Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Pałac Nyglash
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Zamknięte Rozdziały / Nyglash
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Sob 1:16, 01 Mar 2008    Temat postu:

Wojowniczka pozostała niewzruszona na te mało oryginalne obelgi. Słyszała je już tyle razy, że zupełnie jej nie obchodziły. Gdyby chociaż były wyszukane, to może. A tak? Teraz chciała skoncentrować się na czymś innym.

Przypomniała sobie, że Leanna zwykle słyszała jej myśli. Nie mając nic do stracenia, a wszystko do zyskania, skoncentrowała się na myśleniu.
- "Jesteś tu Leanno? - zapytała w myśli - Jeśli mnie słyszysz to wracaj tu natychmiast."

Nie chciała myśleć za długich zdań, bo mogłyby nie dotrzeć do magini w całości. Ułożyła topory w dłoniach tak, aby w każdej chwili móc zmienić ich pozycję na ofensywną lub defensywną. Była przygotowana na większość możliwych przyszłości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Pon 23:56, 03 Mar 2008    Temat postu:

Demon uniósł lekko brew.
- Żałobnik...? - Zastanowił się chwile. - Nieee... nieważne. To już bez znaczenia. Rozumiem, że winisz mnie za wszystkie swoje krzywdy, że uważasz za żałosnego. Wszystkich, którzy działali na rzecz Większego Dobra, dla dobra wszystkich tak traktowano. Wynika to z waszej egoistycznej natury. - Istota pokiwała smutno głową. - Ja tylko chcę uwolnić wszystkie te biedne istoty od brzemienia jakim jest życie na rzecz lepszego, przyszłego świata. Jednak... - Rzekł, zbliżając się powoli do powiększającej się kolumny światła. - Mylisz się w dwóch rzeczach. Ja nie żyję, bo nigdy nie żyłem. Można więc rzec, że jestem przeciwieństwem życia, orędownikiem Lepszego. A po drugie, nie stawiaj mnie na równi z tym narzędziem. Cierpiennik to tylko środek do celu i choć wspaniałe z niego narzędzie to tylko tym pozostanie. Mam nadzieję, że docenicie ironię w tym, że użyję tworu dawnych bogów, który miał za zadanie przywrócić światu sprawiedliwość. A nawet podkreślę, że ja go tylko przywołam, a program zainstalowany przez tych niegodziwców sam zadziała. Czyż to nie wspaniałe?

***

Leanna nie odpowiedziała na wołanie Kasandry. Nie mogła. Nawet gdyby wojowniczka była doświadczoną telepatką szanse na dosięgnięcie świadomości czarodziejki w jej obecnym stanie były znikome. Magini zdana była teraz na siebie.

Leannę wystraszył nagły ruch czarnej wody. Skojarzył jej się od razu z wężami i wszelakim oślizłym robactwem, choć to przecież idiotyzm, bo nie była na moczarach tylko w głębi samej siebie. Mogła się tu obawiać tylko samej siebie.

Po wodzie zaczęły rozchodzić się kręgi, a po chwili coś zaczęło się wynurzać, jakby niechętnie opuszczało mroczną głębię. Jakby pragnęło uchronić się przed nikłym blaskiem świadomości.

Wpierw pojawił się prostokątny kawał drewna. Po chwili włosy, głowa. Czarodziejka patrzyła oszołomiona na wynurzający się krzyż i wiszącą na nim kobietę. Byakurai odwzajemniła jej spojrzenie. Magiczne łańcuchy przyciskały ją ciasno do drewna. Oczy miała mokre, ale czarodziejka nie potrafiła powiedzieć, czy od wody, czy od łez.
- Nie pozwól... – Szepnęło jej wewnętrzne wcielenie, jakby powtarzając za nią. – Proszę, nie chcę umierać...

Pojawiło się coś jeszcze. Maginię przejął lodowaty strach, gdy rozpoznała kształty tysiąca mieczy. Nagie ostrza skierowane były wprost w wiszącą kobietę, tworząc sferę śmierci, niczym jakąś wymyślną machinę do egzekucji. Czas i przestrzeń rozmyły się i rozciągnęły jak w koszmarnym śnie. Leanna choć stała na wodzie, mogła równie dobrze być na dnie morza...

***

- No, ale niestety... nasza rozmowa dobiegła końca. Sprawi mi ogromną przyjemność patrzenie jak pupilek Sprawiedliwości rozszarpuje was na strzępy.

Powiedział i wszedł w światło. Nikt nie zdążył zareagować. Czas rozciągnął się jak guma. Sekundy upływały jak milenia. Szpon Mir Włodarza zatoczył niewielki łuk i pazur zatopił się w czole Aakina. Wrzask chłopaka był niski, rozciągnięty i basowy. Towarzyszył mu aż nazbyt wyraźny chrobot ostrza przesuwanego po kości. Kilka sprawnych ruchów utworzyło niewyraźny, krwawy znak, na pewno magiczny.

Wtedy świat wybuchł blaskiem. Wiele rzeczy zdarzyło się jednocześnie.

Trzej strażnicy padli martwi na posadzkę, a czwarty rzucił się w stronę demona i ołtarza. Choć musiał poruszać się błyskawicznie i zwinnie, patrzącym wydawało się, że z trudem idzie przez wodę.

Głowa Mir Włodarza rozdzieliła się na dwie głowy, zupełnie jakby miała zamiar się sklonować. Przez „oryginalną” przebiegł skurcz zdziwienia, jednak został od razu zduszony. Natomiast ta, która wyrosła na nowo wysunęła pośpiesznie język. Lśniło na nim coś białego, niczym perła. Potężne szczęki rozgryzły domniemany klejnot wyzwalając strumienie białego światła. Strumienie uderzyły najpierw w Mir Włodarza, następnie w ciało czarodziejki. Ta, choć nieświadoma, wygięła się w łańcuchach i wrzasnęła przeciągle. Białe światło przeskoczyło z kolei na zaskoczonego malca siedzącego na krześle.

W tym samym czasie „nowa” głowa rozpłynęła się jak duch i znikła. Zaczęła działać inna magia. Światło zaćmienia zostało wessane w ranę na czole Aakina. Magiczne energie zaczęły po kolei odrywać się od Mir Włodarza, Leanny i brata Aakina.

Potworny ból powalił Kreeth’a na kolana. Zdawało mu się, że ktoś wydłubuje mu oczy zardzewiałym gwoździem.

Ponad całym tym chaosem wzbił się wyjątkowo przejmujący krzyk, ale w zamieszaniu nikt nie był w stanie określić, od kogo pochodził.

***

Choć Leanna starała się pomóc, dotrzeć do swojego wcielenie nie miała szans. Powietrze było jak smoła. Każdy krok zdawał się raczej oddalać, niż przybliżać do celu. Czarodziejka wyciągnęła rękę jak w tylu koszmarach, ale wewnętrzne wcielenie było tuż poza zasięgiem palców.

A wtedy coś się stało i miecze ruszyły z miejsca. Magini mogła przysiąc, że widziała, jak piękne oczy Byakurai rozszerza strach. A potem było już po wszystkim. Tysiąc mieczy przebiło delikatne ciało z obrzydliwym mlaśnięciem i trzaskiem pękających kości. Byakurai napięła się i wrzasnęła, gdy wysysano z niej życie. Z nich obu, gdyż Leannę też powalił dojmujący ból. Zwijała się w męce nie wiedząc już czy jest sobą, czy kimś innym...

***

Przez jedną dojmującą chwilę sploty magicznych energii stworzyły, zatrważający, ale przepiękny spektakl świateł. Wszystko wirowało i splatało się, kreując niezapomniane widowisko, za straszliwą cenę.

Magia wymieniała życie za życie.
Jednak równie nagle jak się zaczęło nieuniknione stadium przemiany dokonało się. Czas i przestrzeń wróciły na swoje miejsca.

***

Wszystko się skończyło. Leanna otworzyła oczy, wciąż we wnętrzu swego umysłu, ale jednak żywa. A to więcej niż oczekiwała. Śmierć była realna i na wyciągnięcie ręki, a jednak coś ją od niej oddaliło. Czemu więc czuła, że Król Kruków chwycił po prostu smaczniejszy kąsek? Była zbyt skonfundowana by o tym myśleć.

Przed jej oczami wciąż stał krzyż Byakurai. Dziewczyna wisiała na nim przebita w każdy możliwy sposób. Martwa. Piękne włosy, teraz matowe zasłaniały twarz, a krew znaczyła prawie każdy skrawek ciała...

***

Gdy wszystko ustało ustał i w większości ogłuszający tumult i krzyk.

Ciało osunęło się z cichym szelestem na posadzkę. Twarz strażnika skrzywiła się w wyrazie cierpienia i nic dziwnego. W piersi demona ziała wielka dziura, rozrywając tors prawie na dwoje. Magia Mir Włodarza, która transportowała jego życie do ciała chłopca musiała odchylić swoją trajektorię, gdy strażnik wszedł na jej strumień. Kosztowało go to życie, ale być może ocaliło życie czarodziejce. Życie za życie. Sprawiedliwa zamiana. Twarz demona zadrgała, a potem rysy rozpłynęły się i twarz „spłynęła” jakby była namalowana, bądź z wosku. Perłowo biała maska z pęknięciem na górze rzuciła ostatnie spojrzenie na leżącą na ołtarzu, a potem Doppleganger osunął się martwy na podłogę. Z nieprzeniknionej maski biło coś, jakby delikatny zarys uśmiechu. Jakby w chwili śmierci próbowała zrobić coś, czego nie potrafiła za życia: uśmiechnąć się.

Tymczasem Aakin, bądź też magia, która zawładnęła jego ciałem owinęła się bursztynowym kokonem, niczym larwa motyla i wzbiła nieco w powietrze. Wszyscy słyszeli i czuli w kościach delikatne wibrowanie nagromadzonych ogromnych ilości magii.

Kreeth wstał chwiejnie, gdy ból zniknął. Stracił Wejrzenie.

Malec wydarł się boleśnie:
- Nyx!!
Przestrzeń obok krzesła otworzyła się niespodziewanie, niczym szczęki jakiegoś pradawnego lewiatana, pragnącego połknąć okręt. W tej przestrzeni stał Nyx Anni. Wziął brata Aakina na ręce.
- A Llani? – Spytał bezbarwnie.
- Zabierz mnie stąd!! – Darł się dzieciak, najwyraźniej ogromnie cierpiąc.
- Tak, panie. – Rzucił demon i szczęki przestrzeni zatrzasnęły się tak nagle jak się pojawiły.

Tymczasem stwór w byłym ciele Mir Włodarza patrzył krytycznie na swoją rękę.
- Coś takiego... – Mruknął, a potem odłamał sobie palec z cichym trzaskiem. Obejrzał go. – Najwidoczniej nawet ciała demonów, pozbawione duszy nie są w stanie mnie utrzymać. – Westchnął, a płuca zaszeleściły niczym stary pergamin. – No cóż, będę jednak zmuszony was pożegnać. Miłej zabawy i mam nadzieję, że... – Ale nie zdążył dokończyć myśli, bo w tym momencie, ciało Mir Włodarza rozsypało się w proch.

Nad światem Nyglash wzbił się monstrualny cień, zasłaniając na chwilę niebo, a potem się rozwiał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leanna
Tajna Konsultantka Do Spraw Wszelakich



Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Trzebinia / Warszawa

PostWysłany: Wto 0:34, 04 Mar 2008    Temat postu:

Magni czuła jakby część jej wnętrzności została właśnie żywcem wyrwana z jej ciała, pozostawiając po sobie jedynie wielką, bolesną dziurę. Brak... taki potworny brak fragmentu własnej duszy, niewypowiedziana tęsknota za czymś, co mimo iż ulotne za swego istnienia, teraz bardzo wyraźnie dawało o sobie znak. Gdy już było za późno.

Nogi jej dygotały i ustać na nich było prawdziwą sztuką, a postąpić kilka kroków naprzód - nie lada wyzwaniem. Dwukrotnie drobny krok okazał się zbyt wielkim i upadła na kolana, wlepiając oczy w taflę wody. Po chwili jednak coś nakazywało, aby znów spojrzeć ku Byakurai, chociaż ten ostatni raz ujrzeć jej twarz. Widok, mimo iż straszny, przykuwał.

Była już o krok. Dłoń wyciągnęła ku górze i złapała za pierwsze ostrze, które nawinęło jej się pod rękę, palce zacisnęła na ostrej krawędzi i powoli, z trudem wyciągnęła miecz. Jeden, drugi, trzeci... piąty, szósty... Wiedziała, że nie jest w stanie wyciągnąć je wszystkie, ale miała czas. O ile można mówić o czasie w miejscu bez niego i praktycznie bez przestrzeni.

Kap, kap... Czy to łzy, czy krew Byakurai? A może jedno i drugie zmieszane w nierównych proporcjach.

W takich chwilach przeklinała swój niski wzrost, iże dosięgnąć nie może i ostatni raz ucałować Byakurai, złożyć na jej martwych ustach siostrzany pocałunek. Jedno życie poświęcone dla innego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Leanna dnia Wto 11:29, 04 Mar 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Wto 11:58, 04 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth patrzył na wszystko z przerażeniem. Ból nie dodawał mu otuchy. Gdy wstał, ze zdziwieniem odkrył, że został pozbawiony Wejrzenia. Rozejrzał się szybko. Nyx Anni zniknął z dzieckiem. Ciało Mir Włodarza zmieniło się w proch... Nic nie było takie, jak powinno.
Spojrzał na Leannę. Nie zwracając na nic uwagi ruszył ku niej i starał się ją w jakiś sposób uwolnić. Wiedział, że to bez sensu, ale tylko to mu pozostało...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 21:51, 05 Mar 2008    Temat postu:

Kasandra nie poruszyła się nawet. Co miała niby teraz zrobić? Coś się tu wydarzyło. Nie bardzo nawet wiedziała co. Leanna najwyraźniej jej nie słyszała. Jak jeszcze mogła jej pomóc? Nijak. Umiała przecież tylko dać się zaskoczyć pierwszemu lepszemu strażnikowi i dostać w łeb. No i ewentualnie machać toporem. I tak demony załatwiały całą resztę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Pią 21:44, 07 Mar 2008    Temat postu:

Najwyraźniej wszyscy zapomnieli o Aakinie, który wciąż unosił się przy ołtarzu, spowity w magiczny kokon. Złocista powłoka zdawała się pulsować, za każdym razem zacieśniając się coraz bardziej wokół ciała chłopaka.

W momencie, gdy Kreeth podszedł do ołtarza, powłoka właśnie osiągnęła rozmiary Aakina i zawinęła się wokół niego jak koc, przylegając ściśle. Ściany znikły, gdyż zakryły ją obrazy, ruchome obrazy, jakby widoki dalekich miejscy. A może odległego czasu. Obrazy zmieniały się pokazując ludzi, miejsca, wspomnienia...

Wszystko zgasło.

Magiczna powłoka z cichym cmoknięciem znikła w ciele Aakina. Chłopak po raz ostatni potoczył przytomnym wzrokiem po komnacie. Ostatnimi słowami jakie wypowiedział było:
- Czemu oni wszyscy tak krzyczą...?
Potem znikąd pojawiła się kolumna światła i wszystko poszło w diabły. Wybuch przetoczył się przez wieżę basowym dudnieniem. Wszędzie latały kamienne odłamki. Dach kopuły dosłownie przestał istnieć. Kolumna światłą uderzyła w podłogę i zaczęła przebijać kolejne piętra, aż do głębokich piwnic Pałacu.

Druidem zakręciło w powietrzu i boleśnie wyrżnął w ścianę.
Ze światła i dymu wyleciał tobołek i wyrżnął w Kasandrę z wielka prędkością. Wojowniczka złapała pakunek i upadła na siedzenie. W sam raz, bo fragment podłogi na którym stała odłamał się i poleciał w dół.
Kasandra spojrzała na trzymaną w rękach, nieco osmaloną czarodziejkę. Leanna wydawała się lżejsza niż kiedy ja ostatnio widziała, choć grube łańcuchy obciążały ją całkiem dosadnie.

Światło zniknęło, pozostawiając po sobie dziurę w podłodze, sięgającą aż do podstaw wieży, zmieniając ją w jakiś rodzaj studni. Poziomy ciągle zaznaczone były fragmentami podłogi szerokimi na jakieś 3-5 metrów.

Ponad otchłanią unosił się Aakin, choć już nie przypominał tego chłopaka, którego znali. Pod wpływem ciśnienia wszystkie naczynka w jego oczach popękały, zmieniając je w krwawe kule. Całe jego ciało znaczyły plamy czarno-fioletowej zgnilizny, zupełnie jakby fragmenty jego ciała zaczęły gnić za życia. To właśnie w te miejsca wnikały strumienie czegoś co przypominało nieco parę, a nieco strumień powietrza, czy wody. Tyle, że żadne z powyższych nie przypomina twarzy. Były to Szepty, zwane też Głosami.

Narodził się Cierpiennik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Sob 16:59, 08 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth postarał się wstać. On po prostu kochał być rzucanym o ścianę, ale bez przesady. Czasem trzeba było trochę od tego odpocząć...
Spojrzał na Aakina, a raczej to co z niego zostało. On już nie był tym chłopcem. Był Cierpiennikiem.
"I tak rodzi się koniec świata", pomyślał.
- A więc to ty jesteś Cierpiennikiem, co? Niezłe wejście. - powiedział do unoszącego się nad przepaścią Cierpiennika. - Tylko mogłeś trochę uważać gdzie i kim rzucasz o ściany. - otrzepał się teatralnie z kurzu. - Chyba nie ma sensu z tobą rozmawiać, skoro i tak nas zabijesz, prawda? A tak bardzo chciałem się więcej dowiedzieć o tobie, twoich planach na przyszłość. - przewrócił oczami i czekał na to, co się zdarzy. Nic innego nie mógł zrobić. Był w bardzo nieciekawym położeniu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Sob 22:33, 08 Mar 2008    Temat postu:

Kasandra spojrzała na Leannę. Potem popatrzyła na to coś, w co zmienił się Aakin. Powoli i ostrożnie odłożyła dziewczynę na podłogę. Wstała i przygotowała broń.

-"Zginiemy." - pomyślała - "Po co walczyć?" - pomyślała babska część jej umysłu - "Zamknij się głupia babo." - powiedziała ta wojownicza część.

Kasandra stała względnie przygotwana na atak. Będzie się bronić dopóki będzie mogła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Nie 21:03, 09 Mar 2008    Temat postu:

Cierpiennik, najwyraźniej zareagował na dźwięk głosu Kreeth'a, gdyż obrócił się w powietrzu w jego stronę. Strumień Szeptu z jego ramienia zadrgał i zaczął opływać głowę Cierpiennika, a ten pochylił głowę na bok. Ciężko było oprzeć się wrażenia, że słucha jakiegoś głosu, którego tylko on mógł słuchać. Cierpiennik zmarszczył brwi i wyprostował się.
- I to mówi ten, który nosi na sobie ubranie swojej ofiary? Który używa jej miecza by dalej siać śmierć i cierpienie na tym świecie? Hazel Fiths oskarżył cię o morderstwo z zimną krwią, druidzie Kreeth'cie z Gaju. Porównałem jego pamięć z twoim obecnym wyglądem. Nie mam cienia wątpliwości, że to ty odebrałeś życie Hazelowi Fithsowi na trakcie. Niniejszym, by sprawiedliwości stało się zadość skazuję cię na śmierć.

Uniósł przed siebie dłoń i strumienie Głosów zaczęły się przed nią splatać, tworząc coś na kształt ostrza, bądź włóczni, choć tylko jej ostry koniec zdawał się materialny. Cierpiennik zacisnął pięść i dziwne ostrze-włócznia pomknęło w kierunku druida.

Było błyskawiczne... szybkie... prędkie... Zanim przebyło połowę odległości wyraźnie zwolniło, a nim dotarło w pobliże Kreeth'a zawisło w powietrzu. Atmosfera w wieży stała się lżejsza, przyjemniejsza. Zapachniało niezapominajkami. Powietrze zaczęły wypełniać dziwne odbicia, zupełnie jak refleksy świetlne odbite w wodzie.

Niby-ostrze spłonęło.
- Uff... nie byłam pewna, czy zdążę. - Powiedziała Sotra, wchodząc po schodach. Uśmiechnęła się do Kasandry i przestąpiła nad Leanną. Podeszła do Kreeth'a. - Hej, stęskniłeś się, przystojniaku? - Mrugnęła do druida. Wyglądała na ogromnie zmęczoną. Pod oczami miał ciemne sińce, a twarz i ręce dziwnie blade.

Powietrze było teraz przesycone niebieskimi refleksami tak gęsto, że przypominały kadzidło. Były ciepłe w dotyku.
- Sotra Un'Othiel. - Przemówił czystym głosem Cierpiennik. - Głosy cię nie znają. Nie jesteś winna w moich oczach. Wyjdź stąd a nic ci się nie stanie. Odsuń się od kryminalisty. - Zażądał.
- Nic z tego złociutki. - Uśmiechnęła się promiennie. Szaty zwisały z niej, jakby schudła ostatnimi czasy.

- Myślisz, że ma szansę? - Spytał głos obok głowy Kasandry. Linn, stary bóg, wychylił się ze ściany. Spojrzał na Leannę. - Jeśli Strażniczka załatwi Cierpiennika mamy szansę się stąd zmyć zanim będzie za późno. - Przeniósł wzrok na wojowniczkę. - Ten dzieciak dopiero co się narodził i jest słaby jak niemowlę. Niezła okazja. - Stwierdził z powątpiewaniem. - Lepiej opiekuj się tą małą, jej babcia strasznie się o nią martwi...

Tymczasem Sotra uniosła obie dłonie i błękit w komnacie zaczął się gromadzić wokół Cierpiennika. Ten zorientował się chyba co jest grane, bo zaczął się obracać, próbując uciec z pułapki. Jednak błękitny blask był wszędzie. Otoczył go niczym sfera śmierci. Szamotał się wściekle przez chwilę, a błękit palił jego ciało. Zwęglało się niczym papier.

Znieruchomiał. Ogień zdążył strawić już połowę jego ciała.
- Czas i przestrzeń są dla mnie niczym. - Powiedział spokojnie, gdy płomienie spowiły jego twarz. - Sprawiedliwość zatriumfuje. Powrócę... - Jego głos się rozmył, gdy czarne płatki zostały rozwiane nagłym uderzeniem wiatru. Łatwo poszło. Za łatwo.

Sotra upadła na kolana. Jej kruczoczarne włosy stały się białe jak śnieg. Zwaliła się na bok, ciężko dysząc. Życie z niej uciekało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Nie 21:22, 09 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth przyglądał się wszystkiemu. Działo się tak szybko... myślał, że zginie. Pojawienie się Sotry było nieoczekiwane. Jej widok przyjął z ulgą. I to nie dlatego, że uratowała mu życie.
"Hazel Fiths", pomyślał. "A więc tak miał na imię ten narwaniec na trakcie.". Druid westchnął w duchu. Zadziwiła go ignorancja Cierpiennika. Ten nieśmiertelny byt patrzył tylko na część obrazka, a nie na całość. Oskarżenia też nie były do końca prawdziwe. Nie zawsze używał miecza. Posuwał się do tego w ostateczności. Przecież miał swoją magię.
Jego refleksje zdawały się trwać wieczność. Czas zdawał się płynąć wolniej. Jednak tak naprawdę minęła sekunda, może dwie. Ewentualnie pięć. Kreeth podbiegł do Sotry i uklęknął przy niej. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie wyobrażasz sobie jak wielka była moja tęsknota. - powiedział, uśmiechając się.
Życie z niej uciekało. Widział to. Nie chciał pozwolić, aby ten pierwiastek całkiem z niej uleciał. Już raz to przeżył. Bierność, patrzenie na śmierć. Wtedy nie próbował nawet walczyć. A teraz...
Druid skupił się. Przyłożył do ciała Sotry swoje dłonie. Wtedy zaczął czarować. Regeneracja, Większy i Mniejszy Ziołowy okład. To wszystko co mógł uczynić. Wątpił, aby to pomogło, jednak chciał spróbować. Musiał. Nie pozwoli, aby historia zatoczyła koło. Jeszcze nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Wto 0:08, 11 Mar 2008    Temat postu:

Druid traci 31 many na rzucenie Regeneracji i obu Okładów.

Magia wniknęła w ciało dziewczyny, ale nie wyglądało na to, żeby dało to jakąś poprawę. Poza tym, że starzała się w zastraszającym tempie nie odniosła fizycznej rany. Kreeth nie potrzebował Wejrzenia, żeby zdać sobie sprawę co się stało. W końcu żył w rytmie natury. To coś, ten niebieski opar unoszący się z jej ciała, najwyraźniej użycie tego wymagało ostatecznej ceny. Sotra musiała w jakiś sposób (choć druidowi żaden nie przychodził do głowy) rozedrzeć zasłonę za którą znajdowała się jej energia życiowa. Była to potężna siłą i najwyraźniej starczyła do pokonania Cierpiennika, jednak było jasne, że nie ma już sposobu by zatamować taką ranę. Przypominało to zatkanie wodospadu chusteczką.
Dziewczyna marniała w oczach, przypominała teraz bardziej szkielet obłożony byle jak skórą. Przez jej twarz przeświecały kości czaszki. Zmętniałe oczy spojrzały gdzieś poza druida i demonica uśmiechnęła się. Chciała coś powiedzieć, ale nie miała już sił, a Kreeth nie miał już w sobie ani krztyny magii.

Nagle poczuł jak wstępują w niego nowe siły. Świat zmroczniał, jakby coś założyło na niego zasłonę z atłasu. Ostrze Żalu drżało, odpowiadając na zew uczuć swego pana. Bolesna moc wypełniała powoli druida.
Czyjaś dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Dotyk był tak zimny, że aż parzył, a mimo to był w pewien sposób kojący. Smutny, męski głos za plecami druida poprosił:
- Uratuj ją, Żałobniku. Proszę.

***

Gdy Leanna sięgała po kolejny miecz, jej dłoń nakryła inna. Przeraźliwie zimna dłoń. Czarodziejka spojrzała w górę, w twarz Byakurai, lecz to już nie było jej wewnętrzne wcielenie. Spomiędzy strąków włosów wyglądało na nią obliczę z nocnych koszmarów. Przez chwilę myślała, że patrzy na samą siebie, jednak od razu odrzuciła tą niedorzeczność. Być może gdy jakiś boski artysta tworzył te dwie postacie wziął podobne kawałki marmuru i zaczął je podobnie obrabiać. Jednak gdzieś pośrodku zmienił zamysł i z jednego kawałku powstała twarz Leanny, a z drugiego twarz tej drugiej. Oblicze tamtej zdawało się zastygnięte w wyrazie absolutnej nienawiści i pogardy żywionej do świata i wszystkiego bez wyjątku. Błękitne, głodne oczy wbijały się w czarodziejkę, niczym dwa sztylety i cięły jej duszę z równą skutecznością.
- Jesteś głupią suką, wiesz? - Spytała pogodnym tonem kobieta na krzyżu, odsłaniając przy tym garnitur pięknych, równych i bardzo ostrych zębów. Tym głosem mogła by się pochwalić każda żmija.
Leanna bez wyraźnej przyczyny cofnęła się i upadła przy tym na tyłek, prosto w ciemną ciecz.
W tym czasie krzyż zdążył się rozpaść, tak samo jak miecze. Kawałki wpadały do wody z cichym pluskiem i znikały. Kobieta z koszmarów stanęła na wodzie i otrzepała się teatralnie.
- Doprawdy, po prostu musiałaś dać się zabić, prawda? - Powiedziała tamta do Leanny karcąco, jak do szczeniaczka. - Nie minęło jeszcze dobre dwieście lat, a ja już musiałam złamać umowę. Czy to moja wina? Oczywiście, że nie. Ja spałam sobie smacznie. - Tamta zogniskowała wreszcie to zabójcze spojrzenie na czarodziejce. - To wszystko twoja wina, ty głupia, bezużyteczna suko. - Wysyczała, podkreślając każde słowo, tak, że brzmiało niczym uderzenie bicza. - Ale nie obawiaj się, dostaniesz miejsca w pierwszym rzędzie. Nie wiem ile czasu minie zanim tamci zorientują się, że już nie śpię, ale postaram się w tym czasie wyplątać nas z tego bagna. Ty w tym czasie posiedzisz sobie tu grzecznie.

Leanna z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jest skuta tak mocno, że nie mogła drgnąć. Łańcuchy spowijały ją tak ciasno, że ledwo mogła oddychać, choć przecież nie potrzebowała tu powietrza. Mimo to zaczął narastać w niej strach. Nie przed uduszeniem jednak, a przed kobietą stojącą przed nią. Jej oczy obiecywały, że pożałujesz, że ją kiedykolwiek spotkałeś.
- Nawet mi tu nie próbuj umierać. Twoja śmierć przysporzy nam obu masę kłopotów.

Kobieta znikła. Ot tak. Zamiast niej przed Leanną otworzyły się dwa okna. Przy czym patrzenie przez jedno nie dawało dobrego obrazu, dopiero gdy patrzyło się przed oba obraz krystalizował się w spójną całość.
Czarodziejka z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego na co patrzy. I przez co patrzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Wto 0:26, 11 Mar 2008    Temat postu:

- A co ja mogę zrobić Linn? - zapytała wojowniczka. - Umiem tylko władać toporami, a i to jak się okazuje, niezbyt dobrze. Tu się dzieją rzeczy, których nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy - dodała obserwując dalsze wydarzenia. Nadal była gotowa, aby parować ciosy, ale nie ruszyła się z miejsca nawet o krok.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Wto 0:33, 11 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth zamknął oczy. "Uratuj ją", dźwięczało w jego umyśle. Nie wiedział dokładnie kto go o to prosił, ale domyślał się, że to był brat Sotry. Nie wiedział jak ją uratować. Przyczyna jej starzenia się leżała poza jego możliwością działania. Nie chciał pozwolić na to, aby zginęła, jednak wszystko, co mógł zrobić zawiodło. Co było zresztą do przewidzenia. Mimo wszystko próbował.
- Ale jak? - wyszeptał, pytając się głosu za jego plecami. - Co ja mogę zrobić?
Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że coś dziwnego się z nim działo. Moc. Druid chwycił Ostrze Żalu za rękojeść. Nie wiedział jak wykorzystać siłę, którą otrzymał. Ale wkrótce się dowie. Przynajmniej tak podejrzewał. Był Żałobnikiem musiał coś zrobić. Do jego obowiązków należało, aby pomógł. Inną sprawą było, że chciał z własnej woli. Nawet, gdyby nie był Żałobnikiem.
Druid wyjął Ostrze Żalu i skupił się na nim. A raczej na mocy jego i Żałobnika samego w sobie. Chciał pomóc Sotrze. Nie wiedział jak, liczył na to, że Ostrze nim pokieruje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leanna
Tajna Konsultantka Do Spraw Wszelakich



Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Trzebinia / Warszawa

PostWysłany: Wto 1:10, 11 Mar 2008    Temat postu:

Dziewczyna nie miała już siły na kolejną bezcelową walkę z więzami, które i tak nie dałyby jej wolności, nawet zmuszone siłą.
- Kim... kim ty jesteś? - warknęła głosem zduszonym, ciężko wydostającym się z gardła. Jej duma, a raczej to, co z niej pozostało, burzyła się na dźwięk obraźliwego określenia, jakim magini tak 'hojnie' obdarowywana została.
Twarz kobiety nie była dla niej ani trochę znajomą, wręcz przeciwnie, odstręczającą od siebie. Leanna miała jednak dziwne wrażenie, że znać ją powinna. Te oczy tak nieprzyjemne, błękitne niczym tafle dwóch zastygłych w bezruchu jezior, na dnie których czai się jakaś okropność utajniona, oślizgła niczym wąż morski.

Gdy 'okna' otworzyły się, dając jej realny widok na świat dziewczyna aż na kilka sekund dech straciła. Komnata... ludzie weń... Więc żyją. Oboje żyją. Oczu oderwać nie mogła od obrazu przed sobą.
Kreeth z tak dziwnym u niego zacięciem wypisanym na twarzy, z mieczem w dłoni, pochylający się nad kimś, kogo zidentyfikować nie mogła. Ale żył. Żył!
Powietrze uszło z jej płuc z chwilową ulgą.
Kasandra pewnie dzierżąca swe topory z tym zwykłym u niej skupieniem, gdy oczekuje na atak przeciwnika. Wredna? Któż nadał jej ten nieprawdziwy przydomek?
Obok wojowniczki... Linn? Tak, to chyba był on, ale pod tym kątem jego postać była odrobinę niewyraźna.
Tak bardzo chciała wstać, pomóc im, odezwać się chociażby słowem. Wiedziała jednak, że teraz jej własne ciało nie w jej mocy jest.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Leanna dnia Wto 1:12, 11 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 0:32, 12 Mar 2008    Temat postu:

Assin'Toh ożył w dłoni druida. Kreeth'owi zdawało się, że miecz czekał na jakąś oznakę gotowości z jego strony i najwyraźniej się jej doczekał. Moc, która do tej pory leniwie sączyła się w górę jego ramienia zalała całe ciało wartkim strumieniem, wdzierając się w jego umysł. Pojawił się żal, ale nie przypominał poprzedniej fali depresji. Był raczej formą pogodzenia się z losem i światem. Przyjęciem na siebie odpowiedzialności, by móc zrobić to co trzeba było zrobić.

Sotra poruszyła ustami i choć nie wydobył się z nich żaden dźwięk, druid odczytał z warg dziewczyny słowa "Robi się ciemno." Kreeth słyszał oczywiście opowieści o tym jak to wraz ze śmiercią przychodzi ciemność, jakby sam Król Kruków zakrywał oczy swymi piórami. W jego umyśle uformowała się obca myśl - myśl Żałobnika.
"Tak widzą umierający, gdy zamykają oczy na ten świat i otwierają na następny."

Nie zastanawiał się nad tym co robi, po prostu wiedział. Wiedza o tym przyszła chyłkiem, nie wiadomo skąd i druid momentalnie zaczął z niej korzystać, zupełnie jak każdy człowiek korzysta z tego, że umie chodzić.

Świat pociemniał, prawie znikł, za to zjawa przy jego ramieniu stałą się jakby wyraźniejsza, jej obecność mocniej wyczuwalna. Sotra pozostała tak samo realna.
"Nie jest teraz w jednym świecie, ale w przejściu między nimi, więc jest równie prawdziwa w obu, choć do żadnego nie należy." Stwierdził jego własny głos w głowie, który wszakże brzmiał obco, ponuro... profesjonalnie.

Kreeth-Żałobnik zaczął wyobrażać sobie pewną scenę. Sam sobie zaczął opowiadać pewną historię, w którą musieli uwierzyć wszyscy. Oczami wyobraźni ujrzał leżącą przed nim demonicę. Ta szła po ścieżce z dymu, otoczona szpalerem czarnych zjaw-płaczek. W wyobraźni Kreeth-Żałobnik szybkim krokiem przemierzył dymną ścieżkę, pokonując momentalnie odległość dzielącą go od Sotry. Jak przez mgłę uświadomił sobie, że jego wyobrażenie samego siebie nie trzyma Ostrza Żalu. Nie musiało. Samo było ostrzem.

W wyobraźni Kreeth-Żałobnik złapał Sotrę za ramię i zatrzymał, a potem okręcił do siebie. Miała nieobecny, odległy wzrok. Jego wyobrażenie potrząsnęło wyobrażeniem demonicy i zaczęło ją ciągnąć z powrotem. Za późno. Zjawy-płaczki wkroczyły na dymną ścieżkę i otaczały dwójkę, jakby próbując zmusić ich do podążania ścieżką. Mimo, że nie miały żadnej broni, same unoszące się na nieistniejącym wietrze woalki budziły grozę. To nie była walka na miecze, to był test woli.

Wyobrażenie Kreeth'a-Żałobnika naparło na zgromadzenie zjaw-płaczek i dwa pierwsze rzędy rozpadły się w nicość. Jednak przeciwników były niezliczone rzesze i ciągle ich przybywało.

Kreeth w swoim prawdziwym ciele czuł się jak w transie. Potężna moc Ostrza Żalu działała poprzez niego, powodowana jego pragnieniami.

Wyobrażenie Kreeth'a-Żałobnika niechętnie postąpiło krok w tył. Kolejny. Choć żadna ze zjaw-płaczek mu nie zagroziła, czuł coś na kształt potężnej siły, jak fale przypływu, które odpychały go w tył krok za krokiem ku krainie śmierci, Zaświatom. Naparł jeszcze raz i kilka rzędów zjaw-płaczek rozpadło się w nicość, ale ich miejsce zaraz zajęły następne, a każdy taki atak wysysał ogromne ilości energii.
Kolejny krok w tył. Jeszcze dwa. Poczuł na plecach chłód śmierci.
Jego wyobrażenie samego siebie zebrało się do ostatniego rozpaczliwego natarcia, kiedy z za rzędami zjaw-płaczek coś się zakotłowało. W stronę Kreeth'a-Żałobnika przebijał się ogromny mężczyzna w prostej kurcie. Zaskoczone zjawy-płaczki przechodziły do historii, kiedy intruz po prostu po nich przechodził niczym taran.

Wyobrażenie Kreeth'a-Żałobnika wykorzystało szansę. Zogniskowało całą pozostałą mu energię i uderzyło na wprost, niczym strzała, bądź klin kawalerii. Rzuciło się do przodu ciągnąć za sobą wyobrażenie Sotry, niczym szmacianą lalkę. Wchodziło głębiej i głębiej w szeregi obojętnych zjaw-płaczek. Coraz wolniej, wolniej, napotykając coraz większy opór.

W umyśle Kreeth'a klęczącego nad ciałem Sotry wypłynęło zdanie wypowiedziane we śnie przez upiora. "Żaden Żałobnik nigdy nie wskrzesił nikogo." A potem kolejne. "Ale ona jeszcze żyje!" Uchwycił się go rozpaczliwie i wyciągnął rękę w przód. Przypomniało mu się jak zaklinował się przy wyjściu z Trupiarni, nie mogąc oddychać. Przez chwilę wydawało mu się, że z tego nie wyjdzie. Teraz było podobnie.
Wzrok go zawodził. Nie miał już siły nic sobie wyobrażać. Łatwiej było poddać się rzece zmarłych. O ileż przyjemniej byłoby po prostu położyć się i...

Silne ramię złapało rękę Kreeth'a-Żałobnika. Od razu wrócił pomiędzy rzekę zjaw-płaczek. W jednej ręce trzymał Sotrę, a w drugiej Sotena. Ostatnią krztyną energii skoczył poprzez Zasłonę.

Opadł na kolana. Świat wrócił do normalności. Znów był w zniszczonej wieży Pałacu Nyglash, a nie w rzece zmarłych. Odetchnął głęboko i o mało nie zwymiotował. Całe jego ciało drżało ze zmęczenia i nieludzkiego chłodu. Moc cofnęła się do miecza i zdawała się zasypiać niczym najedzony kot. Druid zaczynał rozumieć czemu korzystanie z magii miecza było tak niebezpieczne. Ale chyba się opłaciło.

Sotra otworzyła oczy i spojrzała na niego. Jej twarz nie przypominała już czaszki, a ciało szkieletu i choć włosy wciąż były białe niczym śnieg wyglądała po prostu na wychudzoną. Uśmiechnęła się blado.
- Widziałam Sotena. - Powiedziała cicho. - Dziękuję, że mnie sprowadziłeś... - Spojrzała się w bok i zamilkła.

***

- Nie możesz się za wszystko obwiniać. - Powiedział Linn pocieszająco, niemal po ojcowsku. - Sam jestem teraz kimś w rodzaju boga, a wielu spraw nie rozumiem. Popatrz tylko na niego.
Wskazał druida. Ten pochylał się z mieczem nad demonicą, zastygły nieruchomo z wyrazem skupienia na twarzy. Był półprzezroczysty. Kasandra mogła dostrzec poprzez niego ściany i podłogę.
- Nie mam pojęcia jak on to robi. Ja sam z dala od Źródła nie potrafiłbym czegoś takiego. Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale użyła zdolności dziedziczonej w kilku znamienitych rodach, tak zwanego Poświęcenia. Polega ona na wyzwoleniu w kilku chwilach całej swojej energii życiowej, dzięki czemu używający otrzymuje tyle energii w jednej chwili ile otrzymałby przez resztę swojego życia. Stąd proces szybkiego starzenia się. Oczywiście jest to proces nieodwracalny, przynajmniej zawsze tak sądziłem. Narusza podstawę życia i nie da sie tego naprawić żadną magią leczniczą. Nie wiem nawet, czy Źródło mogłoby... - Linn umilkł, wydając z siebie ciche westchnienie.

Kasandra słuchała go jednym uchem, wpatrzona w przezroczystego towarzysza. Coś nie dawało jej spokoju. Mimowolnie wspomniała dzień, gdzie ich karawanę zaatakowali bandyci. Jej pierwsza robota. Już wtedy miała złe przeczucia, przez które nie zmrużyła oka w nocy. Teraz czuła się podobnie.

Nagle przez jej kręgosłup przebiegł lodowaty dreszcz, a w tej samej chwili Linn zamilkł. Zareagowała automatycznie, nieświadomie powtarzając manewr z tamtego przedświtu przed laty.

Spokój zatoczył idealny łuk, lecąc z półobrotu w kogoś za plecami wojowniczki. Delikatna dłoń chwyciła rękę Kasandy, zatrzymując topór w locie. Wojowniczce wydawało się, że uderzyła w skałę, całe jej ramię, aż do łopatki przeszył ból. Odwróciła głowę.

Za nią stała Leanna. A przynajmniej tak pomyślała w pierwszej chwili. Dziewczyna stojąca za przeciwniczką mogłaby być siostrą czarodziejki, ale raczej z innego łoża. Dziewczyna stałą na kolanach ugiętych do środka, jakby nie przyzwyczajona do stania. Jedną rękę zanurzała w piersi Linna, a drugą ściskała dłoń Kasandry.

Lodowato błękitne oczy wbijały się w wojowniczkę spomiędzy strąków włosów. Przypominały bardziej sztylety niż oczy. Kasandra widziała wielokrotnie ludzi, których oblicze zmieniał strach bądź gniew, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby twarz mogła się zmieniać tak nie do poznania. W dodatku nigdy nie pomyślałaby, że w zasadzie ładna buzia Leanny może wyrażać tak zimną nienawiść i pogardę dla nieszczęśliwej ofiary jej zainteresowania.

Linn nagle rozpadł się w chmurę szarego pyłu. Kobieta podszywająca się pod Leannę stwierdziła:
- Cwaniaczek.
Potem zwróciła się do Kasandry, z czymś co mogło uchodzić za parodię uśmiechu.
- Dzień dobry.
Chrupnęły kości palców, gdy mała rączka ścisnęła sporawą dłoń wojowniczki. Kasandra w życiu by nie pomyślała, że mogłaby choć poczuć uderzenie takiego chuchra, ale to najwyraźniej nie była już jej towarzyszka i przyjaciółka.
Obca kobieta zaczęła przekręcać dłoń wojowniczki. Pękły przeciążone ścięgna. Trzasnął staw łokciowy. Zaraz potem barkowy.

***

Leanna obserwowała jak świat sunie w dół. A potem postacie Linna i Kasandry zbliżają się. Widziała jak jej dłoń wyciąga się i zagłębia w ciele starego boga jak w maśle. Niespodziewanie z lewej nadleciało ostrze topora, ale wolna ręka wystrzeliła i złapała dłoń wojowniczki. Czarodziejka wyczuła w atmosferze czarnego świata lekkie zdziwienie. Potem w mroku rozległo się echo. "Cwaniaczek". A potem. "Dzień dobry."...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Śro 15:56, 12 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth usiadł ciężko. Odwiązał maskę i wziął kilka głębszych oddechów. Na jego twarzy malowało się zmęczenie. Zamknął oczy i spróbował się uspokoić, opanować. Było to ciężkie po tak dużym wysiłku.
"To tak działa Ostrze Żalu", pomyślał. Korzystanie z tej mocy było ryzykowne. Omal nie zginął. Szczególnie w momencie, gdy naszła go chęć poddania się. Ale udało mu się. Był wyczerpany. Jednakże było warto.
Spojrzał na Sotrę i uśmiechnął się.
- Nigdy więcej mi nie umieraj, dobrze? Wolałbym nie powtarzać podróży w tamto miejsce. - powiedział i z niemałym wysiłkiem się podniósł.
Potem druid spojrzał w bok. Znaczna część scenki wydawała mu się umknąć. Widział Kasandrę i... Leannę? Nie, to nie mogła być ona. Czarodziejka posiadała wiele talentów, ale jej kolana nie uginały się do środka.
- I oto jeden z efektów rytuału wkracza na scenę. - powiedział słabym głosem. Nie miał już siły. Teraz naprawdę przydałoby mu się trochę many...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 20:22, 12 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth przez chwilę wydawał się straszny. Ale tylko przez chwilę. Potem było tylko gorzej.

Przez myśli wojowniczki przebiegały nauki dawnych mistrzów: "Zabij zanim zdąży zabić Ciebie... Uderz... Nie zastanawiaj się głupia dziewczyno! Wróg się nie zatrzyma... Ty albo on! Wybieraj!". Magini trzymała ją za złamaną rękę. Ból ciała nie był jednak tak dotkliwy jak ten inny. Wiedziała, że postąpi, jak ją uczono. I to bolało...

Patrzyła teraz w zimne oczy... cóż... z całą pewnością nie Leanny. Ciało należało jednak do niej. Może wyglądało i zachowywało się dziwnie, ale było jej. Czy ona jest tam gdzieś w środku? Nie! Nie wolno tak myśleć... To jest diabelnie silne i szybkie. Jeśli jeszcze czyta w myślach, to koniec... Cały czas patrząc w te oczy powiedziała cicho:

- Ty albo ja...

Lewy topór pomknął po łuku wznoszącym tak, żeby odwrócić uwagę stwora, ale go nie dotknąć. Niemal w tym samym momencie uderzyła głową w czoło magini. Potem tylko kopnięcie kolanem w brzuch i sekunda przerwy na zorientowanie się w sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leanna
Tajna Konsultantka Do Spraw Wszelakich



Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Trzebinia / Warszawa

PostWysłany: Śro 21:21, 12 Mar 2008    Temat postu:

- Przestań, błagam cię, przestań! - krzyk, który krzykiem był zapewne jedynie z założenia, a nie głośniejszym niż szept. - Zostaw mnie! Nie rób jej krzywdy!
Z jakąś przedziwną, zdwojoną energią szarpać się zaczeła w swych więzach.
- Nie czyń tego, błagam...
Kilka zachłannych oddechów, gdy umysł zaczynał odmiawiać posłuszeństwa, a ślepa panika znów brać górę nad zdrowym rozsądkiem. Nigdy nie sądziła, że tak to wszystko może się zakończyć. Nie chciała patrzeć, nie chciała widzieć, do czego jest zdolna.
- Uciekajcie, uciekajcie!
I nagle w jej własnym umyśle pojawiła się dziwna myśl, całkowicie obca i niechciana. Nie jej, a jednak...
"Zabawne..."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Czw 1:54, 13 Mar 2008    Temat postu:

Sotra wpatrzyła się przerażona w rozgrywającą się z boku scenę. Wyszeptała coś bezgłośnie i spróbowała się niezgrabnie podnieść. Nic z tego. Głowa opadła jej bezwładnie, oczy zamknęły się, zupełnie jakby jej ciało się wyłączyło. Na szczęście oddychała normalnie, po prostu zemdlała pod wpływem ogromnego wysiłku.

Kawałek ściany zaczął się wybrzuszać i przyjmować kształty człowieka. Po chwili obok Kreeth'a opadł na jedno kolano Linn. Wyglądał niespecjalnie. Bandaże zwisały smętnie na poszarzałej skórze. Z klatki piersiowej starego boga wydobywał się ostry świst. Najwyraźniej ta sztuczka, czymkolwiek była wiele go kosztowała. Przypominał teraz bardziej mocno zasuszoną mumię niż istotę żywą.

- Cześć. - Rzucił niemrawo do druida. Spojrzał na dwie kobiety. - Nie jest dobrze. - Spróbował przełknąć ślinę, ale usta miał całkiem suche. - Posłuchaj. - Spojrzał na druida. - Zaskoczyła mnie, miałem nadzieję, że się nie pokaże. Mamy problem. Ja, sam nic tu nie poradzę, nie z daleka od Źródła. Ledwo trzymam się kupy. Mogę za to zabrać jedną osobę w bezpieczne miejsce. Kogo? - Spytał wskazując na druida i leżącą demonicę. - Oboje wyglądacie teraz jak duchy. - Zażartował z finezją kawałka marmuru.

***

Oczy na chwilę spojrzały na drugi topór Kasandry. Wolna ręka wystrzeliła, by zatrzymać go w locie. Wtedy wojowniczka uderzyła głową w czoło magini. Oczy nie-Leanny rozszerzyły się w zdumieniu. Coś co sterowało teraz ruchami czarodziejki nie spodziewało się czegoś takiego.

Za to efekt zaskoczył nawet samą Kasandrę. Stalowy ucisk na dłoni zniknął jak zaklęty. Natomiast czarodziejka, zamiast oklapnąć na miejscu, wprost odleciała w tył. Wojowniczka wprost oczekiwała, że usłyszy charakterystyczny trzask pękającej czaszki, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ciało czarodziejki odleciało dobre dwa-trzy metry zanim łupnęło głucho o kamienną posadzkę, a potem przeturlało się jeszcze przynajmniej dwa, nim zatrzymało się nad krawędzią kamiennej studni. Jedna ręka zwisała smętnie poza krawędzią.

Kasandra ruszyła by dokończyć dzieła, kiedy u jej stóp uderzyła czarna błyskawica. Huk i blask był tak porażający, że wojowniczka musiała odskoczyć w tył. Fragment piętra poleciał w mrok wieży. Nie-Leanna podniosła się chwiejnie na nogi. Po niebie zaczęły przetaczać się ciężkie, burzowe chmury. Zasłoniły nawet potworny księżyc Zaćmienia. Jednak bardzo częste wyładowania elektryczne dość skutecznie rozświetlały sztuczną noc, choć jednocześnie nadawały jej surrealistyczny wygląd sennego koszmaru.

***

Jakby w odpowiedzi na wołania Leanny spadł deszcz. Zarówno w świecie jej umysłu jak i w świecie wieży.

***

Coś władające Leanną odwróciło jej ciało. Nagłe strugi deszczu mieszały się z krwią cieknącą z jej czoła. Czarodziejka zebrała ślinę i splunęła krwią. W czasie upadku musiała przygryźć sobie język.
- Zabawne... - Powiedziała. - Walczyłam już z różnymi. Ludźmi. Potworami. Bestiami. Demonami. Nawet bogami. I jeszcze nikt... nigdy... nie zrobił mi... czegoś... TAKIEGO! - Podniosła wzrok na wojowniczkę, a lodowata nienawiść w jej oczach zapłonęła nowym blaskiem. - Nie obchodzi mnie w jak słabym ciele jestem. To niewybaczalne. Ty albo ja...? - Wysyczała, a potem dodała, jakby podkreślając surrealistyczność całej sytuacji. - Zgaduj, zgadula, gdzie diabeł hula!

Wyciągnęła rękę w stronę wojowniczki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deithe dnia Czw 1:54, 13 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Czw 14:48, 13 Mar 2008    Temat postu:

Kreeth spojrzał na Sotrę. Potem na Linna.
-Weź Sotrę. - powiedział bez wachania. - I... jak się obudzi daj jej to. - wręczył Linnowi swoją maskę. - Już mi się nie przyda. Przynajmniej nie tam, gdzie idę.
Uśmiechnął się ponuro. Odwrócił się w stronę Kasandry i tego, co podszywało się pod Leannę. Może i był zmęczony, ale nie miał zamiaru siedzieć i nic nie robić. Ścisnął mocno rękojeść Assin'Toh. Spojrzał na nie-Leannę gniewnym wzrokiem. Zrobił w jej stronę kilka kroków. Deszcz mu nie przeszkadzał. I tak za parę chwil wszystko się skończy...
- Ej, ty! - krzyknął w stronę nie-Leanny. - Tak, do ciebie mówię, żałosna imitacjo opętanego ciała!
Zatrzymał się kilkanaście metrów od niej. Patrzył jej w oczy. Był zły i zmęczony. A to nie jest przyjazna kombinacja. Szczególnie u druidów.
Pewnie i mocno ścisnął rękojeść miecza.
- Może z łaski swojej opuść tamto ciało, czymkolwiek jesteś. Wolę walczyć z twoim prawdziwym obliczem, a nie imitacją opętanego ciała. Bo, jak rozumiem, nie masz zamiaru rozmawiać.
Spojrzał kątem oka na Kasandrę. Oczekiwał jej reakcji. Jednak większą uwagę poświęcał nie-Leannie. Na pewno zaraz wyśle w niego jakąś błyskawicę. Na pewno... Druid starał się być na tę ewentualność przygotowany. W miarę możliwości starał się unikać takich "podarków".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Zamknięte Rozdziały / Nyglash Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1