Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Płomień duszy rozdział pierwszy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Sob 14:01, 10 Lut 2007    Temat postu: Płomień duszy rozdział pierwszy

Postanowiłem "odkopać" pierwszy rozdział mojego projektu (opowiadania). Nie wiem czy dobrze robię, ale chciałbym abyście przeczytali i ocenili moją twórczość. Zapraszam do lektury i komentowania...

Nad Thrau zachodziło słońce. W wielkim gaju zwierzęta zaczęły się przygotowywać na nadejście nocy, a druidzi i tropiciele wracali z wypraw. Tylko jeden z łowców został na polanie i delektował się ostatnimi tego dnia promieniami słonecznymi. Jego blond włosy mieniły się niczym złoto a szczupła sylwetka nikła wśród wysokiej trawy. Wszędzie panowała cisza i spokój. Słychać było tylko brzęczenie owadów, kroki zwierząt. Lecz sprawne ucho wykryłoby jeszcze jeden dźwięk. Szelest trawy. Jego przyczyną był Kreeth, który jak najciszej skradał się do odpoczywającego mężczyzny. Krok za krokiem, powoli zbliżał się do niczego nie spodziewającej się ofiary. Wyjął swój sztylet. Jeszcze tylko kilka kroków dzieliło go od zdobyczy. Wystawił swoją głowę nad trawę. Blondyna nie było. W tym momencie coś chwyciło Kreeth’a za ramię.
- Znowu próbujesz mnie przestraszyć? Niczego się do tej pory nie nauczyłeś? – to niedoszła ofiara spoglądała na niego z góry – Przecież wiesz, Kreeth, że ja jestem najlepszym łowcą w gaju. Nikomu nie udało się mnie jeszcze zaskoczyć, a ty mimo wszystko próbujesz?
- Ja nie rozumiem czemu mi się nie udaje Ciebie podejść Eth. Robiłem wszystko tak jak mnie uczyliście, a mimo wszystko nie umiem. Jak ty to robisz? – zapytał z żalem Kreeth
- Nie zdradzam swoich sekretów, młody. Lepiej powiedz ile tym razem przegrałeś.
- Dwa liście filoru.
- Tylko tyle? Chyba twoje umiejętności są więcej warte, co?
- Satysfakcja jest najważniejsza – powiedział z uśmiechem Kreeth.
Eth roześmiał się serdecznie.
- Masz rację. Chodź. Arcydruid wzywał Cię do siebie.
Kreeth powoli wstał. W jego kruczoczarnych włosach utknęło kilka źdźbeł trawy. Zaczął otrzepywać się z pozostałości po nieudanym polowaniu. Na koniec wyprostował swoje skrzydła. Tak, Kreeth był demonem. Nie różnił się niczym od zwykłego człowieka: był szczupłym, zdrowym chłopcem. Rysy jego twarzy były łagodne i subtelne. Jedyno co go zdradzało to typowe dla demonów otchłani skrzydła - średnich rozmiarów, nieopierzone zrażałyby do niego większość ludzi, ale całe życie przebywał w gaju. Kreethowi zawsze mówiono, że demonica przybyła do arcydruida i poprosiła go o schronienie dla jej dziecka. Druidzi od zawsze traktowali go jak swego syna, a młodsi jak brata. Tym bardziej przywiązał się do arcydruida, który zastępował mu ojca.
- Skąd wiesz, że arcydruid mnie wzywał? – zapytał Kreeth gdy szli już lasem do swych namiotów.
- W tym gaju nic nie ukryje się przed tymi, którzy rozumieją mowę zwierząt. – powiedział ze spokojem Eth.
- A wiesz może o co mu chodzi?
- Sam się przekonasz - odparł tajemniczo Eth, uśmiechając się przy tym – A tak przy okazji. Masz – wręczył Kreethowi dwa liście filoru.
- Ale…
- Żadnych „ale”. Przegrałeś zakład, który i tak był nieuczciwy. Mam tylko jedno pytanie. Czy dzieciaki w waszym wieku powinny się bawić takimi ziołami?
- Filor działa tylko na osoby starsze. – powiedział Kreeth chowając liście do sakiewki – Młodych ludzi może tylko ogłuszyć. A to i tak tylko na kilka sekund.
- Ha! Taki młody, a już wie więcej niż niejeden z tropicieli. Brawo! – Eth roześmiał się.
Doszli do namiotów. Obozowisko było pełne ludzi. Większość z nich rozmawiała z innymi, chwaląc się osiągnięciami z dnia.
- No to na razie, młody. – powiedział Eth – Najlepiej zrobisz, jak od razu udasz się do arcydruida. Podobno sprawa jest pilna – jeszcze raz uśmiechnął się do Kreeth’a i odszedł w stronę swego namiotu.
Kreeth jeszcze chwilę przyglądał się innym. Starał sobie przypomnieć czy zrobił coś, co mogło rozgniewać arcydruida. Nie mógł znaleźć takiej rzeczy i tym bardziej go martwiło co on mógł od niego chcieć. Kreeth nie należał do osób lękających się konsekwencji swych czynów i tego co go może czekać. Poza tym lubił ryzyko. Właśnie dlatego postanowił zastosować się do rady Eth’a i poszedł w głąb gaju. Drzewa tutaj rosły nieco gęściej, więc ktoś obcy mógłby mieć problemy ze znalezieniem drogi. Po chwili Kreeth doszedł do małej polany, na której stał namiot arcydruida. Nikt nie wiedział czemu ich mentor odizolowuje się od reszty, ani czemu jego samotnia różni się od typowego domostwa druidów. Namiot, w którym mieszkał arcydruid był większy, bardziej kolisty. Wokół rosły krzewy rzadko spotykanych w gaju owoców. Większość druidów twierdziła, że jest to spowodowane potęgą jaką dysponuje ich mistrz. Kreeth podszedł do wejścia.
- Wejdź, Kreeth – z wnętrza dobiegł Kreeth’a głos arcydruida.
Kreeth wszedł. Wnętrze namiotu było dość duże. Główną część domostwa zajmowały aparatury alchemiczne i stoły, na których znajdowały się różne zioła, grzyby i komponenty niezbędne do warzenia skomplikowanych eliksirów. Tylko trochę przestrzeni było zajęte przez małe łoże.
- Witaj mistrzu – powiedział do arcydruida Kreeth
- Więc Eth musiał Ci o wszystkim powiedzieć, co? – powiedział arcydruid – Trudno jest utrzymać tutaj coś w tajemnicy. Wszyscy o wszystkim wiedzą. Zwierzęta są takie rozmowne. Ale nie szkodzi. Nikt nie wie o czym będzie ta rozmowa. Zadbałem o to. A czy ty domyślasz się po co Cię tu wezwałem?
- Nie, mistrzu.
- Więc przejdę do rzeczy – arcydruid uśmiechnął się – Przez całe twoje życie byłeś szkolony. Najlepsi druidzi uczyli Cię alchemii. Najzdolniejsi tropiciele pokazywali ci jak walczyć za pomocą miecza. Najcichsi łowcy zaś trenowali Ciebie w sztuce, jaką jest skradanie. Oni wszyscy robili to na moje polecenie. Ja kazałem im przygotować Cię do życia poza naszym pięknym gajem. Czy już wiesz o co mi chodzi?
- Nie, mistrzu – skłamał Kreeth. Wiedział do czego zmierza ta rozmowa. Ale chciał usłyszeć to od arcydruida.
- Naprawdę? Myślisz, że możesz mnie tak po prostu okłamać? Ale dobrze. Skoro chcesz to usłyszeć. Jutro kończysz osiemnasty rok swej egzystencji. W gaju panuje pewna zasada. Tylko dzieci natury mogą kształcić się na druidów, tropicieli i łowców. I także oni mogą przebywać w nim po osiągnięciu wieku dojrzałego. Ty zaś jesteś demonem. Istoty z twego rodzaju są wrogami natury, jednak głosimy iż każda istota ma prawo do schronienia w naszym gaju. Innymi słowy: musisz dziś nas opuścić.
- Ale ja… - zaczął Kreeth
- Żadnych „ale”, chłopcze. Znasz zasady. Jestem pewny, że poradzisz sobie poza gajem. Wiesz o wiele więcej niż inni ludzie w twoim wieku. A demonia krew, płynąca w twych żyłach pozwala Ci na wiele więcej od twych człowieczych rówieśników.
- Kiedy mam wyruszyć? – w głosie Kreeth’a słychać było smutek.
- Najlepiej jak wyruszysz od razu. Mam tutaj kilka niezbędnych rzeczy. – arcydruid wskazał pakunek leżący na stole.
- Co dokładnie?
- Prowiant. Kilka ziół i takie tam. – arcydruid podszedł do łoża. Schylił się i wyciągnął spod niego miecz. – I jeszcze dochodzi ten miecz. To była kiedyś moja własna broń, ale teraz jej nie potrzebuję i chciałbym Ci ją dać. – wręczył Kreethowi miecz, tkwiący w skórzanej pochwie. Kreeth wyciągnął go ostrożnie. Jego prosta i średnio długa klinga mieniła się złotym blaskiem światła świec. Rękojeść była zrobiona z drewna ciemnego i sprawiającego wrażenie bardzo mocnego. W głowicy zaś tkwił czerwony niczym krew rubin.
- Dziękuję, mistrzu, ale mam jeszcze kilka rzeczy w moim namiocie. – wybąknął nieśmiale Kreeth.
- Wyruszasz bez wizyty w obozowisku. Wszystko co tam zostawiłeś dostanie któryś z młodszych.
Zapadła jedna z tych niezręcznych cisz. Kreeth nie mógł zebrać się na wygarnięcie wszystkiego arcydruidowi. Powstrzymywał się od wybuchu gniewu i żalu płonącego w jego duszy. W końcu postanowił się odezwać:
- Dobrze – powiedział z nieszczerą uprzejmością, chowając prz okazji miecz i przywiązując pochwę u pasa.
- W takim razie chodź. – arcydruid wskazał mu wyjście z namiotu. – Odprowadzę Ciebie na skraj gaju.
Na zewnątrz panowała ciemność. Słońce dawno ustąpiło miejsca księżycowi, który oświetlał swym blaskiem korony drzew. Na polanie, na której stał teraz Kreeth widać było ciemne, bezchmurne niebo. Po chwili z namiotu wyszedł arcydruid i razem ruszyli na wschód, w stronę granicy gaju. Szli tak w milczeniu i ciszy. Czasem słychać było tylko dźwięk łamanych gałązek, pohukiwania sowy lub wycie wilka. Kreeth nigdy nie zapuszczał się tak daleko w tę stronę. Zawsze starczało mu to co było bliżej samego serca gaju, gdzie najczęściej odbywał lekcje. On i kilkoro innych dzieci uczyli się skradania się, walki i alchemii. Kreeth zawsze był jednym z najlepszych podczas zajęć. Być może było to spowodowane ciągłym zachęcaniem go do bycia coraz lepszym. Teraz, gdy o tym myślał… W końcu zdał sobie sprawę czemu tak było. To wszystko od początku miało go przygotować do życia poza gajem. Dlaczego mu arcydruid dopiero teraz mu to powiedział. Ale rozmyślanie o tym w tej chwili wydawało się być bezsensowne. Szczególnie, że teraz Kreeth widział drogę biegnącą poza gaj. Po drugiej stronie czeka go nowe życie…
- Jesteśmy na miejscu, chłopcze. – oznajmił arcydruid. – Tutaj nasze ścieżki się rozchodzą. Byłbym zapomniał. Twoje rzeczy. – wręczył Kreethowi torbę.
- Dziękuję, mistrzu. – oznajmił Kreeth od razu wieszając sobie torbę przez ramię, tak żeby nie kolidowała ze skrzydłami.
- Tutaj masz jeszcze trochę złota. – wręczył mu sakiewkę. – Nie jest to może dużo, ale na początek powinno Ci wystarczyć. Niedaleko wzdłuż tej drogi powinno być miasto.
- Dziękuję jeszcze raz za wszystko, mistrzu. Ja powinienem już ruszać. – powiedział Kreeth tłumiąc w sobie płacz, smutek, żal i gniew, który w nim płonął. – Nigdy nie zapomnę co gaj dla mnie zrobił. Żegnaj, mistrzu.
Odchodząc w stronę drogi, Kreeth spojrzał za siebie, ale arcydruida już tam nie było. Po chwili także krajobraz zaczął się zmieniać. Zamiast drzew wokół były pola. Niebo i księżyc nadal było na tym samym miejscu, więc przynajmniej to było pocieszające. Złowroga ciemność powodowała, że Kreeth coraz bardziej odczuwał zmęczenie. Cisza zachęcała do snu. Jednak nie było miejsca, w którym można by rozbić obóz. Trzeba więc było iść dalej, prosto w objęcia mroku. Po kilku minutach Kreethowi zdawało się, że słyszał jakiś szmer. Obejrzał się, ale nikogo tam nie było. Powoli zaczął rozglądać się dookoła. Nic. Dźwięk znowu powrócił, lecz tym razem jakby głośniejszy. Kreeth znał ten odgłos. Tak zakłócała ciszę osoba, która nieumiejętnie się skrada. A może to tylko zmęczenie? Jednak nie można lekceważyć czegoś takiego. Zawsze mu to powtarzano. Kreeth zaczął powoli iść w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Zacisnął rękę na rękojeści swego miecza. Nagle coś przemknęło mu coś za plecami. Odruchowo obrócił się. I to był błąd, bo w tej samej chwili coś uderzyło Kreeth’a w plecy, tak mocno, że upadł na ziemię, lecz zbyt słabo, by osiągnąć zamierzony efekt.
- Czy to ten? – rozległ się jakiś głos.
- Ma skrzydła. To musi być ten. – powiedział ktoś inny.
- Sprawdź, czy jest jeszcze przytomny. – powiedział pierwszy.
Kreeth usłyszał czyjeś kroki. Ktoś szedł ku niemu, na co liczył. Powoli przesuną przysłoniono skrzydłem rękę w kierunku miecza i zacisnął dłoń na rękojeści. Otworzył oczy. Drogę zalewało magiczne, białe światło.
- Ej! On się rusza! – krzyknął drugi z głosów.
Kreeth przeturlał się i szybko wstał, wyciągając miecz. Rozejrzał się. Dwóch osobników stało na drodze. Pierwszy z nich był tam, gdzie przed chwilą leżał Kreeth. Był uzbrojony w miecz. Drugi z nich w jednej ręce trzymał maczugę. Jego pozornie wolna ręka emanowała magicznym blaskiem, który rozświetlał drogę. Obydwoje byli ubrani w ten sam czarny strój. Ich twarze skryte były w kapturach.
- Na co czekasz?! Zajmij się nim! – krzyknął ten, który tworzył światło.
- Z przyjemnością.
Osobnik z mieczem zaczął biec w stronę swej niedoszłej ofiary. Ciął mieczem w swego skrzydlatego przeciwnika. Kreeth sparował cios i zadał swój tak, jak go uczono przez te wszystkie lata.
- Lubisz się bawić, co? Więc zabawmy się! – powiedział zabójca, zadając kolejny cios.
Kreeth zablokował uderzenie. Wyprowadził własne, które zostało natychmiast sparowane. Kolejne cięcie, kolejna blokada. I znowu. W końcu zabójca zrobił błąd, który Kreeth zawsze zauważał u swoich przeciwników. Zaatakował od góry. Kreeth szybko wykorzystał sytuację i zadał pchnięcie. Miecz przeszył skórzaną zbroję zabójcy, spod której zaczęła ściekać krew. Jego ciało osunęło się na ziemię. Słyszeć się dało tylko głuchy dźwięk, towarzyszący zazwyczaj upadkowi.
- Głupiec. – powiedział spokojnym głosem drugi z zabójców – Czy ja zawsze muszę robić wszystko sam?
Kreeth spojrzał na niego. Ostatnie co pamiętał to czerwone światło i ból, który pozbawił go przytomności.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fist
Zawodowy Zielarz



Dołączył: 21 Gru 2006
Posty: 921
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego Koszmaru

PostWysłany: Sob 14:15, 10 Lut 2007    Temat postu:

jestem pod wrazeniam.. to jest naprawde zajebi... powiedz czy masz zamiar pisac dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Sob 14:18, 10 Lut 2007    Temat postu:

Na forum imperium opublikowałem dwa dalsze rozdziały. Jeśli chcesz mogę je tu umieścić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fist
Zawodowy Zielarz



Dołączył: 21 Gru 2006
Posty: 921
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego Koszmaru

PostWysłany: Sob 14:23, 10 Lut 2007    Temat postu:

chcem...i postaram sie jak najszybciej przeczytac Smile (bo jak wiadomo nie zawsze sie ma czas na przeczytanie wszystkiego.. ale dawaj dawaj

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Sob 14:26, 10 Lut 2007    Temat postu:

Już się robi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drago
Administrator



Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 1941
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Wrzosowisk Północy...

PostWysłany: Sob 15:47, 10 Lut 2007    Temat postu:

Rzeczywiście świetne Very Happy Akcja troszeczkę zbyt szybko się rozkręca (przydreptuje do arcydruida i po chwili bez ceregieli są za lasem) lecz jest i tak niezłe Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Sob 22:39, 10 Lut 2007    Temat postu:

E tam, za szybko, czasem nie trzeba zanudzać czytelnika Smile
Choć ja staram się stawiać na opisy, bo mi lepiej wychodzą od dialogów Razz

W każdym razie kawał dobrego opowiadania, ciekawa postać, płynna akcja Wink
Jak znajdę chwilę przeczytam dalsze dwa rozdziały Smile

D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice
Alkochocholik



Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:28, 13 Lut 2007    Temat postu: Re: Płomień duszy rozdział pierwszy

Kreeth napisał:
...Obydwoje byli ubrani w ten sam czarny strój. Ich twarze skryte były w kapturach...

Może mi się wydaje, ale to dziwnie brzmi.. 'w takie same czarne stroje' chyba byłoby bardziej na miejscu. Smile

rozdział pierwszy bardzo dobry, wciągający. ;]
idę dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Galdir
Potwór



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:49, 13 Lut 2007    Temat postu:

Jednej rzeczy nie rozumiem...

Zabójca mag był idiotą?

Po cholerę wystawiał na szwank zdrowię a nawet życie towarzysza mogąc obezwładnić bohatera szybko i skutecznie ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Wto 18:54, 13 Lut 2007    Temat postu:

Jedną z cech tych, którzy uważają się za potężnych jest pycha. Mag po prostu nie docenił bohatera. A jego towarzysz pewnie nic dla niego nie znaczył.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Galdir
Potwór



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:15, 13 Lut 2007    Temat postu:

Nie dowierzam za bardzo.

Każdy inteligentny przeciwnik nie pozbawiałby siebie samego pomocnika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Wto 20:42, 13 Lut 2007    Temat postu:

Ale jeśli przeciwnik był, według niego, słaby, to po co miałby brudzić sobie ręce?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Galdir
Potwór



Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:08, 13 Lut 2007    Temat postu:

dla miernej satysfakcji

treningu

strachu przeciwnika

starczy ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deithe
World Designer



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 5527
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bziuuuum ^^

PostWysłany: Śro 7:43, 14 Lut 2007    Temat postu:

Śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć miliona to statystyka?

Nii, nie pasuje...

D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fist
Zawodowy Zielarz



Dołączył: 21 Gru 2006
Posty: 921
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Twojego Koszmaru

PostWysłany: Śro 12:54, 14 Lut 2007    Temat postu:

moze ten pomocnik byl bezwartosciowym niewolnikiem, a mag bardzo sie wywyzszal i dlab tylko o sobie co go obchodzilo zycie sprzymerzenca. a pozatym rzucanie czarow oslabia niektorych wiec niechcial sie narazac na niepotrzebne zmeczenie. i do tego nie wszystko musi sie zawsze udawac. a co myslal sprzymierzeniec... musze robic co mi karze bo mnie spopieli albo zamieni z jakiegos oblesniego stwora.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Demogorgon Biały
Tkacz Opowieści



Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 3924
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:58, 14 Lut 2007    Temat postu:

Wreszcie się zebrałem na to żeby przeczytać ten kawał tekstu Razz. Muszę przyznać, że historia zapowiada się ciekawie, a i styl całkiem przyjemny. Może zaraz się zabiorę do kolejnych części Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1