Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Płomień duszy rozdział trzeci

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Sob 14:31, 10 Lut 2007    Temat postu: Płomień duszy rozdział trzeci

Trzeci rozdział przygód Kreeth'a. Na razie ostatni, ale postaram się napisać więcej (czy chcecie, czy nie). Mam nadzieję, że to się wam spodoba. Zapraszam do czytania i komentowania.

Kreeth leżał na polanie w wielkim gaju Thrau. Słońce padało na jego ciało, otoczone wysoką trawą. Wokół nie było żadnego innego stworzenia. Tylko cisza. Nawet wiatr ucichł. Kreeth otworzył oczy. Słońce zasłoniły chmury, a krajobraz stał się bardziej ponury. Nawet trawa stała się taka jakaś... mniej zielona. Kreeth wstał. Otrzepał się z kilku źdźbeł trawy i poruszył kilka razy skrzydłami. Nagle usłyszał szmer.
- Głupi demon... – słowa brzmiały jak wycedzone przez zęby. Dochodził zza Kreeth’a. Demon odwrócił się. Nikogo nie było. – Powinno się od razu zabijać takich jak ty. Nie zasługujesz na to by władać mieczem tak dobrze jak ja. – teraz głos dochodził zewsząd.
Coś złapało Kreeth’a za ramię i obróciło w swoją stronę. Stał przed nim...
Kreeth obudził się gwałtownie. Znowu ten sen. Nawiedzał go od kiedy dołączył do gildii skrytobójców. Od tamtego momentu minął dopiero tydzień. Kreeth wypełnił kilka mniejszych zleceń. Zazwyczaj jego ofiarą padali jacyś dłużnicy lub niewierne żony. Co dziwne, Kreeth odczuwał pewną satysfakcję podczas wypełniania kontraktów. Nigdy wcześniej tak nie reagował. Gdy zabił jednego z napastników, którzy napadli go po opuszczeniu gaju, miał pewnego rodzaju wyrzuty sumienia. Teraz gdy zabijał miał do siebie żal, bo mógł to zrobić brutalniej.
Ale wracając do snu... Kreeth najbardziej dziwił się tym, że widział tam Galiesa. Zawsze budził się w momencie, gdy stał z nim twarzą w twarz. Może miało to związek z tym co się stało w Azylu? „To tylko sen. Nie ma się czym przejmować.”, myślał Kreeth, choć sam w to nie wierzył.
Demon wyjrzał przez okno swojego pokoju w gildii skrytobójców. Słońce niedawno wstało. Na ulicach Jesel mieszkańcy zajmowali się „codziennością”. Kreeth wstał ze swojego łóżka. Przeciągnął się i wyprostował skrzydła. Jego pokój nie był zbyt duży. Znajdowało się w nim łóżko, stojak na zbroję i oręż, stół, lustro, przy którym stała miska z wodą. Na stole ktoś postawił talerz oraz kielich. Kreeth podszedł do lustra. Zamoczył twarz w wodzie. Wytarł ją o leżącą nieopodal szmatę. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnął się.
- Dobrze wyglądasz, Kreeth. – powiedział sam do siebie.
Demon usiadł przy stole. Na talerzu miał kilka kromek chleba, oraz jakiś niezidentyfikowany kawałek mięsa. W kielichu znajdował się sok. Śniadanie niezbyt obfite, ale zawsze jakieś. Chociaż Kreeth musiał przyznać, że smakowało nieźle. Demon wstał od stołu. Podszedł do stojaka, na którym znajdowała się jego zbroja. Założył ją. Wziął swój miecz, w którego rękojeści lśnił rubin.
Po skończeniu posiłku Kreeth wyszedł z pokoju. Zaczął iść korytarzem. Ściany były obwieszone obrazami założycieli gildii, najlepszych skrytobójców oraz poprzednich mistrzów. Kreeth dotarł do końca korytarza i zszedł po kamiennych schodach. Teraz był w holu. Na podłodze widniał herb gildii – orzeł trzymający w szponach sztylet. W pomieszczeniu znajdowało się kilku skrytobójców. Znał ich. Codziennie witali się, lecz nie rozmawiali. Czasem tylko kilka pytań, jakaś wskazówka lub plotka. Pomachali do niego. Kreeth odmachał im, po czym skierował się w lewo, ku kolejnemu korytarzowi. Tutaj na ścianach też panowała obsesja obrazów. Kopie tych samych malowideł, kilka pochodni. W końcu Kreeth doszedł do końca korytarza. Stał przed drewnianymi drzwiami. Zapukał i nacisnął klamkę w kształcie orlej głowy.
- Ach, Kreeth. Wejdź. Oczekiwałem cię. – powiedział spokojnym i życzliwym głosem Sekarthis, obecny mistrz gildii. Miał czarne, ugładzone włosy. Z jego błękitnych oczu nie dało się niczego wyczytać. Wraz z jego gładką twarzą tworzyło to obraz niezbyt pasujący do gildii skrytobójców. Miał na sobie czarną, aksamitną koszulę. Kreeth wszedł i usiadł przy biurku. Gabinet nie był zbyt duży. Wrażenie ciasnoty tworzone było przez różnego rodzaju urządzenia na szafkach, trofeach i dyplomach, które wisiały na ścianach.
- Witaj mistrzu. Masz jakieś zlecenie dla mnie?
- Tak, tak... – Sekarthis zaczął przeglądać jakieś papiery. W końcu wybrał jeden z nich i wręczył Kreeth’owi. – To zlecenie jest wyjątkowe. Oprócz rutynowej roboty masz odzyskać pewien drobiazg, który przekażesz mnie. Masz go dostarczyć od razu po wykonaniu zlecenia. Nawet w środku nocy.
- Od tego jest gildia złodziei... – powiedział z pogardą Kreeth.
- No cóż... gildia złodziei też jest tym zainteresowana. Masz być pierwszy, rozumiesz? To zlecenie jest zbyt ważne. A teraz idź. Wszystkie szczegóły masz napisane na zleceniu.
- Dobrze. Wolałbym umrzeć niż dać gildii złodziei odebrać moją nagrodę.. – powiedział Kreeth. Wstał. Chwycił klamkę.
- Byłbym zapomniał. Łap. – Kreeth złapał rzuconą przez Sekarthisa sakiewkę. Była średnio obciążona. – Zapłata za ostatnie zlecenie. Równo 500 sztuk złota.
Kreeth bez słowa opuścił pomieszczenie. Przymocował sakiewkę do swojego paska. Przeszedł korytarzem do głównego holu. Oparł się plecami o ścianę i zaczął czytać treść zlecenia:
Orin Saras, jeden z doradców imperatora Thrau, posądzony o zdradę ma zostać bezzwłocznie wyeliminowany. Podejrzewa się, że z wrogiem naszego Imperium kontaktował się za pomocą magicznego kryształu. Przedmiot ów ma być niezwłocznie przekazany zleceniodawcy.
Opis celu: Siwy staruszek, nikłej postury. Ostre rysy twarzy, brązowe oczy. Nosi na sobie czerwone szaty, świadczące o służbie imperatorowi Thrau.
Opis przedmiotu: błękitny, przypominający ametyst kryształ, najprawdopodobniej znajdujący się w amulecie lub pierścieniu.
Zapłata: dwa tysiące sztuk złota.
Warunki specjalne: brak.
Podpisanie przez Dowódcę Wywiadu Imperialnego, Arkanza Jora.
Kreeth nie mógł uwierzyć ostatnim słowom zlecenia. Brak warunków specjalnych... Uśmiechnął się. To nie musi wyglądać na wypadek. Mogą być świadkowie. Nawet gdyby złapała go straż... po pokazaniu zlecenia puściliby go wolno. Kreeth oderwał wzrok od kartki papieru. Musi tylko wyśledzić tego całego Orina. I już wiedział gdzie go szukać. Kreeth wyszedł główną bramą na hałaśliwe i zatłoczone ulice Jesel. Budynki stolicy prezentowały się wspaniale. Były zadbane, doskonale wykończone i ozdobione różnego rodzaju ornamentami, rzeźbami. Gildia skrytobójców mieściła się w posiadłości szlacheckiej nieopodal głównego rynku. Kreeth rozejrzał się, po czym wraz z tłumem skierował się na główny rynek. Zawsze gdy szedł ulicami miasta wokół niego robiła się wolna przestrzeń. Nikt nie chciał iść w pobliżu demona. Ale Kreeth się tym nie przejmował. Przynajmniej jego skrzydła miały dość miejsca... I tu pojawiał się problem. Skrytobójca często potrzebuje wmieszać się w tłum. Przy tym, jak wyglądał Kreeth było to niemożliwe. Skrzydła wystawały nawet spod płaszcza.
Kreeth w końcu doszedł na główny targ. Wszędzie tłoczyli się ludzie, nawoływani przez kupców, stojących przy straganach z najróżniejszymi towarami. Od targu odchodziły tylko cztery uliczki. Kreeth skręcił na południe, gdzie budynki były bardziej zniszczone, a droga już nie tak wspaniała jak w innych częściach miasta. Nawet atmosfera była tutaj mroczniejsza. Ludzie omijali to miejsce, a ci którzy tutaj mieszkali nie wychodzili z domów, bojąc się złodziei i bandytów. Teraz jedynie żebrak był tutaj obecny. Kreeth podszedł do niego.
- Witaj czcigodny panie. Czy nie wspomógłbyś biednego człowieka? – powiedział żebrak wyciągając przed siebie dłonie i kaszląc teatralnie.
- Przestań udawać, Hua. Poszukuję informacji. – powiedział Kreeth. – O człowieku, który nazywa się Orin Saras.
- Przykro mi, ale nie znam tego człowieka. – powiedział Hua, wyciągając ręce lekko do przodu.
- Nigdy się nie zmienisz, co? – Kreeth wyjął z sakiewki kilka monet. Rzucił jedną żebrakowi. – Dostaniesz więcej jak mi powiesz gdzie mogę go znaleźć.
- Ma dom w północnej części miasta. Zaraz przy murach. Jest dobrze chroniony. – spojrzał na Kreeth’a.
- Coś jeszcze? – rzucił mu kolejną monetę.
- Teraz powinien kończyć swoją przemowę w pałacu.
- Dobrze masz. – Kreeth rzucił mu pięć dodatkowych monet.
- Dziękuję o czcigodny. Niech fortuna ci sprzyja! – krzyknął gdy Kreeth oddalił się nieco.
Demon skierował się na wschód od targu. Przeszedł brukowaną drogą aż do wielkiego placu. Znajdowała się tutaj fontanna, a wokół niej stały pomniki bohaterów. Było tutaj mniej ludzi niż w okolicach targu. Najwspanialszą budowlą tutaj, jak i w całej stolicy był pałac. Wydawać by się mogło iż sięga chmur. Kilka wież stanowiło raczej dekorację niż element obrony. Kreeth wszedł po marmurowych schodach i oparł się o ścianę zamku, niedaleko bramy. Po chwili wrota otworzyły się. Kreeth przyjrzał się uważnie osobom, które wychodziły. Zauważył swój cel. Siwy, nikłej postury staruszek. Miał na sobie czerwone szaty. Otaczało go trzech ochroniarzy. Mieli na sobie ciężkie zbroje, a w dłoniach dzierżyli halabardy. Kreeth podszedł bliżej. Spojrzał na Orina i pospiesznie zszedł po schodach. Niech to szlag... Staruszek nie miał na sobie żadnej biżuterii. Kreeth stanął przy fontannie i obrócił od niechcenia głowę. Orin zsedł wraz ze swymi ochroniarzami do swojej posiadłości. Kreeth zaczął iść za nimi. Demon nie spuszczał swojego celu z oczu. W końcu doszli przed główną bramę posiadłości doradcy imperialnego. Kreeth wszedł w zacienioną uliczkę kawałek obok. Było z niej wszystko widać. Orin wszedł do środka zostawiając swoich ochroniarzy na zewnątrz. Zbrojni natychmiast rozpoczęli patrol. Dookoła posesji szli wolnym, leniwym krokiem. Kreeth spojrzał na mury miasta, przy których zbudowana była posiadłość. Mógłby bez problemu przeskoczyć z nich na balkon sypialni Orina. Kreeth uśmiechnął się. Demon wyszedł cienia i zaczął iść uliczką prowadzącą do siedziby gildii skrytobójców. Po dotarciu na miejsce wszedł do głównego holu. Pospiesznie wszedł po schodach, ignorując wszelkie powitania i pytania. Otworzył drzwi prowadzące do swojego pokoju. Z pod łóżka wyjął mały kuferek. Otworzył go. Znajdowały się w nim sztylety, buteleczki z różnego rodzaju truciznami, zioła oraz wytrychy. „Czeka mnie dużo przygotowań”, pomyślał Kreeth, zaczynając się szykować do wykonania zlecenia.

Noc zapadła nad imperialną stolicą. Większość mieszkańców była pogrążona w głębokim śnie. Tylko strażnicy ukarani nocną służbą zmuszali się do zachowania przytomności. Tylko kilka z istot znajdujących się w mieście było w stanie trzeźwo myśleć. Jedną z nich był skrytobójca. Wdrapał się na miejskie mury i zaczął biec po nich, starając się pozostać niezauważonym. Po chwili dotarł do swojego celu. Posiadłość Orina Sarasa majestatycznie prezentowała się wśrób blasku księżyca. Przez okna sypialni z daleka widać było światło świec. We wszystkich innych pomieszczeniach panowała ciemność. Skrytobójca zaczął powoli podchodzić do fragmentu, z którego spokojnie można wskoczyć na balkon sypialni.
- Na twoim miejscu zostawiłabym to zlecenie w spokoju, Kreeth. – powiedział cicho i spokojnie damski głos. Należał do zgrabnej kobiety ubranej w czarny płaszcz. Pod kapturem skrywały się jasne włosy i twarz o łagodnych, okrągłych rysach.
- Nie ma takiej możliwości. – odpowiedział Kreeth. – Czyżby gildia złodziei wysłała cię, aby mi przeszkodzić? Wiem, że wasza gildia też dostała to zlecenie.
- To moja osobista inicjatywa, by cię ostrzec. Nasza gildia nie służy zdrajcom.
- Chyba coś ci się pomyliło, Aziro. Zostałem wysłany by zabić zdrajcę. Zlecenie zostało podpisane przez samego dowódcę wywiadu imperialnego. Więc bądź tak łaskawa i zejdź mi z drogi.
- Proszę bardzo. Nie będę cię powstrzymywać. Pamiętaj jednak moje słowa. Nie znasz swojego mistrza tak dobrze jak my i nasi szpiedzy.
- A co to ma niby znaczyć?
- Wkrótce sam się dowiesz. Żegnaj i pamiętaj, że gildia złodziei zawsze chętnie cię przyjmie. – Azira zniknęła w cieniu, uśmiechając się tajemniczo.
Kreeth prychnął z pogardą. Spojrzał na okno sypialni. Światło świecy zgasło. Demon przeszedł kawałek w stronę domu. Stał teraz przed balustradą balkonu. Skoczył. Kreeth wylądował cicho na balkonie sypialni. Podszedł do szklanych drzwi. Ostrożnie nacisnął na klamkę. Zamknięte. Tego się spodziewał. Wyciągnął zza paska wytrych i włożył go w dziurkę od klucza. Obracał go przez chwilę, aż w końcu drzwi się otworzyły. Kreeth wszedł do środka. W ciemności widział stół, szafę, łóżko, kilka krzeseł i ramy obrazów. Kreeth podszedł do łóżka. Wyciągnął sztylet. Wbił broń w wypukłe miejsce na łóżku. Odciągnął kołdrę.
- Spodziewałem się ciebie. Myślałeś, że jak będziesz się skradać po murach to cięnikt nie zauważy? – powiedział spokojny, przepełniony życiową mądrością głos. Drżał lekko. Nagle pokój wypełniło światło świecy. Kreeth zobaczył przed sobą przebitą poduszkę. – Po co tu jesteś? Jakie powody masz by mnie zabić? Mów albo wezwę straże.
- Mam na ciebie zlecenie. – powiedział Kreeth.
- Naprawdę? Kto byłby na tyle głupi by dać nagrodę za moją głowę? Czyżby nie wiedział, że zabijanie polityków jest karane śmiercią? Tak samo karany jest skrytobójca wykonujący zlecenie.
- Dowódca wywiadu imperialnego miał powody by dać gildii to zlecenie. Jesteś zdrajcą.
- Ja zdrajcą? To naprawdę niedorzeczne. Jestem jednym z najbardziej zaufanych doradców imperatora. Nie macie podstaw by mnie zabić. A teraz proszę cię o opuszczenie mojej posiadłości.
- Naprawdę nie możesz zrozumieć, że cię zdemaskowaliśmy? Przykro mi ale muszę cię zabić. – Kreeth zaczął iść w stronę Orina.
- Nie zabijesz mnie! Straż! Straż! – Orin zaczął krzyczeć i uciekać ku wyjściu.
Kreeth szybko podbiegł do swojej ofiary i wbił jej w plecy sztylet. Bezwładne ciało padło na ziemię. Z dołu było słychać krzątaninę strażników. Przy zwłokach nie było kryształu. Kreeth podbiegł do szafki. Otworzył pierwszą szufladę. Znajdował się tam amulet z błękitnym kryształem. Kreeth włożył go do sakiewki i wyszedł na balkon. Strażnicy weszli do sypialni. Demon skoczył i z pewnym wysiłkiem wdrapał się na miejskie mury. Zaczął biec. W końcu, kiedy znalazł się bezpiecznej odległości od posiadłości Orina, zszedł na ulice miasta. Kreeth skierował swe kroki do siedziby gildii skrytobójców. W końcu dotarł do posiadłości i wszedł do głównego hollu. Z ulicy dobiegały krzyki strażników, którzy poszukiwali zabójcy. Kreeth przeszedł do gabinetu Sekarthisa. Zapukał. Nacisnął klamkę. Gabinet był otwarty. W środku siedział Sekarthis. Wypełniał jakieś dokumenty.
- Kreeth? Co tu robisz tak późno? Masz dla mnie ten klejnot?
- Tak, mistrzu. – Kreeth położył amulet na biurku. – Orin nie żyje.
- Tak, bardzo dobrze. – powiedział Sekarthis oglądając amulet. – Oto twoja zapłata. Równe dwa tysiące sztuk złota. – rzucił sakiewkę Kreeth’owi. – A teraz idź już. Mam jeszcze wiele do zrobienia. Tak... Naprawdę cudowny. Nareszcie mój... – dodał szeptem Sekarthis
- Oczywiście, mistrzu. – powiedział Kreeth, nie zwracając uwagi na ostatnie słowa swojego mistrza.
Demon wyszedł i skierował się do swojego pokoju. Nie zwracał uwagi na chaos panujący za oknami. Gdy wreszcie znalazł się w swoim pokoju, zdjął zbroję, odłożył sztylet i wytrychy na stół, a sam padł na łóżko. Po chwili dołączył do reszty śpiących, niczym się nie przejmujących mieszkańców Jesel.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fist
Zawodowy Zielarz



Dołączył: 21 Gru 2006
Posty: 921
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego Koszmaru

PostWysłany: Sob 15:37, 10 Lut 2007    Temat postu:

No trzecia czesc jest calkiem calkiem druga mi sie bardziej podobala

no i pozostalo mi czekac na kolejne czesci


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drago
Administrator



Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 1941
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Wrzosowisk Północy...

PostWysłany: Sob 23:08, 10 Lut 2007    Temat postu:

Najfajniejsza pierwsza Smile bez porównania, druga niezła, trzecia jakoś tak... nie ten klimat. Ale jakby dał to oddzielnie to i tak byłoby wypaśne Smile (nie byłoby do czego porównać Wink )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Pon 9:31, 12 Lut 2007    Temat postu:

I jak fajnie się kończy ;]

Po co się przejmować Wink

D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice
Alkochocholik



Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:22, 13 Lut 2007    Temat postu: Re: Płomień duszy rozdział trzeci

Kreeth napisał:
Kreeth wszedł i usiadł przy biurku. Gabinet nie był zbyt duży.

Jedzie babka rowerem. Dziadek też ma wąsy. A jaki z tego morał? Że trampki są wygodne.. Wink
Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.
Kreeth napisał:
- Byłbym zapomniał. Łap. – Kreeth złapał rzuconą przez Sekarthisa sakiewkę. Była średnio obciążona.

Kreeth, małe niedopatrzenie, lub ja się czepiam: w każdym rozdziale ktoś czegoś prawie zapomniał. Może im załatw jakąś kurację.. Smile

Jeszcze jedno, już naprawdę ostatnie. Te krótkie zdania.
Hm.. one raczej powinny być stosowane do nadania dynamiki walce, na końcu rozdziałów, na ich początkach. Przypatrz się tutaj:
Kreeth napisał:
Kreeth prychnął z pogardą. Spojrzał na okno sypialni. Światło świecy zgasło. Demon przeszedł kawałek w stronę domu. Stał teraz przed balustradą balkonu. Skoczył. Kreeth wylądował cicho na balkonie sypialni. Podszedł do szklanych drzwi. [...] Wyciągnął zza paska wytrych i włożył go w dziurkę od klucza. Obracał go przez chwilę, aż w końcu drzwi się otworzyły. Kreeth wszedł do środka. W ciemności widział stół, szafę, łóżko, kilka krzeseł i ramy obrazów. Kreeth podszedł do łóżka. Wyciągnął sztylet. Wbił broń w wypukłe miejsce na łóżku. Odciągnął kołdrę.

To wygląda bardziej na plan wydarzeń, niż na opowiadanie. Krótkie zdania są dobre.. ale nie w nadmiarze.
No i powtarzanie imienia bohatera cały czas. Nazwa 'demon', czy 'skrytobójca' pasują do postaci, powinny być uzywane zamiennie..

Przepraszam za to wytykanie^^
Opowiadanie naprawdę całkiem dobre i wciągające, czekam na dalszy ciąg.
Siedziałam w nocy i czytałam.
Ali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Wto 18:32, 13 Lut 2007    Temat postu:

To ja podsumuję całość twojej krytyki:
Jesteś zła, niedobra i nie lubię cię bo się ciągle czepiasz!!!!!
Żart.

A tak na serio: każda krytyka jest mile widziana i pozwala mi doskonalić moje umiejętności. A te błędy... Nikt nie jest doskonały, prawda? Postaram się poprawić na następny raz (pewnie nikt nie uwierzył...). W końcu należy się uczyć na własnych błędach (co z tego, że są one wytknięte przez kogoś).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice
Alkochocholik



Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:46, 13 Lut 2007    Temat postu:

weź mnie nie strasz.. dżizas.^^'

Pisz dalej, bo piszesz dobrze ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1