Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Etap 4 Sesji : Ghartana - Chata przy Placu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Zamknięte Rozdziały
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 11:40, 04 Lip 2007    Temat postu:

Jurgin ma jeszcze 3 magiczne strzały.

- Czy ułatwi? Nie wiem, ale być może pomoże zrozumieć... - Zdawało się, że Lisz westchnął, ale przecież nie dość, że nie oddychał to nie miał płuc. - "Poznaj ssswego wroga" - Zacytował. - Pomyśśślmy... Ssstrażnicy Pieczęci... - Kamak zdawał się zastanawiać. - Więkssszośśść udało nam sssię zabić, ale niessstety, obawiam sssię, iż kilku udało sssię zamknąć we wnętrzu Pieczęci Artefaktu i Pieczęci Nieba, tzn. w Pałacu i Bibliotece. Mogą być z nimi problemy, pomimo przemiany... - Zmartwił się Lisz i spojrzał na Jurgina, jakby wyrwany z zamyślenia:
- Nie wiem, kto go ssstworzył, ale wiem, że zabiliśśśmy boga, by go zdobyć... ja zabiłem... - Nieumarły zdawał się wspominać i żałować przeszłości, ale można się było tego domyślać tylko po przygaszonym pulsowaniu oczu. - Byliśśśmy młodzi, głupi i chcieliśśśmy zmienić śśświat... - Kamak znowu spojrzał przez małe okienko, a Leanna poczuła jak z jego szkieletu zaczyna się wydzielać powalająca ilość energii. On sam zdawał się tego nie zauważać. Powietrze w pokoju zafalowało.
- W czasssach, gdy byliśśśmy młodzi, pod palącym sssłońcem Pussstyń Zachodu podróżowało ssspore plemię nomadów. Dziśśś zossstało z niego tylko kilka ssszczepów, z tego co sssłyszałem, ale dawniej było potęgą. Liczyło sssobie tysssiące. Śśśmierć podróżowała z nami. Gromadziliśśśmy pod sssobą mniejsssze plemiona, więc choć z różnych przyczyn codziennie umierali członkowie plemiona nassza liczba rossła. - Głos Lisza zaczął się zmieniać, stracił ten suchy, martwy ton, przestał być taki syczący i szeleszczący. Odmłodniał. - Jednak nie zgadzaliśmy się z tym, nasz wódz pokłócił się wściekle z ówczesnym wodzem całego plemienia. Walczyli nawet. Oczywiście Linn, który dopiero niedawno wkroczył w wiek męski nie miał żadnych szans z doświadczonym wojownikiem, jakim był wódz całego plemienia. Nazywał się Kir, o ile mnie pamięć nie myli... - Powietrze zafalowało jak w najgorszym upale, choć w rzeczywistości zrobiło się chłodniej.

Nagle stali na piasku. Choć słońce prażyło i z nieba lał się żar grupce obserwatorów było chłodno, całkiem jakby stali na jesiennym wietrze. Przed nimi znajdował się krąg pokrzykujących mężczyzn. W środku było dwóch walczących. Wysoki, jasnowłosy, mężczyzna o surowej, kanciastej twarzy, trzymający wprawnym ruchem dwa sejsmitary. I młodzieniec, który dopiero niedawno wkroczył w wiek męski. Miał rude, tak niespotykane u nomadów włosy, zlepione w ten chwili krwią, zielone oczy i usta wykrzywione w dziwnie zadowolonym uśmiechu. Był raczej chudy, uzbrojony był w dwa długie sztylety na wzór dawnych zabójców.
Od razu można było wywnioskować, że to pokazowa walka, a Kir, ten jasnowłosy, nie traktuje jej poważnie. Spoglądał pogardliwie na słaniającego się od wielu płytkich ran chłopaka.
Jednak w oczach Linna było coś niepokojącego, ciężko było określić co to takiego, ale przykuwało wzrok i wywoływało mimowolne drżenie. Nie strachu, ale raczej podziwu, były to oczy za jakie ludzie szli na śmierć. Oczy dowódcy, wodza. Chłodne, pełne skupienie, niedopuszczające do siebie widma porażki nawet stojąc przed oczywistą klęską.
Pojedynek był już przesądzony. To, że chłopak trzymał się na nogach było cudem samym w sobie, każdy kto choć trochę znał się na walce widział, że człowiek w takim stanie nie nadaje się do walki. Chyba, że jest beserkerem, ale te chłodne, spokojne oczy od razu wykluczały szaleńczą furię.
Kir zaatakował błyskawicznie, kilkoma wykalkulowanymi cięciami. Linn jakoś zdołał je niezdarnie odbić w ostatniej chwili. Ręce dygotały mu z wysiłku, pot mieszał się z krwią, a twarz ściśnięta w wyrazie koszmarnego napięcia pokazywała ile wysiłku kosztowało go nie okazanie bólu.
Kir najwyraźniej się znudził, gdyż jednym sejsmitarem zablokował sztylety Linna, a drugi opuścił celując w szyję chłopaka. Cios trafił...
...w laskę. Laskę szamana. Krąg mężczyzn zamarł. Nikt jakoś nie zauważył kiedy młody szaman wszedł na zaimprowizowaną arenę. Ostrze sejsmitara wyżłobiło sporą bruzdę w lasce. Tylko po szacie obserwatorzy poznali w młodym, błękitnookim szamanie Kamaka.
"Tak. Ocaliłem go." - Doszedł ich głos Lisza znikąd, a obraz zaczął się rozmywać. - "Oczywiście Kir, nie mógł mnie zabić, gdyż byłem jednym z dwunastu szamanów w plemieniu i nawet on musiał to uszanować. Ale za zgodą pozostałych wygnał mnie i plemię Linna. Nie żałuję tego co zrobiłem, choć może wszystko potoczyłoby się inaczej gdybym pozwolił temu brzeszczotowi opaść i pozbawić życia kolejną istotę." - Tym razem Kamak naprawdę westchnął. - "Tylko nigdy nie zrozumiałem czemu właściwie go uratowałem. Moje ciało zdawało się poruszać o własnej woli. Przez wieki myślałem, że to było po to by nie stracić tak młodego, obiecującego życia. Teraz, gdy to wspominam, myślę, że to przez te oczy... Linn miał takie piękne, niezwykłe oczy..." - Lisz zamilkł na chwilę, a powietrze falowało mocno i wirowało w ciemności.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jurgin
Zbrojny



Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:21, 04 Lip 2007    Temat postu:

- Czyli jesteś rozczarowany, że strażnicy przeżyli, bo też chcesz zdobyć artefakt? Dzięki niemu ożyjesz? Mówiłeś, że artefakt to życie, czyli mając artefakt nie można umrzeć? Wszyscy chcą go zdobyć, a na przeszkodzie stoją pieczęcie i kilku strażników, tak? I trwa wyścig kto pierwszy się tam dostanie? Wyprowadź mnie z błędu jeśli się mylę. A co stało się z Linnem, jest tutaj?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 12:48, 04 Lip 2007    Temat postu:

"Przeżyli?" - Z ciemności dobiegł ich szczery i trochę zmęczony śmiech. - "Widzę, że nie rozumiesz. Owszem jestem rozczarowany, ale oni bynajmniej nie przeżyli. Umarli z pragnienia, albo głodu, za swoje przekonania, a Artefakt ich ożywił jak mnie. Jednakże oni kompletnie oszaleli po wiekach zamknięcia, w styczności ze źródłem mocy i nie jestem w stanie ich kontrolować jak pozostałych mieszkańców Ghartany. Najprawdopodobniej rzucą się na każdego kto się zbliży by go rozszarpać, co jest pewną przeszkodą. I niestety mylisz się. Nie jestem w stanie tak pokierować Artefaktem by się wskrzesić. Zresztą nie wiem nawet czy to jest możliwe nawet gdybym mógł, pomijając ten fakt jestem już zmęczony. Nie możesz sobie nawet wyobrazić jak bardzo zmęczony. Należy mi się już wieczny odpoczynek... " - Głos Lisza westchnął. - "Jednak co do reszty zasadniczo masz rację. Artefakt biernie podtrzymuje życie, czy też ściślej, nieżycie. Co udowadnia całe miasto pełne nieumarłych. I faktycznie trwa wyścig. Tylko, że ja wiem, że ten... ten przedmiot nie przynosi nic dobrego. Mnie nigdy nie przyniósł. Miałem całe wieki, żeby się przekonać, że śmiertelni nie powinni bawić się w bogów. Jednak cała reszta... Żołnierze i w praktyce każdy kto tu przychodzi uważa, że jest w stanie opanować Artefakt. Zbadać go. Ocenić. Wykorzystać. Co za banda głupców. Ja wierzę, że jeśli przekażę wam Artefakt, to w szczególności ty, potomku Strażników, będziesz w stanie dać nam wszystkim nareszcie spoczynek. Odpoczynek po tylu latach... pamiętam... kiedyś... może to było za dużo? Nagle z wygnańców otrzymaliśmy szansę stania się bogami... " - Kamak jakby świadomie pomijał kwestię Linna. Obraz zafalował, ciemność się rozmyła, ukazując karawanę wielbłądów. Nie, nie dokładnie karawanę. Całe przemieszczające się plemię.

Na czele kolumny jechał Kamak, a obok niego Linn.
"Powinniśmy wrócić na ustalony szlak... popatrz na nich, wiesz, że pójdą za tobą wszędzie, ale są wykończeni i kończą nam się zapasy. Pomyśl o nich!" Obserwatorzy usłyszeli głos szamana.
"Właśnie o nich myślę. To na pewno, gdzieś tu jest. Zobaczysz, przyniesie naszemu plemieniu dostatek i wodę na sto pokoleń, albo i dalej." Odparł spokojnie Linn.
"Niby Oaza Wieczności? Daj spokój, nigdy nie podejrzewałem, że wierzysz w takie bajki! Zawsze byłeś rozsądny, a teraz nagle zamierzasz poświęcić swoich ludzi dla jakiejś wyblakłej legendy?" Przekonywał Kamak.
"Będzie tu zoba..." Jego towarzysz nie zdążył dokończyć, gdyż jego wielbłąd obsunął się z wyjątkowo stromej wydmy. Zwierzę zakwiczało i przeturlało się z jeźdźcem w dół. Spadli jakieś pięćdziesiąt metrów. Linnowi praktycznie nic się nie stało, ale wielbłąd złamał nogę i trzeba go było potem dobić. Za to ich oczom ukazał się przecudny widok.
W dziwnej, nienaturalnej formacji pustynnej, przypominającej nieco górskie kotliny ujrzeli ogromną, przepastną oazę. Palmy gięły się lekko w powiewach chłodnego wiatru, a woda lśniła tysiącami refleksów. Najdziwniejsze było, ze oaza była położona na takiej głębokości i pod takim kątem, że nie dostrzegli jej, będąc parę metrów od niej. Ale tym się teraz nie przejmowali. Linn radośnie krzyknął w górę, przykładając dłonie do ust:
"A nie mówiłem! Szukajcie zejścia i chodźcie! Tylko ostrożnie, bo jest naprawdę stromo!" - Obraz rozmył się znowu.

"Byłem... byliśmy wtedy tacy szczęśliwi. Przypadkiem znaleźliśmy największy skarb pustyni. Chciałbym wrócić do tej chwili. Do czasu, kiedy nie mieliśmy jeszcze wielkich ambicji i rąk splamionych krwią." - Westchnął ponownie Lisz z ciemności.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jurgin
Zbrojny



Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:58, 04 Lip 2007    Temat postu:

- No to ruszajmy. Najpierw na plac, potem biblioteka, a na koniec pałac. Może uda mi się porozumieć ze strażnikami. Pomożesz nam wraz ze swoimi podopiecznymi, czy zostaniesz by zatrzymać żołnierzy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leanna
Tajna Konsultantka Do Spraw Wszelakich



Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Trzebinia / Warszawa

PostWysłany: Śro 17:17, 04 Lip 2007    Temat postu:

- Aż tak ci spieszno, Jurginie, kłaść swe życie na szali? Poczekaj chwilę, opowieść Lisza nie skończona przecież. A może jeszcze zaważyć na losach naszych oraz na naszych decyzjach.
Dziewczyna miała wrażenie, że widzi i słyszy jednoczeście obrazy z dwóch światów. Wcale nie było to przyjemne i przyprawiało o lekki zawrót głowy.
- Kontynuuj, Liszu, bo czas nas nagli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 20:32, 04 Lip 2007    Temat postu:

Kasandra słuchała tego wszystkiego z otwartymi ustami. Legendy, których tyle się już nasłuchała po raz kolejny okazały się prawdą.
- "Niedługo pewnie na własne oczy zobaczymy wielkie smoki... " - pomyślała uśmiechając się do siebie. Potem znowu zaczęła słuchać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Czw 11:31, 05 Lip 2007    Temat postu:

Kamak zdawał się nie słyszeć toczącej się rozmowy, pogrążony we wspomnieniach minionych czasów. Ciemność rozmyła się nagle, ponownie ukazując ogromną oazę. Widać było później, gdyż obserwatorzy za sobą mogli zobaczyć naprędce stawiane obozowisko. Przed sobą mieli Linna i Kamaka z torbami jucznymi. Wyglądało na to, że idą zbadać głębie pseudo-puszczy jaką tworzyły gęsto rosnące tu palmy.

"Oaza to było coś cudownego, ale to zaledwie marny efekt uboczny obecności źródła..." Skomentował Lisz.

Pole widzenia rozmyło się w zieleniach, brązach i błękitach i zatrzymało się głęboko w niby-puszczy. Dookoła rosły gęsto drzewa, obserwatorzy widzieli też lazurowy brzeg pobliskiego jeziora. Jednak dwójka nomadów mijała to wszystko prawie obojętnie, brnąc z determinacją do czegoś na krawędzi wzroku. Obraz przesunął się i nareszcie to zobaczyli.

"Źródło... i On..." Westchnął były szaman.

Zobaczyli coś co mogło być tyle magicznym miejscem co najzwyklejszą w świecie studnią. Ciemnoszary krąg, zbudowany z wielkich, nieociosanych głazów. Możliwe, że były pochodzenia wulkanicznego, gdyż pełne były dziwnych wyżłobień jakie czyni czas w bardzo starych skałach. Jednakże promieniowała od nich jakaś nieokreślona, dziwna aura, przez co równie dobrze mogły by być z kosmosu. Studnia miała średnicę ok. trzech metrów, a wysoka była na jakiś metr. Obraz przybliżył się tak, że mogli zajrzeć do środka. Wewnątrz była woda, sięgając nieprawdopodobnego poziomu, bo prawie krawędzi studni, co jest normalnie niemożliwe. Woda była niesamowicie krystalicznie czysta, prawie przezroczysta jak powietrze, gdyby nie świetlne refleksy. Od samego patrzenia chciało się ją pić.

"Przepraszam... gdybym wiedział... " załkał Lisz na widok postaci siedzącej na krawędzi studni.

Postacią tą był staruszek, trzymający beztrosko nogi w wodzie. Był tak niesamowicie zasuszony, że zdawał się martwy, można było z powodzeniem dostrzec każdą najmniejszą żyłkę na jego brązowym ciele. Linn i Kamak dyskutowali o czymś z ożywieniem, ale nie było fonii, tylko cichy szloch nieumarłego. Widać było, że zaczęli coś mówić do staruszka, ale ten zdawał się ich nie zauważać, wciąż wpatrując w wodę w studni i uśmiechając sie lekko. Linn zdawał się denerwować brakiem reakcji ze strony staruszka, zaczął gwałtownie gestykulować, a twarz mu poczerwieniała z wysiłku. Wtedy obserwatorzy, bez uprzedzenia usłyszeli porażający głos:

"NIE"

Postacie przy studni zamarły. Kamak stał osłupiały, ale widać było, że Linn jest wściekły. Jakoś kłóciło się to z tym chłodnym spokojem jaki obserwowali podczas walki. Wyszarpnął swoje długie sztylety.

"Nie, nie, nie, nie, nie... nie rób tego... proszę... nie, nie, nie..." Skomlał Lisz, najwyraźniej przeżywając po raz kolejny swój koszmar.

Linn ciął. Cios przeszedł gładko przez ramię staruszka. Ten spojrzał na niego obojętnie. Ramię natychmiast zaczęło się zrastać i po chwili nie było śladu po cięciu.

Obraz zafalował i przesunął się, a pustynne słońce razem z nim. Cienie wydłużyły się. Pan źródła leżał na piasku. Jego zasuszone ręce były rozrzucone, przydeptane butami dwójki nomadów. Wciąż patrzył się na nich beznamiętnie. Usłyszeli głos szamana:
"...musi być to. Jestem prawie pewien. Jeśli mamy to zrobić, to róbmy. Teraz nie ma już odwrotu."
Linn tylko skinął głową. Chwycił swój sztylet odwrotnie i wbił z rozmachem w klatkę piersiową pana studni. Jednym szarpnięciem rozpruł ją, aż po brzuch. Twarz staruszka skurczyła się z bólu, a oczy wytrzeszczyły. Wódz nomadów zanurzył rękę między żebra i mocnym ruchem wyszarpnął z niej serce. Uniósł triumfalnie zakrwawioną rękę z bijącym w niej sercem starego boga. Ciało staruszka znieruchomiało, ale serce nie przestało bić. Obserwatorzy zadrżeli słysząc bolesny skowyt Lisza...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leanna
Tajna Konsultantka Do Spraw Wszelakich



Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Trzebinia / Warszawa

PostWysłany: Czw 20:56, 05 Lip 2007    Temat postu:

Leanna odwróciła twarz w momencie, gdy wyciągnięto serce starego boga. Wzdrygnęła się ze wstrętu.
A gdy Lisz zaczął wyć boleśnie, dziewczyna drgnęła, jakby chciała podejść i uderzyć go w twarz, tak dla opamiętania. Nie zrobiła jednak tego, być może z wrodzonego lęku przed tym, co było martwe i nie wyglądało tak, jak powinno.
- Co zrobiliście z tym sercem? Chyba nie... - umilkła nagle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Czw 22:52, 05 Lip 2007    Temat postu:

Obraz zawirował, uniósł się trochę, zawisł na chwilę nad studnią. Woda pociemniała, przybierając kolor rozlanej krwi. Polecieli razem ze światem w głąb ciemności.

Ciemność rozbłysła mliardami małych, białych światełek. Widok przesunął się z nocnego nieba w dół. Zobaczyli palmy, krzaki, jezioro, małą wysepkę na środku jeziora. I trójkę ludzi. Właściwie dwójkę, gdyż oni klęczeli i zdradzali oznaki życia, a trzeci leżał bez ruchu między nimi.

Kamak, klęczący po lewej, trzymał coś na kolanach. Była to jego stara laska, ta sama której używał podczas pojedynku między Linnem i Kirem. Miała jakiś metr długości i wykonana była z pociemniałego, sękatego drzewa. Przez jej środek biegła jaśniejsza bruzda po klindze wodza nomadów. Jednak jej zakończenie zostało magicznie zmienione. Wyrastało z niego pięć wypustek, dziwnie przywodzących na myśl, zakrzywione szpony jakiejś odciętej, zmumifikowanej ręki. Tworzyły one rodzaj klatki, w której tkwiło serce starego boga. Wciąż biło.

Po prawej klęczał wódz plemienia. Głowę miał opuszczoną, a rude strąki skrywały mu twarz. Wyglądał na spokojnego, pogodzonego z losem. Zdecydowanego na wszystko by osiągnąć swój cel.
Otaczały go koncentryczne kręgi jakiegoś fosforyzującego fioletowo proszku. Świecące linie łączyły kręgi i tworzyły znaki, runy i obrazy, tworząc niezwykły, lśniący krąg magiczny.

Pośrodku nich leżało ciało starego boga, otoczone podobnymi kręgami jak te Linna, choć z innymi znakami i wzorami. Było nieruchome. Nie zamknięte oczy patrzyły się obojętnie w gwiazdy.

„Jesteś pewien?” Spytał szaman z otchłani czasu, a Linn z przeszłości skinął mu głową nic nie mówiąc. Było to jednak bardzo zdecydowane skinienie. Trochę niepokojące było, iż nie słyszeli głosu Lisza od tego ostatniego skowytu. Panowała, jak to można ironicznie określić, martwa cisza.

Szaman na wyspie wzniósł ręce do nieba i zaintonował jakieś zaklęcie. Powietrze stało się gęste i ciężkie. Śpiewna inkantacja trwała i trwała, zmieniając się, przechodząc z jednej formy w inną. Fioletowy proszek zaczął lśnić. Pieśń hipnotyzowała. Nie była melodyjna, ale wciągała jak najlepsze koncerty. Proszek zaczął prawdziwie świecić aż rozjaśnił całą trójkę, dość upiornym, fioletowym światłem.

Z ciała starego boga zaczęły unosić się smużki dymu. Ale nie byle jakiego dymu. Dym ten nie rozwiewał się, ani nie odłączał od ciała. Co więcej zamiast podążać w górę zaczął rozglądać się dookoła. Było go coraz więcej i więcej, zaczął tworzyć chmurę, a obserwatorzy zdali sobie sprawę, że to samo ciało starego boga zmienia się w żywy dym, nie rozkłada, czy znika, ale dosłownie rozszczepia na cząsteczki.

Nagle, bez żadnego znaku dym rzucił się na Linna. Objął go i zaczął znikać w jego ciele. Nie było dokładnie widać co się dzieje, ale ciało chłopaka napięło się całe i przez chwilę dzielnie to znosił. Jednakże chwila minęła a on poderwał się na nogi i zaczął wrzeszczeć na całe gardło. Rozkrzyżował się, napinając z bólu mięśnie tak mocno, że groziło to ich zerwaniem.

Teraz wszyscy mogli zobaczyć. Dym wnikał do jego ciała, przez usta, nos, oczy, uszy... ale było go za dużo i ciągle przybywało. Więc ta część dymu, która nie znalazła naturalnego wejścia rozcinała ciało chłopaka i wnikała prosto w mięśnie, kości i nerwy. Uczucie musiało być potwornie bolesne, gdyż nomad krzyczał, krzyczał i krzyczał prawie nie przestając by nabrać tchu.

Aż wreszcie wszystko urwało się w jednej chwili tak jak się zaczęło. Ostatnia smużka dymu wniknęła w ciało Linna i chłopak opadł na ziemię jak szmaciana lalka. Kamak drżał z wyczerpania, spojrzał zatroskany na przyjaciela. Co dziwne, wódz plemienia już się podnosił. Odgarnął włosy z czoła i uśmiechnął się lekko, cały blady. A te błyszczące triumfem oczy krzyczały równie mocno, jak wcześniej jego gardło: „Udało się! Wygraliśmy!”

„Jakże się myliliśmy...” szepnął cichy głos Lisza, na samej granicy słuchu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Pią 11:50, 06 Lip 2007    Temat postu:

- Komuś tu władza za bardzo do głowy uderzyła. - powiedziała wojowniczka drwiącym tonem - Po co właściwie nam to wszystko pokazujesz Kamaku?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Pią 20:55, 06 Lip 2007    Temat postu:

Zdaję się, że Kasandra swoją uwagą dotknęła jakiegoś czułego miejsca w duszy Lisza. Zapadła czerń, jak zwykle między obrazami, ale tym razem akompaniował jej podmuch wichru. Mały huragan zwalił obserwatorów z nóg.

"Kto ci dał prawo nas osądzać?!" Spytał wojowniczki lodowaty głos z ciemności, a Kasandra poczuła na karku zimny pot, gdy namacalnie zdała sobie sprawę, że właściwie nie bardzo wie, gdzie się znajdują i nic nie widzi. Teoretycznie, gdzieś w głębi duszy wiedziała, że stoi w pokoju zalanym pustynnym słońcem, ale nie zmieniało to faktu, że widziała tylko bezdenną czerń, słyszała i czuła powalający, chłostający wiatr. Przez wichurę przedzierał się bez trudu śmiertelnie spokojny głos Kamaka. Takiego tonu, jak bzdurnie skojarzyło się Kasandrze, mogłaby użyć kobieta odpowiadając słodko na stwierdzenie męża, czy "naprawdę wygląda w tej sukience jak stara, spasiona świnia, nie obrażając świń, kochanie?". Było to niepokojąco szaleńcze porównanie. "Czy to, że ktoś jest dla was uprzejmy znaczy, że wolno go obrażać?" Spytał niewinnie Lisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Sob 9:52, 07 Lip 2007    Temat postu:

- Ależ w żadnym wypadku. - wojowniczka ze zdziwieniem odkryła, ze drugi raz w życiu zaczyna się bać - Nie osądzam was Kamaku. Ja tylko stwierdzam fakt. Bo przecież chcieliście mieć władzę i byliście gotowi na wszystko, żeby ją zdobyć. Czy możemy wrócić do tamtej chaty?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jurgin
Zbrojny



Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:04, 07 Lip 2007    Temat postu:

- Spokój - warknął Jurgin i poczuł kojący nerwy chłód stali, gdy zacisnął dłoń na rękojeści sejmitara. - Nie szukajcie wrogości między sobą, nieprzyjaciel wkrótce przekroczy bramę, weźmy się w garść. Dość opowieści Kamaku, teraz jest pora na czyny, pomagając nam możesz oczyścić sumienie i uzyskać wieczny odpoczynek. Jedyna do tego droga to przekonanie, w taki lub inny sposób strażników aby oddali nam artefakt, zanim zdobędą go żołnierze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Sob 12:44, 07 Lip 2007    Temat postu:

Wiatr ucichł w jednej chwili jakby go nigdy nie było.
"Wybaczcie. Może trochę przesadziłem. To nie podobne do mnie, żebym się irytował na przytyki dzieci... " Ciemność rozjaśniła się, ukazując tą samą scenerię: studnię, palmy, jeziora, nocne niebo. "Mości Strażniku, rzeczywiście jesteś potomkiem swoich przodków. Tak samo niecierpliwy i przekonany o słuszności swoich racji. Uwierz mi, że nie pokazuję wam tego, bo lubię sobie gadać po próżnicy. Staram się przekazać wam wiedzę o przeszłości, gdyż Ghartana to miasto przeszłości. Później nie będzie na to czasu, a może się zdarzyć tak, że ta wiedza uratuje wasze życie. Poza tym Żołnierze właśnie walczą w Skruszonych Wrotach, ale nie mają chwilowo szans się przedrzeć, przez zastępy moich nieśmiertelnych podopiecznych. Bardziej martwi mnie ta złowroga aura, zbliżająca się z zachodu, ale na szczęście jest jeszcze bardzo daleko, choć porusza się nadzwyczaj szybko. Patrzcie..." Szepcze martwy głos i obraz się oddala nieco, ukazując większą perspektywę.

Słońce zaczyna wędrować po niebie z oszałamiającą prędkością, mija dzień za dniem pozostawiając ledwie poblask na ciemnym, nocnym niebie, gdy już kolejny dzień mknie mu na spotkanie. Wśród tej gry przyspieszonego czasu coś się porusza w dole. Malutkie, rozmazane sylwetki ludzki mkną, rozmazując się. Stawiane są szałasy, chaty, stajnie. Z różnych stron napływają kolejni rozmazani ludzie i zwierzęta. Powstają gliniane chaty. Szałasy są rozbierane w mgnieniu oka. Więcej, więcej ludzi. Powstaje Plac Główny, wykładany wielkimi kamieniami, gliniane chaty zastępowane są ceglanymi. Dookoła oazy wznoszone są cienkie mury. Więcej, więcej ludzi. Powstają co większe budynki. Mury rozrastają się. Dzień i noc rozmywają się, tak jak ludzie. Miasto rozrasta się i zdaje pękać w szwach. Więcej, więcej ludzi. Powstają budynki będące w przyszłości Pałacem Al Khalim i Wielką Biblioteką. Więcej, szybciej. Na Placu wznosi się ogromny monument zaciśniętej pięści, wyrastającej wprost z kamieni. Powstają nowe domy, ulice... Mury osiągają swoją dzisiejszą monolityczną wielkość. Pałac zostaje rozbudowany do swoich ogromnych, dzisiejszych rozmiarów, tak jak biblioteka. Czas zwalnia, a obserwatorzy zdają sobie sprawę, że miejsce, gdzie kiedyś stała studnia zajmuje teraz ogromny Pałac Al Khalim. Z najwyższego balkonu na miasto spoglądają dwie, znajome postacie.

"Tak powstało miasto, aż dziw jak się rozrosło w jedyne czternaście lat. Myślę, że to głównie za sprawą źródła i Artefaktu." Postacie na balkonie rzeczywiście były starsze, poważniejsze, o bardziej męskich rysach i sylwetkach, ale wciąż porażająco młode jak na władców legendarnego miasta. Wyglądały na szczęśliwych. "Tu kończy się nasze szczęśliwe życie. Odpychaliśmy od siebie tą świadomość, ale wiele potęg też miało oko na Artefakt i chciało dostać w swoje szpony soczysty kąsek, jakim się staliśmy. Stąd już niedaleko do końca mojej opowieści..." Skomentował Lisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Nie 21:35, 08 Lip 2007    Temat postu:

Kasandrze kęciło się w głowie od tych migających obrazów.
- Czternaście lat? - zapytała z niedowierzaniem - Przecież to metropolia. Źródło i artefakt muszą być naprawdę potężne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Nie 22:20, 08 Lip 2007    Temat postu:

"Och są, wierzcie mi, są... Staraliśmy się używać ich dla korzyści miasta i nie ukrywam, własnych. Ale udało nam się opanować tylko niewielki odsetek ich mocy. Co w niczym nie przeszkadzało, bo jak możecie się domyślać ich moc dosłownie wycieka i biernie oddziałuje na cały obszar miasta. No, ale nie ma się w sumie co dziwić, całe rzesze ludzi ściągały do nas. Kupcy, rzemieślnicy, wojownicy, budowniczowie. Tu znaleźli prawdziwy raj na pustyni. Dosłownie. Artefakt oddziałuje nie tylko na otoczenie, ale i na ludzi. Dużo rzadziej się tu chorowało, a jak już to zakażenie miało bardzo łagodny przebieg. Rany szybko się goiły, a ludzie żyli zdecydowanie dłużej niż mogłoby się to wydawać możliwe. Niektórzy starcy, którzy do nas przybyli, a którym znachorzy dawali nie więcej niż kilka tygodni, żyli całe lata." Lisz odetchnął głęboko. "Jednak pod koniec czternastego roku dobre czasy się skończyły. Od dawna pewne siły zbierały o nas informacje. Jak już wspomniałem łudziliśmy się nadzieją, że nikt się nami nie zainteresuje. Naiwni z nas głupcy, bez dwóch zdań. Ludzie gadają, a pewni ludzie słuchają. Pewni niebezpieczni ludzie. Wtedy, pod koniec czternastego roku istnienia Ghartany, przybyli oni. Strażnicy Pieczęci, choć wtedy nazywali się po prostu Strażnikami. Patrzcie, w szczególności ty, mości Strażniku, tak twoi pradziadowie doprowadzili to miasto do jego zguby, choć intencje mieli w ich mniemaniu dobre..."

Obraz uniósł się i przeleciał przez ściany Pałacu Al Khali. Znaleźli się w sali tronowej Linna. Władca siedział na kamiennym tronie z piaskowca. Po jego prawicy stał Kamak. Przed nimi klęczał na jednym kolanie, z pochyloną głową mężczyzna w długim, zielonym płaszczu. Za nim stali jego koledzy, również w zielonych płaszczach. Było ich około czterdziestu.

"Kim jesteście, zacni przybysze i po co przybyliście do mojego miasta? Proszę, podzielmy się naszą wodą." Spytał Linn i zaproponował klęczącemu mężczyźnie, karafkę wg starożytnego zwyczaju.
"Dziękuję ci, szlachetny władco." Odparł mężczyzna przyjmując karafkę, ale nie pijąc. "Jesteśmy członkami zakonu Strażników z In. Przybyliśmy tu, gdyż słyszeliśmy, że jesteś posiadaczem demonicznego artefaktu. Rozumiemy, że uważasz, że czynisz to dla dobra swego ludu... " Mówiąc Strażnik wstał. "Jednakże nic dobrego nie przyjdzie z używania magii demonów. Oddaj nam tedy ów artefakt, byśmy mogli go zniszczyć i wyraź skruchę za grzechy swoje i swojego ludu a będzie wam wybaczone" Mężczyzna spojrzał na Linna.

Temu drgała twarz. Po chwili nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Po chwili opanował się z trudem łapiąc powietrze i ocierając łzy płynące z oczu. Strażnik wyglądał na porażonego zachowaniem władcy.

"Czyli podsumujmy. Przybywacie do mojego miasta. Chcecie zniszczyć najcenniejszy przedmiot jaki mamy... nie, jaki ma cała pustynia. Ponadto, oczerniacie mnie jak jakiegoś demonologa i chcecie, żebym pokornie przepraszał, że przez ostatnie czternaście lat nie szczędziliśmy potu, łez i krwi, by uczynić to miasto wielkim? Taak...?" Spytał Linn pogodnie.

"No... w zasadzie tak..." Dowódca Strażników wyglądał na zbitego z tropu.

"Aha... pozwól, że coś wam poradzę. Z dobrego serca. Wynoście się stąd i nigdy nie wracajcie. Jeśli jeszcze kiedykolwiek was zobaczę, choćby na horyzoncie, każe was wszystkich stracić, bando chorych szaleńców, ZROZUMIANO?!" Linn nie był już spokojny. Wstał, a jego oczy ciskały błyskawice. Dowódca Strażników poczerwieniał strasznie na twarzy. Zamachnął się i rzucił trzymaną wciąż karafką o ścianę. Odwrócił się demonstracyjnie i odszedł, a jego bracia za nim.

Linn opadł ciężko na tron. Dyszał gniewnie.
"Wiesz, że oni tak łatwo nie odpuszczą... " Rzucił Kamak, który przypatrywał się całej scenie z przerażeniem, jakby właśnie oglądał zapowiedź czegoś strasznego.
"A kogo to obchodzi? Jak czegoś spróbują, to osobiście pozatykam ich puste łby na murach..."
Szaman popatrzył niepewnie na wściekłego przyjaciela. Jakiś cień chwycił go za serce. Niepokój żarł go niczym robak. Linn przez te czternaście lat skarżył się, że czasem nawiedzają go sny o starym bogu. Że siedzi tam w ciemności i widzi jak te nieruchome oczy wpatrują się w niego całą noc. Były to rzadkie sny i Linn sobie z nimi radził, bo był takim typem człowieka, który nie poddaje się łatwo. Ale Kamak ostatnio dostrzegał, że władca Ghartany jest czymś poirytowany i drażliwy. Zastanawiał się, czy to nie wpływ tego demona przeszłości...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leanna
Tajna Konsultantka Do Spraw Wszelakich



Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 1442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Trzebinia / Warszawa

PostWysłany: Pon 20:12, 09 Lip 2007    Temat postu:

- I Strażnicy oczywiście wrócili, tak? - zapytała, patrząc z ukosa na Jurgina. - Pięknych miałeś przodków, fanatycznych... Magia demonów, też coś. - prychnęła z niezadowoleniem. - To tak, jakby kazać palić magów, mówiąc że zatruwają studnie i odbierają krowom mleko. Przecież nikt nigdy by nie dawał temu wiary.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Pon 22:44, 09 Lip 2007    Temat postu:

"Żeby chociaż sami wrócili... do dzisiaj nie mamy pewności i możliwe, że to był tylko zbieg okoliczności... " Parsknął Lisz jak ktoś kto kompletnie nie wierzy w to co właśnie powiedział. "Nie mam na to żadnego dowodu, rozumiecie. Ale czuję w kościach, co w moim przypadku jest dość dosłownym stwierdzeniem, że to co się potem stało było starannie zaplanowaną akcją. Perfekcyjny czas, zgranie, wiedzieli o rzeczach, o których nikt nie powinien wiedzieć. Mam przeczucie, że byli w tamtej sprawie jacyś Oni, być może Ogród, ale to mi jakoś do nich nie pasuje. Raczej odgrywali rolę pionków na usługach kogoś innego. Zupełnie jak Strażnicy." Kamak westchnął. "Nie chcę, żebyście mnie zrozumieli źle, bo Strażników można by ocenić zbyt pochopnie zaledwie po tej jednej sytuacji. Nie darzę ich sympatią to pewne, bezpośrednio przyczynili sie do mojego obecnego stanu jak i stanu całego miasta. Ale wiem, że to byli po prostu naiwni ludzie. Ludzie, w zasadzie dobrzy, którzy chcieli zaistnieć. Przemoc wzięli za naprawianie świata, kłamstwa za prawdę. Świat jest pełen w zasadzie dobrych, ambitnych ludzi, którzy nie maja sposobu by coś zmienić na świecie. Są też ludzie, którzy potrafią takich wykorzystać, wskazać cel, którego uchwyci się pogrążony w beznadziei umysł, nawet jeśli brzmi idiotycznie. Jako ludzie chyba zdajecie sobie sprawę jakimi dziwnymi ścieżkami podąża czasem ludzki umysł, nieprawdaż?" Spytał retorycznie Lisz. "Ale to nie koniec naszej opowieści... patrzcie..."

Magicznie nastała noc. Obraz ukazał sypialnię Linna. Wódz podniósł się gwałtownie, ponieważ drzwi otworzył strażnik pałacowy i wykrzykiwał coś gorączkowo. Został pchnięty od tyłu i padł twarzą na podłogę. Do pokoju wszedł Kamak, przestępując bez ceregieli nad gwardzistą. Mówił przy tym takie słowa od jakich zwiędły by kwiaty.
- Wyjrzyj na ulicę. - Warknął do Linna, gdy podszedł do łoża. Ten zerwał się, bez gadania i w samych spodniach wyszedł pośpiesznie na balkon.
Pod nimi na ulicy maszerował klin ludzi ubranych w idiotycznie białe szaty. Przyświecali sobie pochodniami, rozłożonymi w równym szyku.
- C'urva! - Zaklął szpetnie władca miasta i spojrzał na swojego szamana. - Co to za jedni? Strażnicy?!
- Nie i nie mam pojęcia kto to. Sforsowali bramę i teraz poruszają się w szybko w tą stronę.
- Nie zmobilizowałeś wojska, ani gwardzistów? - Zdziwił się Linn.
Kamak popatrzył na przyjaciela jak na idiotę.
- Oczywiście, że tak. To na nic, to zawodowcy. Co gorsza podejrzewam, że to nie są ludzie. Ich ruchy są piekielnie szybkie i są silni jak ogry. Wygrali już kilka mniejszych potyczek. Mówię "potyczki", bo wzdrygam się na myśl o masakrze jakiej dokonują na każdym kto stanie im na drodze.
- Niech ich demony! - Linn walnął pięścią w balustradę i przeszedł szybko przez komnatę. Po chwili, pozornie znikąd w jego rękach pojawiły się długie sztylety, na modłę starożytnych assasynów. - Zwołaj kogo trzeba. Nikt nie będzie robił co mu się żywnie podoba w moim mieście, kiedy ja siedzę na tronie. - Mówiąc szedł już korytarzami i po schodach.
- Czekaj! Do wszystkich piaskowych diabłów, zaczekaj! Pomyśl chwilę! Co możesz ty sam? Ich jest około dwudziestu i mają nadludzkie zdolności. Sam nic nie możesz. Zwołajmy ar... - Urwał.
Linn zatrzymał się i odwrócił do niego. Kamak cofnął się o krok i obserwatorzy nieświadomie zrobili to samo. Twarz władcy Ghartanny wykrzywiał grymas wściekłości i żądzy krwi.
"Właśnie w tym momencie przypomniało mi się jak mało ostatnio sypiał... Ale ze mnie głupiec... Kto sypia w spodniach? Widać nawet jego wiele sił kosztowało zachowanie normalności... Zbyt wiele sił... " Skomentował smutno Lisz.
- Mam siedzieć sobie w ciepełku, podczas gdy grupa demonów z siedmiu piekieł morduje moich żołnierzy i masakruje ludność? Dziękuję, ale nie. Jak chcesz to możesz sam wrócić. - Wysyczał Linn głosem pełnym jadu, a twarz szamana przeszył grymas bólu jakby te słowa cięły go niczym sztylety, które wojownik miał w rękach.
- Wiesz, że nie o to chodzi. Sam musisz przyznać, że jesteś ważniejszy od dowolnego mieszkańca, czy wojownika i muszę...
- Musisz tylko jedno. - Przerwał mu Linn trochę łagodniejszym głosem. - Musisz zdecydować czy idziesz ze mną, czy zostajesz. To wszystko.
Ostatnie słowa wypowiedział zbiegając po schodach. Dawny szaman westchnął ciężko i ruszył za przyjacielem. Wybiegając z Pałacu Al Khalim zobaczyli łunę pożaru. Któryś z tych drani podłożył ogień. Ruszyli śpiesznie ku zbliżającemu się klinowi pochodni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasandra Wredna
Władczyni Czarnego Tarota



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 3520
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Wto 11:47, 10 Lip 2007    Temat postu:

- Oto prawdziwy król. - stwierdziła wojowniczka - Większość ludzi w takiej sytuacji zabrałaby kosztowności i zwiała tylnymi drzwiami. A co było dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Wto 18:41, 10 Lip 2007    Temat postu:

"Dalej było już tylko gorzej..."

Obraz przesunął się. Obserwatorzy zobaczyli zbliżających się Żołnierzy z przeszłości. Dziwnie niewiele różnili się od ich dzisiejszych odpowiedników, białe szaty i tatuaże w kształcie kwiatów, lśniące teraz czerwienią. Zbliżali się prawie bezszelestnie, nie rozmawiając ze sobą ani nie dając znaków, a jednak trzymając idealny szyk i synchronizację.
Rozmazana sylwetka, która była Linnem wbiła się w klin, kładąc momentalnie trupem dwóch Żołnierzy. Białe szaty splamił szkarłat. Formacja uległa natychmiastowej rozsypce i ponownemu formowaniu. Sześciu Żołnierzy wysunęło się do przodu oddzielając Linna od Kamaka i gwardzistów. Władca Ghartany jednak nie zwracał na to uwagi. Jakże zmienił się od czasu, gdy tak niedawno oglądali go na tej zaimprowizowanej arenie, podczas walki z Kirem.
Żołnierze poruszali się z nadludzką szybkością, tnąc powietrze i celując z precyzją, ale on zdawał się poruszać jeszcze szybciej. Przypominało to makabryczny balet, ułożony przez szaleńca, a może Los. Na bruk padło kolejnych trzech Żołnierzy.
Twarz Linna była wykrzywiona koszmarnie w grymasie wściekłości i dzikiej radości jednocześnie. Sztylety assasynów zabarwiły się karmazynowo.

"Już wcześniej podejrzewałem, że stary bóg wywiera na niego potajemny wpływ, ale nigdy bym nie przypuszczał, że aż taki... " Westchnął głos Lisza. "Gdy zobaczyłem jak w przypływie szaleńczej furii u mojego przyjaciela puszczają wszelkie tamy na rzece szaleństwa..." Umilkł.

Tymczasem szóstka na przedzie okazała się wyzwaniem dla kilkunastu gwardzistów Kamaka. Siedmiu leżało już w drgawkach, a Żołnierze nie odnieśli nawet jednej rany. Szaman splótł zaklęcie i jeden z nich stanął w płomieniach. Jego poczerniały korpus upadł bezwładnie, ale przyniosło to tylko taki efekt, że wojownicy w białych szatach powiększyli przerwy miedzy sobą, by wyrównać stratę towarzysza. Ich twarze nic nie wyrażały, tatuaże pulsowały krwawo.

Linn walczył szaleńczo. Utworzył się wokół niego swoisty kordon Żołnierzy, blokując wszelkie drogi ucieczki. Ale on nie szukał ucieczki. Szukał krwi. Szukał śmierci. U jego stóp leżało już ośmiu Żołnierzy, a on nie zatrzymywał się ani na chwilę, nie dając się ugodzić. Balet trwał. Na sztuczną arenę wszedł dziewiąty Żołnierz wyprowadził błyskawiczny cios.
Za wolno.
Jeden sztylet wbił mu się w przedramię, aż do kości, unieruchamiając w miejscu, a cięcie drugiego prawie odcięło mu głowę. Upadł bez dźwięku na ziemię, a świeża krew zrosiła bruk. Balet został przerwany. Jak na niewidoczny sygnał Żołnierze stojący w kordonie porzucili postawę bojową i stanęli na baczność. Linn stanął w miejscu patrząc półprzytomnie, jak zwierzę złapane w potrzask. Bardzo niebezpieczne zwierzę, które wierzy, że jedyna droga ucieczki wiedzie po trupach łowców.
Do kręgu wszedł wysoki mężczyzna. Bardzo barczysty. Jego tatuaż pulsował miarowo, jaskrawo. Obserwatorom skojarzył się z poznanym niedawno Kapitanem. Być może był jego odpowiednikiem z przeszłości.
Linn przybrał pozycję bojową. Prawa noga trochę z tyłu, sztylety na jednej linii.

Kilkunastu gwardzistów leżało martwych, albo dogorywających. Kamak stał dysząc ciężko. Położył już trupem czterech Żołnierzy. Jednak wymagało to zastosowania wysokopoziomowych czarów-pułapek. Byli zbyt szybcy, by zwyczajnie celować w nich kulą ognia. Zostało przy nim już tylko kilku gwardzistów. Odetchnął głęboko i splótł następny czar...

...Linn zamachnął się i chybił. Jego oczy ledwo podążyły za ruchem Kapitana z przeszłości. Ciało już nie zdążyło. Dla obserwatorów wyglądało to tak jakby Kapitan użył teleportu. W jednej chwili stał po drugiej stronie kręgu, a potem już stał za Linnem i wykręcał mu ręce. Ramiona złapane w stalowy uchwyt napięły się do granic. Władca miasta wykrzywił się z bólu i wysiłku. Ciało mu drżało. Kapitan zmienił uchwyt i położył stopę na plecach Linna prawie wyrywając mu ręce. Oczy władcy prawie wychodziły z orbit, ale ten nie wydał z siebie dźwięku. Ręce, sprzeciwiając się woli swego pana, otworzyły się wypuszczając długie sztylety. Te z brzękiem upadły na bruk.
Któryś z Żołnierzy wyszedł z kręgu niosąc jakieś białe ubranie. Był to kaftan wiążący, używany na Półwyspie Obfitości w stosunku do przestępców i szaleńców. Ubranie krępowało całkowicie ruch, za pomocą systemu pasów, zaciskających się im bardziej więzień próbował się uwolnić. W mgnieniu oka ręce i nogi Linna zostały włożone w odpowiednie rękawy i nogawki. Zaciśnięto i zawiązano system pasów i sznurów.
Kapitan dźwignął swego więźnia i razem z pozostałymi Żołnierzami ruszył pośpiesznie w kierunku Placu Głównego.

Kamak za późno zorientował się, co się dzieje. Zobaczył szybko oddalające się pochodnie. Wszystko weszło na swoje miejsce, a oczy szamana zrobiły się wielkie jak spodki.
- Linn!! - Wrzasnął i rzucił czar w ostatniego Żołnierza, rzucając się w pogoń, nie patrząc nawet jak zmaterializowane ostrza masakrują wojownika w bieli. Biegł, choć był już zmęczony, a pozostali trzej gwardziści biegli za nim...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Zamknięte Rozdziały Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1