Forum "Kraina Smoków" Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Płomień duszy rozdział piąty

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kreeth
Kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych



Dołączył: 16 Gru 2006
Posty: 1688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Otchłań

PostWysłany: Śro 18:35, 14 Lis 2007    Temat postu: Płomień duszy rozdział piąty

I udało mi się wypocić kolejny rozdział, którym się z wami dzielę. Mam nadzieję, że urozmaici to wam trochę któryś z tych długich, zimowych wieczorów. Jak zwykle czekam na komentarze i konstruktywną krytykę tego, co napisałem.

Noc. Ciemne niebo o kolorze atramentu było zasłane chmurami, które przesłaniały gwiazdy. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, jeśli nie fakt, że w chmurach powstała dziura. Był to otwór idealnie pasujący do rozmiarów księżyca, który wysyłał przez niego blade światło, oświetlając Thrau i ukazując sceny, które normalnie w taką noc zostałyby niezauważone. Pewnie byłoby lepiej, gdyby obserwator nie ujrzał pewnych rzeczy, jednak złośliwy los tylko czeka na odpowiednich obserwatorów, którzy znajdą się w odpowiednim czasie i miejscu, aby wdrożyć kolejną część planu bogów. A raczej wyniki ich niekończących się gier.
Historia kołem się toczy. To stwierdzenie zostało wyryte w naszych świadomościach jako oczywista prawda wszechświata. Tylko niektórzy postanowili to zbadać. A potem, gdy koło historii wykonało pełny obrót, robił to ktoś inny, w ten sam, prowadzący do niczego sposób. Dlaczego nikomu się nie udało do tej pory rozgryźć tej zagadki? Odpowiedz jest prosta. Bogowie nie lubią, gdy istoty śmiertelne, a przynajmniej bardziej śmiertelne od nich samych, mieszają się w ich sprawy. A mianowicie chodzi o mieszanie się do ich gier. Jeden rzut kośćmi, czy ruch pionkiem na szachownicy świata może zmienić pogląd i mentalność całych narodów. Bogowie nie stworzyli ludzi, aby zostawić ich samym sobie, prawda? A poprawki trzeba wykonywać zawsze, gdy twór wymyka się spod kontroli lub schodzi na drogę niezgodną z tą, którą wyznaczyli bogowie.
Koło historii wystartowało po raz kolejny. Doszło do momentu pełnego obrotu i znów zaczęło powolny bieg. Rzeczywistość została już nagięta, aby wszystko wypełniło się tak, jak ostatnio. Przy wykorzystaniu innych pionków oczywiście. Kolejny z nich przesunął się na szachownicy wieczności.
Ciemny kształt biegł po dachach budynków. Zwinnie omijał przeszkody i skakał na kolejne, coraz niższe przeszkody. Trasa była wyznaczona bezbłędnie... Postać zatrzymała się i spojrzała na niebo. Przez chmury przebijał się księżyc, a jego światło padało prosto na imperialną stolicę. Po chwili bezruchu i nasłuchiwania odgłosów miasta, postać zaczęła biec dalej. Po kilku chwilach wypełnionych skokami i kilkoma innymi wyczynami akrobatycznymi stała na jednej z brukowanych ulic Jesel. Ruszyła szybkim krokiem w stronę Bramy Północnej, zastanawiając się, czego może chcieć on. Wysłał jej kodowaną wiadomość. W Gildii Złodziei nie można ufać nikomu i on o tym wiedział.
W końcu postać dotarła do zamkniętej bramy. Strażnicy, którzy powinni jej pilnować, spali spokojnie. Postać rozejrzała się i ostrożnie ukradła ich sakiewki.
- Stare przyzwyczajenia? - zapytał głos za nią.
- Co jak co, ale jestem złodziejką. - odparła Azira. - Takie zachowanie jest jak nawyk. Poza tym muszę za coś żyć.
Jej rozmówca stał blisko niej. Prawie czuła jego oddech.
- Wiem. - odpowiedział jej szept tuż przy uchu.
Azira odwróciła się i spojrzała w oczy rozmówcy. Uśmiechnęła się i pocałowała go w usta. Po chwili wypełnionej ciszą, Sekarthis zdjął kaptur, ujawniając swoją pozbawioną emocji twarz.
- Wyjeżdżam. - oznajmił.
- Po to mnie wzywałeś? Żeby się pożegnać?
- I tak, i nie. Muszę zająć się sprawą, o której ci mówiłem.
- Tak, tej której szczegółów mi nie chciałeś zdradzić. - przerwała mu złodziejka.
Sekarthis uśmiechnął się tylko i kontynuował dalej:
- Nie wrócę już, wątpię, abyśmy się kiedykolwiek jeszcze zobaczyli.
- Dlaczego nie mogę jechać z tobą?
- Bo muszę to wszystko zrobić sam. Są pewne rzeczy, które potrzebują specyficzne jednostki i nikogo więcej. Poza tym będziesz potrzebna tutaj. - Azira już miała się o coś spytać, gdy Sekarthis uniósł dłoń i mówił dalej: - Kreeth trafił do aresztu. Jutro będą chcieli go powiesić. Nie pozwól, aby stała mu się krzywda, dobrze? Jest bardzo ważny. Nie wiem jeszcze czemu, ale odegra ważną rolę w tym, co wkrótce się stanie.
- Dobrze, ale...
- Żadnych "ale". Nie daj mu zrobić krzywdy. Tylko tyle od ciebie wymagam. A teraz żegnaj, najdroższa.
Raz jeszcze ich usta połączyły się w pocałunku. Potem Sekarthis rozmył się w ciemności i opuścił miasto. Jego rozmazana sylwetka przeszła przez bramę niczym widmo. Azira stała jeszcze w milczeniu, wpatrując się w miejsce, gdzie ostatnio był jej kochanek. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku na bruk. Potem złodziejka skierowała swe kroki w głąb miasta...

Światło świtu wdarło się do jednej z cel. Znajdowała się ona w podziemiach Siedziby Głównej Wywiadu Imperialnego Thrau. Było to ciasne, kamienne pomieszczenie, w którym znajdowała się tylko pojedyncza prycza. Na podłodze walały się różne śmieci i pozostałości po poprzednich lokatorach pokoju. Drzwi zaś były wykonane z mocnego drewna, a dla pewności ktoś jeszcze umocnił je stalą.
Świało świtu padało dokłądnie na pryczę, na której leżała skrzydlata postać. Budziła się ona powoli. Po chwili przyjęła pozycję siedzącą i spojrzała przez zakratowane okno na niebo. Dla wszystkich prócz Kreeth'a zapowiadał się piękny dzień. Demon po raz kolejny rozejrzał się po swojej "kwaterze". Jego myśli błądziły. Demon był zdezorientowany, a gniew i pragnienie zemsty płonęło w nim, przemieniając jego duszę w popiół. Dziś miało okazać się jak zginie... Jak mógł wogóle dopóścić do takiej sytuacji! To niemożliwe, przecież gdy tylko widział te zlecenia coś wydawało mu się nie tak! Mógł zareagować, mógł posłuchać ostrzeżenia Aziry... Jednak wybrał bezmyślną lojalność wobec mistrza gildii. Zaufał mu... i teraz sziedział w celi, czekając na wyrok. To dzięki Sekarthisowi miał dzisiaj zginąć... Jeśli z tego wyjdzie, na pewno się zemści. Choćby miało mu to zająć dziesiątki lat.
Kreeth wstał i rozprostwoał skrzydła na tyle, na ile pozwalał mu rozmiar pomieszczenia. Spojrzał na drzwi dokłądnie w tym samym momencie, w którym otworzyły się one. Stanęła w nich kobieta, a raczej dziewczyna, o długich, uwiązanych w warkoczyki blond włosach. Jej twarz była niewinna. Miała na sobie srebrny napierśnik i brązowe spodnie, które opinały jej zgrabne nogi. Na oko była w wieku Kreeth'a.
- Pójdziesz ze mną. - powiedziała.
Demon nie odpowiedział. Skrzywił się tylko i niechętnie wyszedł na korytarz. Nawet uroda tej, która prowadziła go do ewidentnej zagłady nie poprawiła mu humory. Wręcz przeciwnie nawet. Przytłaczała go świadomość, że nie dostanie szansy kontaktu z kimś takim.
Strażniczka zamknęła za Kreeth'em drzwi. Na moment ich spojrzenia spotkały się, a cisza przyjęła tę złośliwie niewygodną formę, która zamieniała powietrze w zimną masę. Kreeth był zmuszony do odwrócenia spojrzenia. Strażniczka uśmiechnęła się i razem z Kreeth'em ruszyli ciemnym korytarzem, po którego obu stronahc znajdowały się niezliczone drzwi i odnogi do innych sekcji więzienia. Z oddali słychać było stłumione jęki zamkniętych w ciasnych celach przestępców.
- Nie zakujesz mnie w kajdanki? - zdobył się na odwagę zadania pytania.
- A po co? - zdziwiła się strażniczka, gdy skręcili w jakąś odnogę korytarza.
- Mógłbym spróbować cię zabić i uciec. Nie boicie się takiego obrotu sprawy?
- Spróbować to dobre słowo. - strażniczka uśmiechnęła się do niego. - Poza tym wątpię, aby ktoś taki jak ty mógł zranić kobietę. Nie wyglądasz na takiego.
Kreeth milczał. Rzeczywiście, nie był w stanie do zranienia kobiety "tak po prostu". Gdyby był do tego zmuszony, w ostateczności zrobiłby krzywdę przedstawicielce płci przeciwnej. Jednak i tak zostawiłoby to w nim pewną odrazę do samego siebie. Są rzeczy, których po prostu nie wypada. Poza tym sytuacja nie była ostatecznością, a przynajmniej Kreeth chciał w to wierzyć. Jednak to nie bajka i żaden królewicz nie przyjedzie na białym koniu, aby go uratować...
W końcu doszli do kamiennych, spiralnych schodów. Wspinli się po nich dość długo, mijając przejścia na poszczególne piętra budynku. Kreeth zaczął podejrzewać, że schody nie mają końca.
- Czy tak wygląda tu egzekucja? - zapytał.
Strażniczka zachichotała, ale nic nie odpowiedziała. Po kilku kolejnych chwilach dotarli do drewnianych, ozdobnych drzwi. Kobieta zapukała i otworzyła je.
Następne pomieszczenie było przestronnym biurem. Kreeth rozejrzał się ostrożnie i wszedł za strażniczką do środka. Znajdowało się tu biurko, a przy nim kilka krzeseł, oraz parę szafek. Wolne miejsca na ścianie były zajęte przez obrazy przedstawiające naturę oraz jakieś dokumenty i dyplomy. Wszystkie meble sprawiały wrażenie wyjętych z gustownego salony arystokracji.
Za biurkiem, na wygodnym fotelu, siedział mężczyzna o siwych włosach i pokrytej bliznami twarzy. Na sobie miał zbroję płytową.
- Siadaj. - polecił chrypliwie mężczyzna. Dopiero potem spojrzał na strażniczkę i uśmiechnął się, powstrzymując śmiech. - Ładna fryzura. - wykrztusił tylko.
Strażniczka zmrużyła oczy i przeszyłą go nienawistnym spojrzeniem.
- Dlaczego wszyscy się śmiejecie! Jejku, czy tu nie można już mieć normalnej fryzury?
Wyszła, zostawiając ich samych. Kreeth przeszedł po czerwono-żółtym dywanie i usiadł na niewygodnym krześle.
- Przeskrobałeś sobie, nie ma co. - powiedział meżczyzna, czytając jakiś dokument. - Fałszowanie zleceń, nielegalne skrytobójstwo, kradzież pieniędzy... Nieładnie.
- To nie ja! - oburzył się Kreeth.
- Czy pozwoliłem ci mi przerywać? Nie? To siedź cicho. Na czym to ja... Ach. Mam tu nakaz egzekucji, chłopcze. - pomachał kartką papieru. - Ścięcie. Nieładna sprawa. Najpierw cię obiją, a potem dopiero zetną łeb. I jeszcze to, co rzuci w ciebie publika. Pewnie chciałbyś tego uniknąć, co? I dam ci taką szansę.
Te słowa były dla Kreeth'a jak uderzenie cepa. W ciemnym tunelu jego życiap ojawiło się światełko nadziei.
- Co muszę zrobić? - zapytał szybko.
- Nie tak szybko, chłopcze. Opowiedz mi swoją wersję wydarzeń. Powiedz mi wszystko o Sekarthisie.
Kreeth opowiedział swoją historię, zaczynając od momentu dołączenia do gildii. Ominął część o ostrzeżeniu Aziry.
- ...i wtedy wtargnęli strażnicy i mnie aresztowali. - zakończył.
- Nikt nigdy nie uwierzyłby w podobną historię, wiesz o tym. Jednak to twój szczęśliwy dzień. Mam dowody potwierdzające twoje zeznania.
- Jakie dowody?
- To cię nie powinno interesować. Jednak jesteś jedynym, którego możemy poddać egzekucji. Kat całą noc ostrzył topór. Nie często zdarza mu się występować przed szerszym gronem. - mężczyzna uśmiechnął się paskudnie. - Twój mistrz podrobił mój podpis, użył mojego nazwiska. A po twoim aresztowaniu zniknął. Będziemy szukać i na pewno damy ci szansę na pomstę. Jednak nie ocalę cię bezinteresownie. Sam imperator chce, abyś służył w Wywiadzie Imperialnym. - Arkanz, jak domyślił się Kreeth, przypominając sobie podpis na jednym ze zleceń, westchnął. - Nie mogę odmówić. Ty też nie, jeśli nie chcesz zginąć. I nie licz na jakąkolwiek pensję. Jesteś zwolnionym kryminalistą i odpracowujesz to, co przeskrobałeś.
- Ale przecież powiedziałeś, że macie dowody, że to nie ja.
- Ale mieszkańcy tego nie wiedzą. Poza tym dowodów nikt oprócz, mnie i kilku zaufanych ludzi, nie widział.
Kreeth westchnął. Naprawdę nei miał wyboru.
- Zgadzam się. - powiedział w końcu. - Co mam robić?
- To, co ci powiem. - odparł jego rozmówca z uśmiechem. - Na razie zatrzymasz się w jednej ze specjalnych kwater. Tam przenieśliśmy twoje rzeczy. Twoja zbroja i miecz nie są magiczne, a nie mam zamiaru marnować na ciebie naszego ekwipunku. Chcieliśmy wyjąć rubin, ale nie dało się. Przetopić też nie dało rady. Księżycowe srebro to porządny materiał. Divisha, czyli ta warkoczykowa wariatka, która cię przyprowadziła, odprowadzi cię do kwater, gdzie będzesz cierpliwie czekał na rozkazy.
Jakby na rozkaz, drzwi otworzyły się. Stanęła w nich ta sama strażniczka, jednak teraz jej włosy były całkowicie rozpuszczone. Były długie do ramion, a grzywka zasłaniała czoło.
- Nie jestem wariatką. - powiedziała.
Kreeth bez słowa wyszedł. Divisha zatrzasnęła za nimi drzwi i ruszyła bez słowa po schodach.
- Witaj w Wywiadzie Imperialnym. - powiedziała, gdy schodzili na dół. - Najgorszej placówce na jaką mógłyś kiedykolwiek trafić.
- Eeee, dzięki. - odparł Kreeth. - Naprawdę jest tu tak źle.
- Nie. Jest gorzej. Małe zarobki, roboty tyle, że starczyłoby na całe miasto... Jednak to zaszczyt pracować tu, wiesz? Praca tutaj daje uczucie spełnienia. Robienia czegoś dla Thrau.
- Tak, to naprawdę wspaniałe. - odparł ponuro Kreeth.
- To głupie, nikt nie czuje podobnie...
- Wcale nie. Myślę, że to dobrze, gdy ktoś spełnia się w pracy.
- Dzięki. - powiedziała Divisha.
Resztę drogi milczeli. Gdy zeszli na jedno z pięter, minęli kolejny, pusty korytarz wykuty w kamieniu. Znajdowały się tu okna, przez które widać było całą stolicę. Kreeth zauważył, że byli dość wysoko.
Na końcu korytarza znajdowały się drewniane drzwi. Divisha otworzyła je i wpuściłą Kreeth'a do środka. Potem zamknęła za nim drzwi i odeszła.
Jego kwatera była mniej więcej rozmariów jego celi. Różnica polegała na tym, że pokój był schludniejszy i dodano w nim kufer, który po otworzeniu ukazał demonowi jego rzeczy. Było tam wszystko. Zbroja, miecz, zestaw wytrychów...
Kreeth zamknął kufer i spojrzał przez okno. Wychodziło ono na dach sąsiedniego budynku. Był on na tyle blisko, aby mógł na niego wskoczyć.
Wtedy drzwi otworzyły się. Stanął w nich Arkanz. Rozejrzał się po pokoju uśmiechnięty.
- Widzę, że się rozgościłeś. - powiedział i usiadł na łóżku. Wyjrzał przez okno. - Pewnie zauważyłeś, że możesz przeskoczyć na sąsiedni dach. Specjalnie wybrałem ci właśnie ten pokój. To twoja droga do wyjścia z budynku i zajęcia się naszymi sprawami. Dzisiaj nie dostaniesz zleceń. Jutro prześlę ci rozkazy. Na razie zajmij się wypełnianiem papierów.
Arkanz rzucił mu na łóżko plik kartek sczepionych razem. Były całe pokryte drobnym pismem.
- Czy mogę stąd wyjść? - zapytał demon.
- Tylko jak ja ci pozwolę. Czyli odpowiedź brzmi "nie". I nie próbuj uciekać. Cały czas jesteś pod obserwacją. Jak zrobisz coś głupiego to egzekucja zostanie przeprowazdona bez kata.
Dowódca Wywiadu Imperialnego wyszedł z pokoju, zostawiając Kreeth'a sam na sam z dokumentami. Demon westchnął i zaczął je przeglądać.
"Wygląda na to, że zamieniłem jedną celę na drugą.", pomyślał jeszcze.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AVquiraniel Vareneil
Zasłużony



Dołączył: 01 Lip 2007
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:38, 14 Lis 2007    Temat postu:

Bardzo fajne Smile Jest tylko jeden błąd, który widać gołym okiem, przynajmniej dopóki człowiek się nie wciągnie - powtórzenia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "Kraina Smoków" Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1