegółów, ale odkryłem wewnątrz i pod barbakanem dziwną, potężną emanację. Obecny tu Marius zbadał ją i określił jako bardzo potężnego i starego demona, obecnie w stanie hibernacji. Jest to co najmniej kłopotliwe, zarówno dla mnie, jak i dla twego sługi, jak mniemam. Demon został tymczasowo ponownie zapieczętowany przez mojego asystenta, jednakże coś takiego, tak blisko, to proszenie się o kłopoty. Pragnę przy tym nadmienić, że nawet zapieczętowanie nie gwarantuje ochrony przed aurą, czy miasmą demona. Ostatniej nocy wielu ludzi z mojej załogi, jak i ja sam doświadczyliśmy wielu niepokojących snów. Wpierw złożyłem to na karb obecności twego kultu, skoro sama forteca stanowi filakterium Mariusa, nie mogłem wykluczyć, że to jego moc wpłynęła na naszą uśpioną, wyczuloną jaźń.

- Jednakże teraz skłaniam się ku tezie, że miasma przedostaje się przez bariery. Co prawda obecnie wpływ jest raczej niewielki, jednakże nie wiem czemu poprzedni mieszkańcy Limaru wyginęli. Nie chcę narażać życia moich ludzi. Jednakże taka sprawa jest ponad mnie, nie jestem w stanie ani przenieść czegoś takiego, ani zabić. Co więcej, wszelkie próby mogą skutkować wybudzeniem demona i bogowie wiedzą jakimi skutkami. Nie mogę go tu też pozostawić, jeśli tylko mam jakiś wybór. Sama jego obecność stanowi stanowi potencjalne zagrożenie i truciznę dla mnie i mojej ekipy. Twoje słowo, boże? - zakończył ten ni to raport, ni prośbę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Pią 15:09, 07 Sty 2011    Temat postu:

Kevaks:

Ateos stał jak wryty, i choć nic nie mówił widać było że uznawał obecną sytuację za beznadziejną. Mimo twojego przywołania, ze zwątpieniem, lękiem i brakiem wiary w oczach stał przy drzwiach tępo patrząc się na wprost siebie.

Jednak twoja silna wola oraz wiara przezwyciężyły w tej chwili jak najbardziej uzasadniony strach. Choć nie pamiętałeś dokładnie drogi, pewien siebie skierowałeś się korytarzem szukając wyjścia.

Coraz większe chmary nieumarłych wcale cię nie strwożyły, a aura która cię otaczała pozwalała ruszyć w coraz gęstszy tłum odpychając wręcz wszystkie plugastwa które stawały ci na drodze.

Każda dłoń nieumarłego która sięgała w twoją stronę zaraz cofała się odrzucona blaskiem młota. Niektóre potężniejsze istoty nawet jeśli się zbliżyły, nie miały szans w bezpośrednim starciu z twoją wiarą. Masywny obuch miażdżył kości które wraz z ciałem odrzucałeś ze swojej drogi na ściany korytarza. Nie ważna była ich przewaga liczebna, w zestawieniu z twoją wiarą to właśnie ona była zdecydowanie przytłaczająca.

Dopiero gdy przeszedłeś połowę drogi do rozwidlenia pozostawiając za sobą miotające się zwłoki, Ateos podążał za tobą wzrokiem, a zaraz potem krokami z coraz większą nadzieją.

- Jednak, ktoś nas uratuje... Wybacz Kerekte że w ciebie wątpiłem! - Po czym przyspieszył do biegu, z uśmiechem na twarzy cię wyprzedzając - Znajdę drogę! - I kierując cię w stronę wyjścia.

Może drasnęła cię jeden, dwa szpony nieumarłych, jednak to były zaledwie zadrapania w porównaniu z ciężkimi uderzeniami młota otoczonego aurą jakie zadawałeś zombie. Wspólnie z Ateosem minęliście już przynajmniej z połowę drogi przebijając się przez katakumby. Jęki i wrzaski nie były już tak przerażające jak wcześniej, przejawiał się w nich raczej ich własny strach i ból które pozostawiałeś za sobą wraz z poległymi trupami.

Zdawało się że nic nie stanie wam na drodze.

Aż do momentu gdy Ateos minąwszy kolejny skręt zatrzymał się w miejscu. Stanąłeś tuż za nim, a kolejny korytarz okazał się niepokojąco pusty.

Otaczały was jęki i ryki, jednak żaden nieumarły nie stwarzał potencjalnego zagrożenia. Żaden, z którym się już zmierzyłeś.

- Idzie tutaj, Kevaks, ten nekromanta - W istocie. Na wprost was z końca korytarza zza rogu wyłoniła się sylwetka prawdopodobnie wcześniej już widzianego nekromanty. Czarne szpiczaste buty, częściowe choć stare, gdzie nigdzie zardzewiałe, to nadal lśniące nagolenniki i kirys, który spowijała ciemno-purpurowa peleryna. Twarz zaś zakrywała tego samego koloru masywna chusta owinięta wokół twarzy, która odsłaniała tylko czarne wściekłe ślipia. W dłoni zaś trzymał masywną srebrno białą niczym kość laskę. W tej chwili słychać było tylko zdecydowane kroki zmierzające w waszą stronę, które powoli zwalniały. Nieumarli za wami zamilkli, czekali strwożeni, i posłuszni nie wiadomo dokładnie z czyjego powodu.

Ateos, już się nie bał. Zadziwiające było jak jeszcze niedawno na samo wspomnienie drżał ze strachu. Teraz stał pewnie, odsuwając się tylko na krok z drogi nekromanty który w tej chwili stał parę kroków od ciebie, w końcu się odezwawszy.

- Wybacz, za to niespecjalnie miłe powitanie... Jak bym tylko wiedział, że Zorhul wpadnie ze swoim kompanem, kapłanem... Na pewno bym się inaczej przygotował - Gwałtownie skrzywił głowę, i spojrzał wprost na Ateosa stojącego po jego prawej pod ścianą. Momentalnie wymachnął laską kierując ją w jego stronę, a twój towarzysz został uniesiony lekko w górę. Zdezorientowany i zaskoczony
jednak już bez strachu oglądał tylko całą sytuację nie mogąc się wyrwać z trzymającej go siły.

Nekromanta ponownie spojrzał w twoją stronę, mówiąc tonem już mniej serdecznym - Wnioskuję iż nie jesteś kapłanem naszego jedynego, i najpotężniejszego bóstwa Goma, zatem pytam się ciebie kim jesteś czemu śmiesz tak lekkomyślnie wkraczać do jego świątyni i ją bezcześcić?!? - Zmrużył oczy - Chyba nie myślisz że możesz tutaj zapalić swoje nędzne światełko wiary, bez obawy konsekwencji że zostanie ono zaraz zdmuchnięte w mocy mroku, wraz z twoim krótkim żywotem?

Jednak mimo powagi sytuacji, pogróżki rozmówcy nie były przekonujące, przynajmniej póki twoją odwagą była silna wiara. Jedynie coraz ciężej oddychający Ateos cały czas trzymany mocą nekromanty, zdawało by się że coraz bliżej mu do ostatecznego zejścia z tego świata.

[PS: pardon za zwłokę ale zrobiłem świąteczną przerwę, jednak wracam już do gry, miłej zabawy ^^ (jako że zrobiłem zastój trochę to w razie jakichkolwiek uwag mi pisz, czy propo rozwoju przygody, oczekiwań fabuły itd)

PS2: Chciałem wspomnieć o Faxamity że tam póki co tylko miał starcie z kłusownikami i go pojmano, ale widzę że się już nim zaopiekowałeś, zatem też miłej zabawy :] ]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eroon dnia Pią 15:18, 07 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:14, 09 Sty 2011    Temat postu:

Kevaks pewnie stał na przeciw nekromancie i z podniesioną głową rzekł. - Przybyłem tu za Zorhulem i nieco zabłądziłem... Hiah... haha... - Lekko się zaśmiał słysząc swoje słowa. - Zanim wyjaśnię powód wkroczenia w to miejsce przedstawię się wpierw... - Kapłan złapał drugą ręką i ścisnął w niej mocno swój młot, który najwyraźniej emanował pozytywną energią zesłaną przez Kerekte. - Nazywam się Kevaks... nie wiem czy słyszałeś... Kevaks Śniący tak mnie zwą! Jestem pokornym sługą najpotężniejszego pana tajemnic Kerekte! - Po tych słowach spojrzał na Ateosa i szybko mruknął. - Naprawdę szanuję waszego boga, ale zaraz przestanę, jeśli nie puścisz mojego niematerialnego towarzysza! ...Wtedy porozmawiamy jeśli tego sobie zażyczysz. - Młody kapłan skinął głową pewnie dając znak nekromancie by zostawił Ateosa w spokoju. - A teraz puść go!

[ Nie ma sprawy ; ) ]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kevaks dnia Nie 15:15, 09 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Wto 15:18, 11 Sty 2011    Temat postu:

Gom, a raczej jego emanacja, przestała gestykulować, a jej wzrok prześwietlił architekta. Marius kiwnął głową w potwierdzeniu słów Deithe, ale (jak zainteresowany podejrzewał) nie było to konieczne. W obecności kogoś takiego jak bóg nie da się ukryć prawdy. A przynajmniej nie da się, gdy jest się tylko istotą o tak małej mocy, w porównaniu do niego. Odezwał się w końcu:
- Moje błogosławieństwo, by założyć mój kościół na realnych zasadach żyjących, jest oczywiste. Nie dość, że moi wyznawcy będą żyć we względnym spokoju, to może i żyjących uda się przekonać, by po śmierci samowolnie zostać jednym z nich. Pośpiech jest oznaką marności i przynależy ludziom żyjącym. Moja sprawa, mój kult, moi nieumarli prędzej, czy później sami staną się większością, a następnie jedyną pozostałością, po waszej dumnej rasie.

To co mówił Gom zgadzało się ze wszystkimi wzmiankami o nim, w księgach poświęconym bóstwom. Mówił o swych zamiarach z taką pewnością i tak otwarcie, jak nie mówi żaden z bogów. Jego intencje były dokładną odwrotnością boga tajemnic, gdyż nie stanowiły żadnej tajemnicy.
- A poza tym myślę, że inni bogowie będą z faktu legalizacji i formalizacji mego kultu bardzo nie zadowoleni. Powiedziałbym, że ukłuci zostaną przez coś na kształt waszej ludzkiej zawiści i złości. Nieważne. A teraz chciałem powiedzieć coś, co wywoła część tych uczuć u ciebie, Arc'Denti. Otóż nie forteca jest filkaterium, a jej specyficzna mała część. Marius oszukał cię, by rozwiązać problem waszej wzajemnej egzystencji pokojowo. To było kłamstwo w dobrej wierze, jeśli tak można to ująć, ale jednak kłamstwo

Marius spojrzał na Deithe i powoli skinął głową, jednocześnie swoimi gestami wyrażając zakłopotanie i szczere przeprosiny. Gom bez przerwy, nie zważając na reakcję lisza i maga, mówił dalej.
- Mój kapłan nie miał możliwości stwierdzić, czy nie jesteście zbyt dużą siłą, mogącą go zniszczyć. Jednak jesteś inteligentny i tolerancyjny, jak na człowieka i potrafiłeś wyciągnąć rękę. I wiem, że zrobiłbyś to samo nawet jeśli Marius i jego podopieczni byliby słabi. Co do demona... Specjalnie dziesiątki lat temu skierowałem tu Mariusa, gdy był jeszcze żyjącym nekromantą, zaledwie pionkiem, bo wiedziałem o jego istnieniu. Mieszkańcy Limaru nie wyginęli tak po prostu. Część z nich została częścią mojego kultu, z własnej woli pragnę dodać, część zginęła w bratobójczej walce, a część odeszła i osiedliła się gdzie indziej, a ich potomkowie założyli wioskę w okolicy.

Wszystkie te informacje docierały do Deithe bardzo szybko, jakby z pominięciem pamięci krótkotrwałej, od razu wyraźnie pisząc w pamięci właściwej maga. Architekt od razu zrozumiał, że Gom przestał udawać przyjaznego ludzkim odruchom i wykorzystywał swe boskie zdolności, by jasno przekazać Deithe te informacje, w taki sposób, by nie mogły zostać źle zrozumiane.
- Ta istota, która tak was niepokoi to demon ochrony. Będzie bronił miejsca i jego mieszkańców, kosztem ich psychiki i odrobiny sił życiowych każdego dnia. Nieumarli jednak nie mają sił witalnych, a ich psychika jest nienaruszalna, więc to miejsce jest idealne dla kościoła. Jednak jeśli czujecie jego obecność pomimo jego niewykrywalności to źle. Jeśli masowo ludzie narzekają na jego wpływy oznacza to, że jest bliski przebudzenia. Ale teraz najlepsze. Ten demon obudzi się dopiero wtedy, gdy w okolicy będzie potomek człowieka, maga, czy jak niektórzy mówią demonologa, który go zahibernował. To znaczy, że jeden z twoich pomocników jest potomkiem takowego człowieka.

Gom przestał na chwilę, dając Deithe kilka sekund, na przetrawienie tej informacji.
[i]Jeśli mam coś ci poradzić człowiecze, to słuchaj. Oto moja rada: znajdź tego potomka i zabij go. Tylko jego śmierć spowoduje, że demon się nie przebudzi. Jeśli on stąd odejdzie, to niczego nie zmieni. Nie chcesz go zabijać? Oto moja druga rada: znajdź kogoś, kto pozbędzie się demona raz na zawsze z tego świata. Ale zabicie potomka to dużo lepszy interes, dla ciebie, twoich ludzi, przyszłości fortecy i mojego kultu.


Bóg, jak to bóg, nie przejmował się śmiercią zwykłego człowieka, także słowa Goma pozbawione były jakiejkolwiek otoczki, czy chociażby udawanego zachowania, że zabicie to ostateczność. Według słów Imperatora Śmierci, to po prostu lepsze wyjście. Architekt myślał, że bóg już skończył, gdy ten nagle mówił dalej:
- A teraz moja kolej człowieku. Pytam, gdyż nawet bogowie nie mogą rozczytać do końca ludzkich umysłów. To jedyna wasza zaleta, przez którą przykuwacie naszą uwagę. Tak więc powiedz: dlaczego wykorzystałeś ten zwój? Dlaczego eksperymentowałeś? Z najgorszej ludzkiej wady: ciekawości? Z żądzy władzy? Z żądzy wykazania się? Ambicji? Pychy? Czy ze zwykłej głupoty? Tych zwojów nie było zbyt dużo. Każdy mag mógł poczuć, że jest to zaklęcie wysokiej klasy, ale go użyłeś. Dlaczego? I wreszcie: żałujesz? Chciałbyś to cofnąć? Doprowadzić do końca? Zmienić jakoś? Zastanów się nad odpowiedzią. To moje zaklęcie, mój znak i moja klątwa. Zastanów się dobrze i odpowiedz człowieku, albo raczej: prawie człowieku Deithe Arc'Denti!

W ostatnich słowach Goma architekt poczuł tak silną moc, tak silny rozkaz, że aż ciężko mu było oddychać przez moment. Jednak to uczucie minęło i bóg nie wywierał już na magu presji, jedynie czekał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Pią 15:41, 14 Sty 2011    Temat postu:

Kevaks:

Kątem oka zauważyłeś jak oczy Ateosa powoli się zamknęły, a na jego twarzy mimo jego położenia pojawił się delikatny ciepły uśmiech.

Nekromanta zaś cały czas wpatrując się w ciebie pełen zawiści na chwilę zamilkł, najwyraźniej nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Po chwili jednak w reakcji ścisnął jeszcze mocniej laskę, a szyja twego towarzysza lekko skrzywiła się z bólu cały czas jednak zachowując ciepły wyraz twarzy - Ch... Chyba nie zdajesz sobie sprawy z beznadziejności sytuacji w której się znajdujesz! - Dodał niby stanowczo, jednak dzięki charyzmie wyczułeś niepewność w jego słowach, albo może raczej podziw - Zdaje się że chciałeś stąd zabrać coś, co należy do mnie... Jako że prawdopodobnie ci zależy na twoim niewolniku, widzę tylko jedno rozwiązanie w tej sytuacji. Oddaj mi tą bezwartościową duszyczkę którą więzisz w kieszeni, a uwolnię twojego towarzysza. Po tym nawet być może nie będę żywił urazy za twoje bezczelne wtargnięcie do naszej świątyni...

Ateos w tym momencie otworzył oczy. Nieruchomy, spojrzał na ciebie, szczęśliwy - Kevaks... Tak jest w porządku... Tak jak jest teraz... Może to dziwne, ale dopiero dzięki tobie przejrzałem na oczy, ujrzałem Kerkete i... Już się nie boję... Wiem że mogę odejść. Pozwól mi więc, niech nekromanta się łudzi że może mieć władze nad moją duszą, jednak już nie zabłąkaną, bo w końcu rozwiałem tajemnicę swojej wiary... A ty, znajdź spokój dla tej biednej duszy którą znaleźliśmy... To moja ostatnia wola.

Eteryczna, widoczna dla twoich oczu postać Ateosa zaczęła bardzo powoli drżeć i zanikać, ciężko powiedzieć czy to z jej własnej woli czy też mocy nekromanty. Ten jednak cały czas patrząc na ciebie oczekiwał odpowiedzi najwyraźniej nie słysząc słów Ateosa.

[PS: tak kiedyś zauważyłem i mi się przypomniało że jest "Kerkete" a nie "Kerekte", zatem poprawiłem w karcie postaci ^^]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eroon dnia Pią 15:47, 14 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:36, 29 Sty 2011    Temat postu:

Kevaks patrzył na Ateosa do czasu gdy nie skończył mówić. Następnie gdy skończył kapłana przepełniło uczucie szczęścia. -Dziękuję Ci Ateosie i rad jestem, że odnalazłeś Kerkete w samym sobie. - Zaraz po tym odwrócił się w stronę nekromanty, a wzrok kierował prosto w jego oczy. - Ateos nie był moim niewolnikiem, ale teraz odnalazł on swoją drogę. - Kapłan kierując się wolą ducha kontynuował wypowiedź najlepiej jak tylko potrafił. - Nie wiem jak mam się do Ciebie zwracać człowieku, ale proszę byś puścił mnie wraz z tą duszą którą mam ze sobą, którą..... niby ukradłem. Zastanawiam się tylko od kiedy dusza może być czyjąkolwiek własnością. Poza tym co ci szkodzi... przecież i tak jest ona dla ciebie bezwartościowa i nie ma znaczenia. - Kevaks był tym razem jeszcze bardziej pewny siebie. Wierzył, że mu się uda. - No więc jak będzie? Puścisz nas, czy będziesz dalej sprawiał problemy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Wto 19:44, 01 Lut 2011    Temat postu:

Nekromanta przez cały czas utrzymywał ten sam wyraz twarzy. Oburzony, złowrogi ale i z pewnym szacunkiem cierpliwie cię wysłuchując.

Odsunął nieco głowę po twoich słowach

- Jestem Marius, Kapłan Goma, opiekun tego miejsca i nauczyciel... - Spojrzał na swoją laskę, a następnie ponownie w twoim kierunku - Wiedz że wbrew pozorom każda dusza ma dla mnie wartość, to potężna waluta drogi kapłanie Kerkete... Niech zatem dusza pozostanie i naszą walutą. Dusza, za duszę - Choć nie widziałeś jego ust, byłeś pewien że uśmiecha się złośliwie - I lepiej uwierz, bo zaraz będziesz świadkiem ubezwłasnowolnienia tej zagubionej duszy... - Po czym wypowiadając jakąś inkantacje wyciągnął z pasa jeden ze schowanych kamieni, ściskając go tuż obok laski

- Dusza kapłana tajemnic na pewno będzie mi wielce pożyteczna. A ta już dawno została zapomniana, zatem więc jest już mi niepotrzebna... - Rzucił, gdy rozmywająca się już niemal do nicości smuga Ateosa została ściągnięta tuż nad kamieniem.

Nekromanta upuścił kamień który zawisł w powietrzu. Resztki smugi zostały przez niego wciągnięte w ułamku sekundy napełniając gwałtownie kamień światłem które zabłysło na chwilę rozświetlając korytarz prawie do całkowitej białości.

Po czym wpadając do jego dłoni od razu prawie znowu zgasło, migocząc coraz słabiej.

Nekromanta nie wyrażał już takiego entuzjazmu. Najwidoczniej zawiedziony efektem zaklinania powoli zwrócił się w twoim kierunku przez chwilę milcząc.

- Ta dusza uchodzi... Nie jest tak zagubiona gdy tutaj wkraczała... To twoja wina, prawda? - Zerknął na kamień którego światło już niemal całkowicie zgasło. Odwrócił się od razu dalej kontynuując - Umowa jest umową... Jednak... Może jak zginiesz przestanie ona obowiązywać? Może też pozwoliłbym sobie na takie małe oszustwo? - Mówił to wszystko z nadzwyczajnym spokojem, wiedziałeś mimo to że w środku cały się gotuje aby naprawdę cię zabić. Ostatecznie spojrzał tylko na kamień który całkowicie wygasł, po czym bez uczucia upuścił go na ziemię. Upadł nie zbijając się, i powoli przetaczając prosto pod twoje nogi. Nekromanta zaś nie odrywając od ciebie wzroku stając niemal twarzą w twarz. Choć jego zniszczone przesączone śmiercią oblicze było bynajmniej przerażające, to twoja wiara skutecznie utrzymywała silnego ducha.

Puste ślepia ani drgnęły, aż w końcu licz przemówił - Rozumiem już czemu Zorhul zabrał cię ze sobą, jednak nie była to taka głupia decyzja... Może jednak mu się przydasz, oby tylko nie za nadto... - Cofnął się dwa kroki, machnął ręką nad korytarzem a nieumarli za twoimi plecami rozstąpili się na boki tworząc ci drogę - Moi słudzy odprowadzą cię do wyjścia, Zorhul zapewne już na ciebie tam czeka...

Po czym powoli odwrócił się i bez pośpiechu zaczął kierować skąd przybył, pozostawiając u twoich nóg pusty kamień dusz oraz korytarz zwiniętych pod ścianami nieumarłych.

No cóż, zacznijmy od PD:

[Dostajesz 250 PD za "nawrócenie" Ateos'a!]
[Dostajesz 100 PD za przebicie się przez korytarze nieumarłych]
[Dostajesz 50 PD za zdobycie kamienia z nieznaną duszą]
[Dostajesz 50 PD za oszukanie Mariusa]

[Tracisz 2 HP]

[Zyskujesz nowy przedmiot: Kamień Dusz (nieznana dusza)]
[Zyskujesz nowy przedmiot: Kamień Dusz (pusty)]

Zatem więc Kongratulejszon, awansujesz na 3 poziom. ^^ Zapraszam do rozdania PU PS i innych pierdół i ewentualnie podzielenia się z tym co pasuje czy też ew nie pasuje w sesji w ogóle (choć nad tym drugim bym się zastanowił zanim bym napisał na twoim miejscu :> ^^ )


Czytam sobie tą akurat sesję i zastanawiam się Eroonie, czy wiesz kogo mi profanujesz? Razz Reszta tekstu już Ci się pojawi na gg. Ale faktycznie mówiłeś kiedyś, że wykorzystasz Mariusa...
[Z]


Ekhm, no cóż, przykro mi bo staram się nie profanować twojego NPC'a a wręcz czynię z niego przelotnie istotną postać w sesji Kevaksa ^^ Zayl, jednak jeżeli coś aż tak razi w opisie to napisz mi na gg to może zwrócę na to uwagę w przyszłości


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eroon dnia Wto 11:45, 08 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kevaks
Przybysz



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:53, 12 Lut 2011    Temat postu:

Kevaks spojrzał na kamień, po czym chwycił go powoli, jak gdyby się nie śpieszył. Po chwili namysłu odparł. - Dobrze... zaprowadź mnie do wyjścia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy nekromanto - Z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Śniący zanim postawił pierwszy krok ku wyjściu, raz jeszcze musiał o coś spytać. - Właściwie... Jak Ci na imię? Czekając na odpowiedź stał chwilę w miejscu po czym ruszył przed siebie. - Tak Zorhul za pewne na mnie czeka... Ciekawe czy jest zły... - Młody kapłan był bardzo rozbawiony całą sytuacją. Ostatnie słowa jakie wypowiedział w stronę nekromanty brzmiały - żegnaj!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 14:10, 16 Lut 2011    Temat postu:

Deithe rzucił Mariusowi krótkie spojrzenie, gdy jego bóg go zdradził. Nie przejął się tym zbytnio, to czy filakterium obejmowało całą fortecę czy tylko fragment, nigdy nie stanowiło dla niego istotnego czynnika. Zanotował sobie jednak w pamięci, że liszowi nie można ufać. A potem skupił się już tylko na Gomie, gdy ten zaczął przemycać interesujące maga informacje w swoim zwykłym bełkocie.

Demon ochrony, a niech ich wszyscy diabli. Wykrycie potomka owego maga powinno być dziecinnie łatwe, architekt z miejsca miał kilka kandydatur, ale nie w tym problem. Nie po to cały czas walczył o życie tych ludzi, żeby ich lekką ręką zabijać. Albo poświęcać demonowi. Po pierwsze to kiepskie dla interesów, w końcu nikt nie chce pracować dla ludzi, którzy pozwalają zjadać swoich pracowników. A po drugie, Deithe wiedział, że jak się zacznie poświęcać ludzi to nie idzie przestać i ani się człowiek obejrzy, a stoi na górze trupów.

Gom by się pewnie ucieszył.

- Rozumiem - zaczął ostrożnie na temat demona. - Ciekawi mnie pewna inna możliwość. Ów demon zagraża moim ludziom, a na to niestety nie mogę się zgodzić. Za to Marius wspominał, że jemu i jego podwładnym zagraża jakiś strasznie potężny rycerz śmierci, o ile dobrze pamiętam. Czy nie dałoby się napuścić ich na siebie, by nasze kłopoty wzajemnie się wyeliminowały? Na ten przykład, pokazać demonowi, że rycerz chce zagrozić jego leżu, a potem dobić osłabionego zwycięzce pojedynku? - rozsnuł możliwości, które kołatały mu się po głowie.

A potem zaniemówił, gdy głos boga wbił go w podłogę, wspominając o jego ręce, przekleństwie i wielkiej nauczce. Mag wpatrywał się w majestatyczną postać przez chwilę, po czym po raz pierwszy się uśmiechnął. Uniósł i dokładnie obejrzał swoją lewą rękę, zginając ją w pieść kilkukrotnie. Była zimna i potężna. Wiele przez nią przeszedł, ale i wiele się nauczył. Czy było to przekleństwo za jakie je uważał, czy też może błogosławieństwo w przebraniu?
- Tak... widać nawet bogowie nie wiedzą wszystkiego - powiedział, nieco sennie.

Wszystkie te lata, cały ból, poniżenie, ale też radość z odnalezionej drogi, satysfakcja ze zbierania owoców ciężkiej pracy, pomimo przeciwności - wszystko to zlało mu się w jedno. Wspaniałe budowle i ściek rynsztoka, studia i chlanie na umór, bijące, ciepłe serce i zimna, obca ręka.
- Właśnie, czemu to zrobiłem? Dlaczego? Sam moment zamazuje mi się w pamięci, dużo wyraźniej pamiętam te miesiące w malignie tuż po tamtym wydarzeniu. Czemu to zrobiłem? - powtórzył. - Wtedy nie był ze mnie żaden mag, ale nawet na moim mizernym poziomie, powinienem wyczuć przerażającą moc tamten aury. Czemu więc?

Czy jednak obca? Czy cień jest obcy światłu? Zawsze mu się wydawało, że życie i śmierć są jak biel i czerń, jak dobro i zło, dwie odwieczne, potężne siły, zwalczające się nawzajem. Wierzył w to jak w żadnego boga, czemu wiec teraz nie był już tego taki pewien? Przecież to proste, ludzie są dobrzy, ciepli i piękni, a nieumarli są źli, zimni i obrzydliwi. Sam nie wiedział czemu serce tak mu biło, choć w połowie zapomniał już o słowach boga, wpatrzony gdzieś w siebie. Myśli wirowały mu w głowie w szalonym tańcu, w miarę jak coraz więcej tlenu dostawało się z krwią do mózgu.
- Zawsze uważałem, że to była zwykła, ludzka głupota. Drobnostka, coś co mogło się przytrafić każdemu. Wbrew pozorom, jeśli się nad tym zastanowić, szczególnie z boską wiedzą, to powinno być oczywiste, że na świecie cały czas zdarzają się takie drobne sprawy, które zmieniają ludziom życie. A jednak, gdy teraz o tym myślę, to nie było tak. Było inaczej.

Czemu właściwie sądził, że śmierć jest zła? Czemu myślał, że nieumarli są źli? Bo wyglądają strasznie? Rozpad to naturalna kolej rzeczy. Bo zabijają żywych? A czy ściana jest zła, jeśli się zawali i zabije człowieka? Gdy o tym myślał, to właściwie zabijały w większości bezrozumni nieumarli, poruszający się odpowiednik miecza, czy lawiny. Czy źli nie byli ich stwórcy? A przecież nekromanci byli żywymi ludźmi. Lisze właściwie nie różniły się od nekromantów, nie mentalnie, jedne były przyjazne, inne nie. Wampiry przecież dawno już zaliczono do żywych-nieumarłych. A on? Czy był dobry, czy był zły? Czy jego ręka, zdolna skręcić kark człowiekowi jednym ruchem, była zła? Czy jego druga ręka, trzymająca zwykle pióro lub plany, czy była dobra?
- Oczywiście, do skarbca wszedłem z głupoty. Chciałem się popisać przed ludźmi, którzy udawali moich przyjaciół. Byłem nieszczęśliwym, wzgardzonym dzieckiem, szukającym aprobaty wszędzie, gdzie tylko mogło. Tak, wszedłem tam z głupoty, być może też z pychy, czy nawet rozpaczy. Ale gdy zobaczyłem ten zwój, wszystko się zmieniło. Nie sądzę, żebym zdawał sobie choć w części sprawę, z jego mocy. Nawet do tej pory nie byłem świadomy zmiany, jaka we mnie wtedy nastąpiła. A przecież była wyraźna jak dzień i noc.

Jeśli się nad tym zastanowić, to ciężko mówić o człowieku w kategoriach absolutu. Nie istnieją ludzie, a przynajmniej mag nigdy ich nie spotkał, absolutnie dobrzy, albo absolutnie źli. W każdym tkwi zdolność do wybrania dobra, albo do wybrania zła. Samo życie jest potrafi nieść zarówno radość jak i smutek, więc trudno tu mówić o nim w kategoriach absolutu, a tym samym samo życie nie jest ani dobre, ani złe, jest takie jakim je czynimy.
- Nie umiem tego prosto wyjaśnić, ale to co poczułem, gdy spojrzałem na tamten zwój, to było nic innego jak czyste, proste uczucie: nadzieja. Zapewne musiałem wpaść w połowiczną hipnozę od samej jego aury, ale przypominam sobie, że napełniło mnie ono nadzieją. Pomyślałem, że ten przedmiot, ten zwój może zmienić moje życie. Nie pragnąłem jego mocy dla siebie, nie pragnąłem nią rozporządzać, nie wiem nawet czy zdawałem sobie sprawę z jej rozmachu, ale teraz pamiętam wyraźnie, że pomyślałem: dzięki mocy tego zwoju mogę przerwać przeklęty krąg swego życia. Dlatego go użyłem.

Jeśli więc pomyślimy w ten sposób, można powiedzieć, że śmierć nie jest ani dobra ani zła, kładąc kres raz czyjemuś szczęściu, raz czyjemuś cierpieniu. W ten sam sposób jak śmierć nie różni się od życia, będąc jego odbiciem, jego cieniem, jego drugą stroną, tak nieumarli nie różnili się od ludzi.

Jedynym co odróżniało ludzi od nieumarłych, żywych od zmarłych, był strach. Strach przed życiem, strach przed śmiercią, strach przed obcością, przed innością.
- Tak... czy żałuję? Czy chciałbym to cofnąć? Kiedyś... nie, jeszcze przed przekroczeniem tego progu, powiedziałbym: tak, zabierzcie ze mnie to brzemię. Ale teraz...

Sam nie wiedział kiedy właściwie upadł na kolana. Świat wirował mu przed oczami, sala rozmywała się, sylwetki boga i kapłana były dziwne.
Jego rozsądna strona, ta której się oddał zrzekając się morza wódy, ta która pomogła mu wyjść z rynsztoka, skończyć studia i pracować wytrwale w zawodzie który kochał, ta strona teraz pochylała się nad nim cierpliwie, próbując przemówić mu do rozumu: to wszystko dzieje się w twojej głowie. Oddychaj spokojnie. Hiperwentylujesz, jak tak dalej pójdzie to zaraz zemdlejesz. Uspokój się.

A jednak nie był w stanie się uspokoić, sceny z jego życia przepływały mu przed oczami, równie wyraźne co zamkowa sala. Nie czuł się tak od tamtego poranka, gdy obudził się z trucizną palącą mu mózg i wnętrzności, obmywany przez ludzkie i nieludzkie brudy, olśniony wspaniałością tamtej fortecy boga. Ten odbierający zmysły szok, który w religijnym kontekście można by nazwać nawróceniem. Emocje, które tak długo trzymał na wodzy wykorzystały pierwszą wyrwę w tamie jego psychiki i teraz zalewały go nieprzebraną falą, topiąc w swojej toni.

Oto jego zmarnowana matka, siedząca niczym kukła w fotelu przy oknie, wiecznie wpatrzona w dal.
Oto jego ojciec, wiecznie surowy i odległy, bezbrzeżnie wierzący, że ludzie stoją ponad innymi istotami, a on stoi ponad ludźmi.
Oto jego najlepszy "przyjaciel", pierwszy, który go opuścił.
Oto jakiś złodziejaszek, który go okradł, gdy leżał półprzytomny.
Oto kolejni ludzie, w kolejnych miejscach.
- Ale teraz się zastanawiam... nigdy do końca nie poznałem zawartości tego zwoju. Czym bym się stał, gdyby osiągnął on właściwą moc?

Podniósł ociężałą głowę na boga. Wszystko było teraz ostre, zbyt ostre, krawędzie zdawały się ciąć mu oczy, krew dudniła mu pod czaszką, ale prawie tego nie zauważał. Poważnie rozważał całkowitą przemianę... a wręcz coś więcej. Jego serce, ponownie zabiło równym, mocnym rytmem, na nowo przepełnione tą tajemniczą nadzieją. Rozsądek podpowiadał, że serce mrocznego zamku, przed obliczem Imperatora Śmierci, to kiepskie miejsce na szukanie nadziei. Rozsądny człowiek błagałby o oczyszczenie się z przekleństwa. Z trudem podniósł się na osłabłe nogi.
- Gomie, bogu śmierci, pozwól mi zmienić pytanie. Jestem tylko marnym, słabym człowiekiem, lecz rozważ moje słowa - przemawiał teraz mocnym, głębokim głosem o jaki by się nie podejrzewał. - Rzekłeś, że wszyscy żywi i tak stanął się twoimi sługami, w czym masz całkowitą rację, gdyż taka jest naturalna kolej rzeczy, że to co żywe musi umrzeć i dostać się do twej domeny. Mimo to dbasz o swój kult i troszczysz się o swe sługi. Jeśli więc jesteś bogiem, który ma potężną moc i sprawuje władzę nad rzeszami nieumarłych, jeśli to wszystko prawda, to czy masz wśród swoich podwładnych istotę lub czy mógłbyś zapoczątkować takie stworzenie moim istnieniem - istotę, która byłaby jednocześnie żywa i nieumarła? Która łączyłaby świat żywych i nieumarłych?

- Być może sprawiła to twoja obecność, ale zrozumiałem, że żywi i zmarli, a także nieumarli stanowią jedność. Żywi staną się zmarłymi, a zmarli byli ludźmi. Wszystko tworzy nierozerwalny krąg istnienia. Rozdziela nas strach, który rodzi wzajemną nienawiść. Żywi boją się formy rozpadu nieumarłych, a nieumarli boją się agresji żywych i zniszczenia swej formy. Wzajemny strach budzi tylko więcej strachu i nienawiści, tworząc przeklęty krąg. Jest to ten sam krąg, z którego próbuję uciec przez całe życie, tyle że w większym wydaniu. By zerwać więżące nas, żywych i umarłych, więzy pragnę stać się czymś z pogranicza obu światów, czymś co łączy je oba, czymś co przynależy do obu. Tak długo jak nie będzie wzajemnego zrozumienia, tak długo nie skończą się konflikty i tak długo nie przestaniemy się zwalczać. Pragnę stać się kimś, kto zakończy ten konflikt i pozwoli nam żyć wspólnie, jako dwie części jednej całości.

Zamilkł, straciwszy dech. Odetchnął dwa razy, po czym spojrzał na boga. Nie miał już nic więcej od siebie do dodania.
- Co powiesz, Wielki Gomie, Imperatorze Śmierci?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Śro 20:29, 16 Lut 2011    Temat postu:

Gom słuchał w ciszy. Marius także, być może dlatego, że nie wypadało mu zabrać głosu w tej rozmowie bez pozwolenia swojego pana, ale bardziej prawdopodobna byłą wersja, że treści wykraczały poza jego rozważania. Wyglądał, jakby zaczął się zastanawiać nad mocą tych słów: jego oczy przygasły, gdy nie spoglądał już ani na Goma, ani na Deithe.

Bóg śmierci spojrzał badawczo na architekta i odpowiedział:
- Jesteś blisko człowiecze, ale jednocześnie bardzo daleko. To prawda, że życie i śmierć są nierozerwalne, że nienawiść jest potęgowana przez strach i to co u pozbawionych życia jest odpowiednikiem strachu. Mylisz się jednak w jednej kwestii: nie będzie harmonii, a to dlatego, iż strefa śmierci się poszerza, powiększa z każdą chwilą, gdy kończy się życie. Czas jest słabą kategorią dla istniejących wiecznie, ale za kilkadziesiąt, może za kilkaset ludzkich pokoleń życie wymrze całkowicie. Śmierć wyprze życie, bo życie rodzi się z życia, a kończy się przez inne życie lub śmierć. Tymczasem śmierć nie znika poprzez śmierć, z życia powstając. W harmonii to nieumarłych będzie więcej i więcej, w końcu ich liczba przekroczy stan krytyczny. Jeśli życie nie będzie zwalczać śmierci to śmierć wygra sama. Ot cała tajemnica Deithe. Mój tryumf jest nieunikniony, bez względu na akcje żyjących.

Gom mówił lekko, w zasadzie bez emocji. Słowa po prostu spływały. Po tej wypowiedzi nastąpiła krótka pauza, a następnie Imperator Śmierci kontynuował tymi słowami:
- Wracając do zwoju, nie widzę powodu, by zataić konkretną siłę tej magii. To było arcydzieło wśród magii nekromancji, prawdziwy diament wśród odłamków szkła. Miało stworzyć doskonałego kapłana, coś na kształt lisza, silnego magicznie nieumarłego, dając mu jednocześnie siłę fizyczną i pozostawiając go częściowo przy życiu, by nie pozostawiał mej aury. Sługa, który go napisał, nie mógł go już użyć, później zwój został zamknięty przez żyjących i TY go użyłeś. Nie zrobiłeś tego należycie i tak transformacja nie dokonała się w pełni. I to jest moja odpowiedź. TY jesteś tworem żywym i martwym zarazem. Nie tak jak to miało wyglądać, ale jednak jesteś. W pewnym sensie jesteś moim podopiecznym. Zastanów się dobrze nad tymi słowami.

Tym razem Gom mówił ostro, bez tej lekkości wypowiedzi. To była relacja suchych faktów, połączona ze stylem nauczania mistrzów magii. Rzeczowo, bez uczuć, mimo treści zawartych. Bóg ponownie zrobił pauzę i powiedział jeszcze tyle:
- Jeśli uda ci się tak sprowokować mego zbłąkanego sługę, by stanął w szranki z demonem to droga wolna, rób co uważasz. Nie zamierzam więcej pomagać wam z waszymi problemami codziennymi. Interesują mnie raczej inne aspekty... Istnienia.'

I tą enigmatyczną sentencją bóg śmierci zakończył swą wypowiedź, czekając na to, co odpowie Deithe na informacje (rewelacje?), które udostępnił mu jego boski rozmówca...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eroon
Przyjaciel



Dołączył: 30 Kwi 2007
Posty: 1843
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin

PostWysłany: Pią 18:24, 18 Lut 2011    Temat postu:

Kevaks:

Zaraz gdy nekromanta zniknął w gąszczu katakumb jeden z nieumarłych, nieco postawniejszy i wyższy o głowę otworzył gębę

- Ty, iść

Po czym odwrócił się i powoli skierował ku domniemanemu wyjściu. Udałeś się za nim.

Mijałeś złowrogie i głodne spojrzenia nieumarłych, aż w końcu gdy przeszedłeś już część katakumb mając przed sobą tylko jednego sługę Mariusa i pochodnie migające wzdłuż korytarza. Księga którą miałeś przy sobie w tym momencie znów zaczęła skrobać. Na chwilę zatrzymałeś się aby ją przeczytać póki tekst znowu nie zniknie.

"Mam nadzieję że nie zapomniałeś o mnie?"

Było tam jedno zdanie, wyryte nieco nerwową kreską. Po chwili jednak odsłaniały się kolejne linijki tekstu.

"Wierny sługo Kerkete, mój wierny sługo... Zorhul już zdążył udać się na północ mając cię za nikogo, jednak nie zdaje sobie nawet sprawy jaką potęgę trzymasz teraz w dłoniach, oraz jak ważną dla niego rzecz przed chwilą zdobyłeś... Ta dusza może zniweczyć plany sługów Goma, a do tego pomóc osiągnąć twój cel. Bo mam nadzieję że pamiętasz ostatnią wizytę w świątyni Kerkete? Oprócz tego biednego upośledzonego dziecka Bouta, przypominasz sobie zapewne artefakt który dostałeś? To zaledwie początek twojej pielgrzymki... Zorhul wbrew pozorom doprowadzi cię pod sam koniec twojego zadania. A ty podążając za moimi wskazówkami, rozwiążesz wiele tajemnic i przy okazji może pozwolę ci też dowiedzieć się nieco o twojej przeszłości..."

Gdybyś miał coś do pisania być może mógłbyś odpowiedzieć, choć to że rozmówca zdaje się tyle wiedzieć wskazuje na to że może nawet nie musisz pisać aby znał twoje myśli. Tak czy inaczej, po chwili pojawiały się kolejne litery.

"Jesteś wiernym sługą mój drogi Kevaksie... Wiesz o tym, prawda? Chcesz chyba pobożnie wypełniać wolę swego pana? Jestem... Twoją kolejną tajemnicą, z tym wyjątkiem że najważniejszą jaką ci zesłał Kevaks. Nie postąpisz chyba tak jak Sokaris, i nie porzucisz bezmyślnie swojej świętej misji?"

Nieumarły w tym czasie zatrzymał się wraz z tobą. Odwrócił się w twoim kierunku i oczekiwał aż pójdziesz za nim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Sob 20:15, 26 Lut 2011    Temat postu:

Deithe przez chwilę milczał. Nie zwyczajnie, gdyż było to milczenie podkreślane przez opad szczęki, gdy mózg jest tak zaskoczony tym co usłyszał, że zapomina nawet o tak podstawowej czynności jak kontrolowanie mięśni żuchwy.

By zobrazować co zachodziło teraz wewnątrz umysłu, duszy i serca maga, wyobraźmy sobie młodą brzozę. Młode, giętkie drzewo rośnie na ogromnej równinie, po której wiecznie hulają porywiste wiatry życia, które przyginają brzozę do ziemi. Brzoza to giętkie i wytrzymałe drzewo, niepodatne na złamania, rośnie więc przygięte, wręcz nie rosnąc a pełzając przy ziemi. Aż nagle przychodzi dzień, że wiatry cichnął, a ciemne chmury rozpraszają się, zalewając równinę światłem słońca. Wycieńczona brzoza zbiera wszystkie siły i podnosi swoje przygięte ciało do góry, wkładając w to cała moc jaką może okazać drzewo. W ten sposób brzoza może przez chwilę radować się ciepłem słońca. Jednakże wtedy pogoda się odmienia, nadciągają chmury burzowe i wściekłe wichry. Gdy uderzają, brzoza jest zbyt wyczerpana by się bronić. Jedyne co pozostaje to trzaska łamanego drzewa, cichnący w wichurze...

- A, a, a, ahaha, ha, ha, ahahahaha - architekt wybuchnął tak nagłym i potężnym śmiechem, że aż musiał złapać się w pasie, bojąc się o swoje życie. Jego śmiech musiał się odbić echem w komnacie. Nie był jednak długi, skończył się równie nagle co się zaczął. Deithe przyłożył chłodną rękę do rozpalonego czoła i wyprostował się odchylając głowę do tyłu.
- Rozumiem, rozumiem. Teraz już wszystko jasne. Zrozumiałem. Nie wiem co sobie myślałem.
Spojrzał przy tym na Gom'a spod półprzymkniętych powiek.
- A czego mogłem się spodziewać po takim pożal się, bogu? Nie będzie harmonii? Śmierć wygra? W życiu nie słyszałem takich bzdur!! Nic dziwnego, że nie będzie harmonii, skoro nieumarłymi rządzi taki zarozumiały buc. Gom, Imperator Śmieci. Idź nauczać dzieci w przedszkolu, a nie rządzić czymkolwiek. Życie się kończy? Jesteś głupi? Życie jest tak samo nieśmiertelne jak śmierć, rozumie to każdy robak, ale widać bogowie trzymają głowy tak wysoko ponad bagnem życia, że nie widzą własnej dupy!! Znaj swoje miejsce, pożal się boże!!!

Deithe nawet nie zdawał sobie sprawy, że zaczął krzyczeć.
- Myślisz, że jesteś wielki? Jesteś tylko jednym z wielu bogów, a znam ich wszystkich. Odnawiałem wszystkie świątynie w Draknor, a ci cholerni kapłani nigdy się nie zamykają. Myślisz, że jesteś wyjątkowy? Że inni bogowie pozwolą ci na coś więcej niż twój kawałek tortu? W ostatecznym rozrachunku jesteś nie tylko zaledwie jednym z wielu bogów, ale psem Stwórcy jak oni wszyscy! Myślisz, że różnisz się czymś ode mnie? Odpowiadacie przed Stwórcą tak samo jak ludzie przed bogami. Ahhh!!! Mam tego dość, bogowie, demony, nieumarli, mam was wszystkich dość, wszyscy jednakowo głupi, zaparci na niszczeniu. Bezmózgie, zarobaczałe zombie ma więcej rozumu od was wszystkich!

Mag zagryzł zęby, patrząc teraz zarówno na Goma jak i na Mariusa.
- Róbcie sobie co chcecie, aroganckie dupki, ale jedno wam powiem. Jeśli wy, wasz chędożony rycerz, albo ta przerośnięta kupa, którą zwiecie demonem ochrony spróbujecie stanąć mi na drodze, albo moim podopiecznym, to przysięgam wam, że was wszystkie kurwy pozabijam! Jasne?!
Warknął, po czym splunął na bok. Właściwie to nie miał już nic do dodania i zamierzał odejść, ale mimo to wciąż tam stał. Zupełnie jakby jakaś jego część spodziewała się spopielającego pioruna, atakującej armii zombie, czy czegoś w równie złym guście.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zayl
Marzyciel



Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Fotel obrotowy

PostWysłany: Wto 17:36, 29 Mar 2011    Temat postu:

Deithe nieco się rozczarował, pioruny i zombie widać miały inne, ciekawsze rzeczy, do roboty. Mag zauważył tylko, jak Marius kręci głową, bezgośnie mówiąc "no to masz przechlapane". I rzeczywiście architekt zaraz to odczuł.

Ból przyszedł znikąd. Nagle. Po prostu wdarł się do mózgu Deithe, w sam środek, a dopiero z mózgu rozlewał się powoli wszystkimi połączeniami nerwowymi. Przez kręgosłup przepłynęła architektowi wrząca lawa, a przynajmniej tak to odczuwał. Po prostu promieniował bólem, był przekonany, że wszystkie kości ma złamane, a wnętrzności zamieniły się w ogniste węże. Przy każdym ruchu, przez każdy fragment ciała przesypywało się tłuczone szkło. Słowo "umrzeć" brzmiało dla Deithe jak najmilsza pieszczota. Mag jednak nie krzyczał, gdyż nawet powietrze wydawało się być z ognia i nie mógł go zaczerpnąć na tyle, by wydać z siebie krzyk.

I nagle wszystko ustąpiło. Architekt leżał na ziemi i był przekonany, że minęło wiele godzin, jednak coś podpowiadało mu, że prawdopodobnie było to zaledwie kilka sekund, jeżeli było to aż tyle. Ten, który odważył się obrazić Goma, leżał teraz, czuł jak całą twarz ma we łzach. Pociągnął nosem. Szlag! Poczuł swąd moczu. No oczywiście, nie tylko moczu. gdy Deithe spróbował się ruszyć, zwymiotował przed siebie i mimowolnie zwinął się w kłębek, leżąc na posadzce cały we własnych odchodach i wymiocinach.

Gom spojrzał na leżącego przed nim człowieka i rzekł spokojnie:
- Nikt nie każe ci wierzyć w mój tryumf, ale żadna nędzna forma życia nie będzie obrażać mojego majestatu. Powiedziałeś, co widziałeś, ale teraz porozmawiamy jak Bóg z człowiekiem, jak Pasterz z owieczką. Wrócisz teraz do swoich ludzi i zabierzesz ich stąd. Do jutra rana ma was nie być, to znaczy, że masz nie więcej niż 12 godzin. Jeśli nie: nakażę Mariusowi, nie patrząc na koszta, wybić wszystkich twoich ludzi i zamienić w najpodlejsze formy nieumarłych. Tobie zaś ofiaruję taką porcję bólu, że będzie legendarna nawet w piekle.

Architekt poczuł się już w miarę stabilnie. Na tyle stabilnie, że potrafił poruszać palcami. Był wycieńczony, jednak był przekonany, że gdyby się postarał, to wstałby. Po umyśle kołatała się tylko myśl, że jego słowa były lekkomyślne. Wtem do uszu maga dotarło jeszcze jedno zdanie Goma:
- Jeśli chcesz coś jeszcze powiedzieć- mów. Więcej się nie spotkamy, człeczyno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Drakerra / Smocze Ziemie - Królestwo / Północne Królestwo Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 7 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1